Marioland
Liverpool wygląda w tym okienku, jakby postanowił wypróbować przy sprowadzaniu piłkarzy każdej filozofii po trochę. Od fundowania nowego Bentleya właścicielce Southampton po zaciąganie piłkarskich pożyczek z Hiszpanii. Teraz więc przyszedł czas na operację o kryptonimie „nigdy nie mów nigdy Brendan”. Czy to w ogóle może się udać?
Ze wszystkich piłkarzy na świecie jacy grają na przyzwoitym poziomie, Balotelli był ostatnim, jakiego spodziewałem się ujrzeć w koszulce z liverbirdem na piersi. Na początku pomyślałem, że będzie to decyzja, która rozbawi i nauczy. Rozbawi, gdy w Mario obudzi się uśpiony talent do wywoływania sytuacji tragikomicznych. Nauczy, gdy okaże się, że są ludzie, którzy nigdy się nie zmienią.
No cóż, Włoch nie należy do osób, które układają grzywkę na bok i przepuszczają starsze panie w kolejce. Jego talent do kreowania absurdalnych sytuacji i problemy z dyscypliną stworzyły więc potrzebę do wprowadzenia klauzuli pt. „mamy cię na oku”.
O ile sama idea być może jest szczytna, to nie bardzo rozumiem jaki jest sens narzucania podobnych zapisów umownych. Już przy okazji niedawnego transferu Suáreza i obwarowania czynności gryzienia ludzi konsekwencjami finansowymi, pomyślałem: „takie rzeczy, tylko w Barcelonie”. Jak widziałem Urugwajczyka, który na konferencji obiecuje kibicom, że nigdy już nie użyje zębów do manifestacji swojej dezaprobaty, zastanawiałem się czy przemówienia nie pisał mu przypadkiem John Cleese. Sprawa z Balotellim jest odrobinę poważniejsza, bo i regulacje wprowadzające pojęcia dyscypliny i odpowiedniego podejścia do wykonywanej pracy brzmią nieco sensowniej. Mimo to, uważam że oczekując od Włocha dojrzałości, nie można mu jednocześnie powtarzać: „dobra, i tak wiemy, że coś zrobisz”. Poza tym trudno będzie wyważyć proporcje kar umownych w stosunku do nieodpowiedniej postawy na treningu. Jaka kwota mogłaby być w tym wypadku adekwatna? Ponadto zastrzeganie w podobnych wypadkach konsekwencji jedynie dla jednego zawodnika może stworzyć dość uzasadnione poczucie nierównego traktowania.
Mario jaki jest, każdy widzi. To jakim jest człowiekiem, mogło jednak w dużej mierze ukształtować go jako piłkarza. Chociażby sposób wykonywania jedenastek czy odważne próby strzałów z dystansu są wynikiem jego bezkompromisowego charakteru. Jeśli nawet sięgnięcie po tak kontrowersyjną postać jest oznaką desperacji w sprowadzeniu odpowiedniego napastnika, należy wydobyć z niego to, co najlepsze, a nie zakładać z góry katastrofę.
Pozostaje jeszcze kwestia dopasowania charakterologicznego do całej ekipy. Sporo osób w Liverpoolu wyraźnie obawia się zepsucia obecnej atmosfery w zespole. Myślę, że Brendan może pokazać światu, jak dobrym jest motywatorem. Jeśli Super Mario zacznie nadawać na tych samych falach co reszta, będzie można oficjalnie obwieścić, że menadżer z Irlandii Północnej jest geniuszem. Niezależnie od powyższego – i tak bardziej mnie obchodzi jego zachowanie na boisku. Rozliczanie za dokonania poza nim, zostawiam ambasadorom głupoty, którzy na pewno znajdą dla niego miejsce na pierwszej stronie, obok artykułu pt. „chłopak wybił mi zęby pierogiem”.
To, co najważniejsze, to jak Rodgers wpasuje go do swojej układanki. Postawienie na diament jest ciekawym rozwiązaniem, ale z takim zestawem ofensywnych graczy aż nie chce się wierzyć, że nie poeksperymentuje z ustawieniem. To chyba najlepsza ze wszystkich pozytywnych cech Brendana. Potrafi płynnie wprowadzać nowe warianty taktyczne. Z realną możliwością rotacji, pewnie spokojnie znajdzie miejsce dla Mario. Najbardziej intrygująca będzie na pewno rola Sturridge’a i Balotellego w ataku. Przy obecnym założeniu dość agresywnej gry ofensywnych zawodników, dość nietypowe będzie wciskanie dwóch napastników o bardziej ukierunkowanej charakterystyce. Ale to już problem z kategorii tych przyjemnych, gdzie trzeba wreszcie wybierać spośród piłkarzy na zbliżonym poziomie, a nie zastanawiać się czy aby na pewno 89. minuta to nie za wcześnie na wejście tego nieszczęśnika
Wielu próbowało zmienić Mario Balotellego i jeszcze nikomu się to nie udało. Ponadto Włoch zawsze odchodził w niesławie, z dość negatywną opinią kibiców i środowiska futbolowego. Jednak niech za rekomendację tego chłopaka posłuży prosty test. Przypomnijcie sobie, jaka była wasza reakcja przy pierwszej plotce łączącej nas z Włochem (tej sprzed paru tygodni). A teraz odpowiedzcie sobie – co pomyśleliście, gdy nasze zainteresowanie kilka dni temu okazało się prawdziwe…
Komentarze (5)
Ma na pieńku z Gallianim i Berlusconim. Oboje mieli dość, po jego ostatnich wybrykach z papierosami przed meczem z nami w MIAMI....
Może trochę źle to ująłem, nie chodziło mi o skrajnie negatywne nastawienie do Balotellego. Kibice City także go cenili za parę meczów. Rzecz w tym, że nikt nigdzie za nim nie tęsknił przy odejściu, a media wymieniały jedynie pozaboiskowe wpadki. Nawet kibice Milanu, którzy sami go chcieli w drużynie, jedyne nad czym ubolewali - przy jego transferze na Anfield - to nad obecnym brakiem klasowej alternatywy w ekipie.