Balotelli musi się wywiązać
Badanie potwierdziło, że Sturridge uszkodził swoją łydkę w trakcie czwartkowej sesji w Melwood i Brendan Rodgers będzie musiał radzić sobie bez niego od dwóch do czterech tygodni.
Miał to być powrót, którego wyczekiwał cały Liverpool. Taki, który pomógłby zespołowi. Taki, którego wszyscy potrzebowali.
Wszystko było ustawione, żeby Daniel Sturridge wrócił do gry na Loftus Road w jutrzejszym meczu i pokazał, czego brakowało the Reds.
Wyczucie czasu idealne.
Zdrowy, świeży Sturridge, który niedawno złożył podpis pod długoterminowym kontraktem, wróciłby i przewodziłby zespołowi podczas 3 tygodni, które mogą zaważyć o całym sezonie Liverpoolu.
Niestety Kopites musieli się zasmucić na wieść o kontuzji napastnika.
To gorzka pigułka dla każdego związanego z klubem.
Frustrację intensyfikuje fakt, że Sturridge wrócił do pełnych treningów w trakcie przerwy na mecze reprezentacji.
Zespół medyczny w Liverpoolu oczekiwał, że wróci kontuzję uda, której nabawił się na zgrupowaniu kadry, wyleczy w trzy tygodnie.
Musiał jednak czekać dwa razy tyle.
Teraz jednak może się okazać, że nie zagra przed listopadową przerwą na mecze reprezentacyjne.
Przed tymi starciami, the Reds mają rozegrać siedem spotkań w 21 dni.
Chodzi o mecze Premier League z QPR, Hull, Newcastle i Chelsea, dwie konfrontacje z Realem w Lidze Mistrzów oraz batalię ze Swansea w Pucharze Ligi.
Stawanie w szranki ze zdobywcami Pucharu Europy zawsze było trudnym wyzwaniem, ale Liverpool podejdzie do tego bez swojej największej broni.
To 12. kontuzja Sturridge'a, odkąd przeniósł się z Chelsea w 2013. Dołóżmy do tego pomniejsze stłuczenia, które łapał i z klubem i z kadrą.
Jego nieobecność w zeszłym sezonie nie była odczuwalna, ponieważ w świetnej formie był Luis Suárez i idealnie odnajdywał się jako jeden napastnik. Nie tylko jego bramek brakuje Liverpoolowi. Brakuje jego tempa, kreatywności, inteligencji w ruchu i chęci wyciągania obrońców z pozycji, żeby inni mieli miejsce.
Powrót Daniela miał przywrócić the Reds płynność i dynamizm, a także zdjąć presję z Mario Balotellego, który nie może wziąć całej gry na siebie.
Teraz jednak, dłuższa nieobecność Sturridge'a sprawi, że Włoch znowu znajdzie się w centrum uwagi.
Rodgers przyznał, że więcej oczekuje od napastnika, który zdobył jedną bramkę w ośmiu występach, odkąd przeniósł się do Liverpoolu z AC Milan za 16 milionów funtów.
Balotelli nie został wymieniony z imienia, kiedy trener ostatnio mówił, że "nie tworzymy zagrożenia z kontr, nie mamy nikogo z przodu i nikt nie łamie linii", ale chyba wszyscy wiedzą, o co chodziło.
Były napastnik City musi pokazać, że jest w stanie zaadoptować się do stylu gry Liverpoolu. Na razie gra zbyt statycznie.
Na razie istnieje duży kontrast pomiędzy statusem Balotellego, a tym, co pokazał na boisku. Gdy nie ma Sturridge'a, Mario musi udowodnić, że jest „magnifico”.
James Pearce
Komentarze (2)