Czy Liverpool musi wygrać?
Czy możliwe jest, że „meczu, który trzeba wygrać” wcale nie trzeba wygrać? Tak, jeśli myślimy o spotkaniu Liverpoolu w Sofii w środowy wieczór. To, że zwycięstwo w Bułgarii nie jest konieczne, wiele mówi na temat przekornej natury tej trudnej kampanii Brendana Rodgersa i jego piłkarzy.
Bijąc liczne rekordy w zeszłym sezonie, gdy walczyli o tytuł, Liverpool tym razem raczej nie powinien wyciągać daleko idących wniosków.
Polegając w stu procentach na Realu Madryt, Liverpool mógłby pozwolić sobie na remis w tym spotkaniu i wciąż mieć szanse na awans z grupy B.
Również porażka przeciwko Łudogorcowi mogłaby nie przekreślać szans na awans, ale ten byłby uzależniony od niesamowitej sekwencji zdarzeń.
Sześć punktów wystarczyło w zeszłym sezonie do awansu Zenitowi. Był to jednocześnie najniższy wynik spośród drużyn, które awansowały do fazy pucharowej.
Idąc dalej, istnieje sporo zespołów, którym wystarczyło siedem punktów do awansu, wliczając w to Liverpool z sezonu 2001/2002.
Ekipa Brendana Rodgersa musi wygrać przynajmniej jeden z ostatnich dwóch meczów.
Realistycznie patrząc, cztery punkty z sześciu możliwych są absolutnym minimum, choć zwycięstwo przeciwko Łudogorcowi i triumf nad Basel w ostatnim meczu fazy grupowej więcej niż jedną bramką pozwoliłyby Liverpoolowi nie zwracać uwagi na resztę wyników.
Komentarze (10)