Termopile dla ubogich
W karierze każdego menadżera przychodzi taki moment, w którym brak sportowych argumentów należy zastąpić warsztatem krasomówczym. Zjawisko, które powstaje w skrajnych okolicznościach i skrojone jest na potrzebę chwili, właśnie coraz wyraźniej występuje w wypowiedziach Rodgersa.
Nie ma powodów do paniki, wszystko jest pod kontrolą – zapewne są to pierwsze słowa jakie usłyszysz od stewardessy gdy wypadną maski tlenowe w samolocie i pierwsze zdanie, jakie uświadczysz na konferencji szkoleniowca z Irlandii Północnej.
Już od jakiegoś czasu można zauważyć zmianę klimatu wypowiedzi Brendana i wprost proporcjonalną do niego reakcję kibiców. Presja jaką zaczyna odczuwać menadżer, zderza się tutaj z powrotem do rzeczywistości fanów the Reds z krainy marzeń i snów.
Przykro to pisać, ale właśnie w takich momentach widać krystaliczny podział w dojrzałości kibiców. Zawsze więc przy serii niepowodzeń pojawi się pomysł równie kretyński, co ten z samolotem i banerem, wzywające szkoleniowca do opuszczenia klubu. Zawsze też pojawią się komentarze wyzywające człowieka, który jeszcze niedawno dostał własną przyśpiewkę, od idioty. Nie ma bardziej niewdzięcznego i krytycznie nastawionego do świata środowiska. Nie zmienia to jednak faktu, że sam Rodgers nie występuje tu wyłącznie w roli ofiary.
Pomijając już samą specyfikę tego zawodu, myślę, że nie można wiecznie bawić się w unikanie odpowiedzialności uderzając w odpowiednie tony, stosując te same górnolotne chwyty. Tak więc asekuranctwo i zwalenie całej odpowiedzialności prowadzenia gry z Realem na defensywę Liverpoolu, zamieniono tu w pokaz męstwa i honorową porażkę.
Paradoksalnie najmniejsze pretensje mam do Brendana o ostatnie wyniki. Zespół jest w chwilowym kryzysie, czego naturalnie najłatwiejszymi do wskazania powodami są przeprowadzone transfery, kontuzja Sturridge’a i brak Suareza. Ok, powiedzmy sobie szczerze – jakość nowych nabytków zawsze będzie zarzutem w kierunku menadżera, a to, że Daniel jest podatny na kontuzje, czy że Luis zapragnie przeprowadzki do hiszpańskiego giganta nie było futbolową zagadką dziejów. Jednak wszystko to jeszcze jestem w stanie przeżyć – do momentu kiedy nie próbuje się ze mnie zrobić półkretyna.
Tak niestety odebrałem wypowiedź Rodgersa z wczorajszej konferencji pomeczowej. Jak pisałem wcześniej w trzech kropkach – nie uważam obecnej sytuacji za dobry moment do chwili szczerości i wyżalenia się całemu światu o nieszczęsnej formie i sytuacji wewnątrz klubu. W końcu pewne komunikaty nie są kierowane jedynie w stronę kibiców i dziennikarzy. Problem bardziej polega na pewnym wyważeniu proporcji. Nie chodzi tu o tworzenie legend i zamienianie porażki w sukces. Odwalanie bitwy pod Termopilami zostawmy polskim klubom, które po wsze czasy będą już wspominać „zwycięskie porażki” z wielkimi firmami. Chodzi tu przynajmniej o uczciwe podejście do pewnych kwestii. Bez nadmiernych szczegółów i bez użalania się nad sobą. Ale też bez tej demagogii i minimalizmu. Wystarczy przyjrzeć się ostatniej pomeczowej wypowiedzi Rodgersa:
- Jesteśmy rozczarowani wynikiem, szczególnie po tak dobrym występie. Zaczęliśmy to spotkanie naprawdę bardzo, bardzo dobrze. Pokazaliśmy wielką pewność siebie oraz odwagę w naszej grze.
- Mieliśmy pecha nie zdobywając w tym meczu czegoś dla siebie. Piłkarze pokazali wielką odwagę, momentami musieliśmy się naprawdę dobrze bronić i przez całe spotkanie pozostaliśmy w grze. Widzieliśmy pojedynki rozgrywane na tym stadionie, które właściwie mogły się już kończyć po 20-25 minutach.
- Patrząc na prezentowaną odwagę, nastawienie i zaangażowanie w grę, aby dalej iść do przodu, uważam, iż zasłużyliśmy na jeden punkt.
Nie, nie zasłużyliśmy. Pomijając już to dosyć desperackie podkreślanie słowa „odwaga” na każdym kroku, to akurat jest to ostatnie określenie jakie można by było użyć w tym przypadku. Nie wiem skąd pomysł Brendana żeby akurat teraz przywołać ten utarty frazes ze swojego dzienniczka zwrotów przesadnych. Nie stworzyliśmy ani jednej konkretnej sytuacji, daliśmy się kompletnie zdominować, a taki a nie inny rezultat zawdzięczamy wyłącznie indywidualnej postawie niektórych zawodników i szczęściu. Chyba, że odwagą jest nazywane samo wyjście na boisko mistrzowskiej ekipy, a co się stanie w Madrycie, zostaje w Madrycie.
Odniesienie porażki w najniższym możliwym wymiarze kary i ogłaszanie jej, jako podstawę do dalszych działań nie jest przejawem odwagi. Jest jej dokładnym przeciwieństwem. Nie zamierzam polemizować z założeniami taktycznymi i personalnymi na to spotkanie, jednak nie wiem jak można wychodzić z takimi tanimi chwytami do ludzi będących po tej samej stronie barykady.
Uwielbiam Rodgersa, facet ma charyzmę i jest świetnym trenerem. Szkoda tylko, że zaczyna przedwcześnie stosować założenia doktryny Machiavellego. Podstęp i ruchy socjotechniczne można pozostawić politykom. Nie chodzi tu od razu o opuszczanie głowy i składanie broni. Ale mam nadzieję, że Brendan nie stanie się zaraz współczesnym Leonidasem i nie krzyknie po kolejnym meczu: „This is Anfield!!!”.
Komentarze (9)
"Bylismy slabi, moze odpadniemy w grupie LM, Real wygrywa z nami podajac sobie pietkami w obronie (jak np Varane), a wogole to ide do domu sobie poplakac" - takiej wypowiedzi sie Pan spodziewal? nie rozumiem. Przeciez osoba na takim stanowisku nie moze byc obiektywna. Zawsze musi wypowiadac sie oficjalnie i bronic swojej druzyny. To jest czesc gry. Druzyna czuje sie fatalnie przez swoje wystepy, trzeba ja podniesc na duchu. Kto ma to zrobic jesli nie manager? Tak samo jest z sedziami i bledami sedziowskimi - kazdy trener musi gnoic sedziow ktorzy gwizdza przeciwko nim - tak by reszta bala sie tego robic - i chwalic tych ktorzy im sprzyjaja - po to by reszta tez chciala im sprzyjac. Proste. Wiec czasami trzeba poopowiadac pare bajek i nie bac sie krytyki, trzeba byc nieobiektywnym, nie mozna glosno powiedziec ze jestesmy slabi i wogole to idziemy do domu obrazeni na caly swiat ze nam nie wyszlo. Ja akurat sie ciesze ze Brendan tak sie wypowiedzial, i gdybym byl zawodnikiem Liverpoolu to nie zyczylbym sobie, aby do calej masy gazet ktore kpia sobie z Liverpoolu dolaczyl moj wlasny manager.
Dzisiaj już nie lubię go czytać, po prostu przestałem kupować to, co mówi.
To przykre, ale czasem nawet trudno podejrzewać, że wierzy samemu sobie.
głupich nie sieją-zawsze się sprawdza
Pełna zgoda, konferencja prasowa to nie miejsce na wylewanie żali na własnych piłkarzy, jednak nie twierdzę inaczej. W tekście podkreśliłem, że nie chodzi tu o nadmierną krytykę piłkarzy, ale po prostu mam podobne przemyślenia co PiotrekB. Rodgers odpływa w coraz bardziej abstrakcyjne klimaty. Pewnie, że punkt widzenia zależy w dużej mierze od punktu siedzenia i przy innej grze pewnie jego wypowiedzi byłyby traktowane z przymrużeniem oka. Teraz jednak nie trafia w punkt i przesadnie chwali po prostu bezpłciowy styl, który tak mocno krytykował w zeszłym sezonie.
Na przyszłość, mimo iż kultury nigdy za wiele, nie musisz zwracać się do mnie per Pan :) wystarczy Raf lub Rafał
Rodgers odleciał z tymi gadkami na konferencjach, dlatego nie bardzo mnie interesuje co Brendan powie po meczu ;)
Może wynika to z faktu, że miałem niewątpliwą przyjemnoć być na SB i widziałem tą odwagę i pewność siebie na własne gały !!!
Prawda jest taka, że fartem nie schodziliśmy do przerwy przy wyniku 3:0 - bo wtedy- nie chcę nawet mysleć co na tablicach byłoby na koniec.... Właściwie po kilku pierwszych minutach zagościło u mnie nieprzyjemne uczucie BEZSILNOŚCI i tylko wynik (do samego końca) pozwalał mieć jakąkolwiek nadzieję na zdobycz punktową...
I właśnie dlatego m. in. tak mnie zirytowała ta wypowiedź Rodgersa. Starałem sobie wyobrazić, co myślą o tym wszystkim kibice będący na miejscu i słyszący po wszystkim, że początek był bardzo, ale to bardzo dobry ;)