Zapowiedź meczu
W trzeciej kolejce Premier League the Reds znów czeka trudny sprawdzian – na White Hart Lane zagrają z prowadzącym w tabeli Tottenhamem. Czy uda się pokonać uskrzydlone Koguty na ich terenie?
Niedzielny szlagier będzie bardzo ważnym testem dla obu ekip, które aspirują do zajęcia finalnej lokaty w pierwszej czwórce. Tottenham bezbłędnie rozpoczął sezon, lecz to mecz z Liverpoolem będzie wyznacznikiem, w jakim kierunku będą podążali podopieczni Mauricio Pochettino. Natomiast the Reds chcą powetować sobie stratę punktów w meczu z Manchesterem City i zdobyć White Hart Lane. Potencjalna porażka graczy Brendana Rodgersa może skomplikować sytuację Liverpoolu w tabeli już na starcie sezonu.
Spurs znajdują się na szczycie tabeli po pokonaniu w pierwszej kolejce West Ham United i zdemolowaniu QPR, aż 4:0. Kolejny dobry występ może być kamieniem węgielnym pod upragnione miejsce w Lidze Mistrzów, jednak Koguty muszą wdrapać się na szczyt swoich umiejętności oraz z pewnością piłkarze z Londynu mają jeszcze z tyłu głowy wspomnienie potyczek zeszłosezonowych potyczek z Liverpoolem. Pochettino oszczędzał wielu swoich graczy w meczu Ligi Europy z Limassolem, a do gry powinien być gotowy Roberto Soldado, który narzekał na problemy z plecami i szyją. Biorąc pod uwagę formę hiszpańskiego napastnika fani Tottenhamu bynajmniej nie uważają tego powrótu jako wzmocnienie. Jednak powrót Christiana Eriksena i Emmanuela Adebayora jest dla nich powodem do radości.
Nadchodzącym przeciwnikom trzeba oddać, iż potrafią bronić swojego terytorium. Z ostatnich pięciu spotkań u siebie wszystkie zakończyły się ich wygraną, a Koguty zadziobały rywali, zdobywając 18 goli. Nowy menedżer Spurs powoli zaczyna odciskać swoje piętno na zespole. W poprzedniej kolejce gospodarze jutrzejszego spotkania rozbili QPR, a przy drugiej bramce zdobytej przez Nacera Chadliego, piłkarze wymienili aż 48 podań. To dwa razy więcej niż najlepszy wynik z całego zeszłego sezonu Premier League. Aczkolwiek piłkarze z Londynu mieli ostatnio problem w meczach z najlepszymi. Biorąc po uwagę mecze z pierwszą czwórką Tottenham zdobył tylko jeden punkt i w ośmiu meczach zdobył tylko dwie bramki, tracąc aż 27. Nie jest to powód do dumy i Pochettino zdecydowanie musi poprawić grę swoich piłkarzy w starciach z topowymi zespołami. Kogutom trzeba oddać, że pod rządami Argentyńczyka wyglądają na drużynę lepiej zorganizowaną oraz posiadającą poczucie wspólnoty i wspólnego celu, czegoś czego brakowało im podczas ostatniej kampanii. Mogą też liczyć na odrobinę magii dzięki umiejętnością Erika Lameli, który powoli zaczyna odbudowywać swoją formę z Rzymu oraz Christiana Eriksena. Występ tej dwójki może mieć znaczący wpływ na końcowy wynik.
Większa presja wydaje się ciążyć na drużynie Liverpoolu. Kolejna porażka może pokrzyżować plany Rodgersa i mieć wpływ na morale w zespole. W zeszłym sezonie piłkarze z Merseyside rozbili w dwumeczu Tottenham aż 9:0, jednak powtórzenie tego wyczynu wydaje się wręcz niemożliwe. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę, że na ostatnich siedem wizyt na White Hart Lane zakończyło się pięcioma porażkami. Fani the Reds są przekonani, że ich ulubieńcy od początku spotkania rzucą się na rywali, chcąc odpokutować porażkę z mistrzami z Manchesteru.
Biorąc pod lupę sytuację kadrową wicemistrzów Anglii, widać, iż największy kłopot Rodgers będzie miał z zestawieniem obrony, formacji, która najbardziej kuleje w ekipa the Reds. Brak Glena Johnsona jest przesądzony, a występ nowego nabytku Alberto Moreno niepewny. Na uraz narzeka też Słowak Martin Škrtel, pieszczotliwie nazywany przez wielu kibiców tykającą bombą. Wraz z odejściem Daniela Aggera do Brøndby. Prawdopodobna linia defensywy będzie składała się z Javiera Manquillo, Dejana Lovrena, Mamaodu Sakho. Pozycja lewgo obrońcy pozostaje zagadką. Wspomniany Moreno skręcił kostkę w swoim debiucie z City, a José Enrique nie wydaje się być w stanie zagrać 90 minut. Rodgers w takiej sytuacji chciałby pewnie skorzystać z Jona Flanagana, lecz ten również jest kontuzjowany. Nie dość, że obrona jest przetrzebiona przez urazy i kontuzje to Liverpool w swoich ostatnich ośmiu ligowych meczach nie zdołał zachować czystego konta. Na otarcie łez menedżera i fanów szansę debiutu będzie miał jeden z nowych nabytków, Adam Lallana. Były kapitan Southampton rozpocznie spotkanie na ławce rezerwowych, gdyż powraca po kontuzji kolana.
Mario Balotelli. Te dwa słowa są chyba najczęściej wymienianymi słowami ostatniego tygodnia w kontekście Liverpoolu. Nieobliczany napastnik będzie miał okazję debiutu w jutrzejszym meczu. Wszyscy związani z drużyną z Anfield mają nadzieję, że duet Sturridge – Balotelli będzie siać przerażenie w szeregach przeciwników, tak jak miało to miejsce w przypadku duetu Sturridge – Suárez. Występ od pierwszych minut Włocha jest dla Brendana Rodgersa pewnym ryzykiem, ale ryzykiem, które może się opłacić. Średnia goli Super Mario w całej karierze równa się prawie jednej bramce na dwa mecze. Jeżeli menedżer z Irlandii Północnej zadecyduje się na grę dwójką napastników, to pewnie drużyna zagra w diamencie, z dwójką Sturridge - Balotelli z przodu. Wielu komentatorów widziałoby za ich plecami Raheema Sterlinga, który odgrywał już taką rolę w minionej kampanii. Do dyspozycji będzie jeszcze wspomniany Adam Lallana i Lazar Marković. Daje to menedżerowi pewne pole manewru i demonstruje głębię składu o której można było słyszeć całe lato. Jednak to pole manewru wymusza trafne decyzje. Nikt nie chcę kolejnej porażki i zaliczenia falstartu.
Głównym zadaniem Brendana Rodgersa jest poprawienie gry w defensywie, zaś w związku z licznymi kontuzjami zadanie to jest jeszcze trudniejsze. Spotkanie z Tottenhamem będzie dla menedżera the Reds setnym meczem na ławce Liverpoolu. Wygrana z Kogutami wyrównałaby wyczyn Billa Shankly’ego i Rafy Beníteza 56 wygranych w pierwszych 100 meczach. Przed nimi jest tylko Kenny Dalglish, który dzierży rekord 62 wygranych w pierwszych 100 meczach. Drobny smaczek, aczkolwiek dodaje pikanterii zwłaszcza dla fanów działalności Beniteza na Anfield i obecnego bossa Rodgersa.
Z całą pewnością w nadchodzącym szlagierze trzeciej kolejki Premier League nie zabraknie emocji. Obie ekipy pretendują do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce, a ofensywne filozofie futbolu obu menedżerów gwarantuję świetnie popołudnie, nawet dla postronnych obserwatorów. Liverpool musi wylizać swoje rany i zdobyć trzy punkty inaczej zwiększy się presja związana z kolejnym meczem i ostateczną lokatą, a takiego efektu kuli śniegu każdy chce uniknąć. Pozwoli to również uniknąć wałkowania tematu „życia po Suarezie” oraz syndromu, jak na ironię, Tottenhamu.
O tym jak Koguty poradzą sobie z lisem w swoim kurniku poznamy już jutro o godzinie 14.30.
Komentarze (0)