Zapowiedź meczu
W niedzielę czeka nas starcie, które może zdefiniować cały sezon the Reds. Desperackie poszukiwanie zwycięstwa z naprawdę mocną ekipą może zapalić iskrę, która tliła się już chyba tylko w umyśle menadżera. Jak nie teraz to kiedy, Brendan?
Per aspera ad astra, czyli poprzez ciernie do gwiazd – jest to paremia, jak przyznał Rodgers, którą często powtarza piłkarzom. Nie ma chyba odpowiedniejszego momentu do przełożenia jej na grunt praktyczny następnego starcia. Dla niektórych pojedynki z Arsenalem to historia – która wzięła swój początek w sobotę 28 października 1893 roku. Dla niektórych to symbol – wielkich i zarazem upadłych angielskich drużyn, zepchniętych z piedestału przez bogatszych. Dla wszystkich jest to jednak mecz, w którym obie ekipy poszukają natchnienia do walki o europejskie puchary.
Ostatnie spotkanie z Bournemouth w Capital One Cup tchnęło nieco ducha w drużynę, która zeszłosezonowe rekordy zamieniła na prym w klasyfikacji najmniejszej liczby punktów po 16. kolejce w erze Premier League. Nowa taktyka okazała się sukcesem w starciu z zespołem z Championship. Jednak po wypadnięciu z Ligii Mistrzów oraz po porażce z United, Czerwoni nie odbudowali jeszcze zaufania kibiców. Szczególnie, że bilans w lidze na poziomie 2 zwycięstw, 1 remisu i 3 porażek w ostatnich sześciu meczach nie powala na kolana. Nikt też raczej nie będzie sobie zaprzątał głowy poprzednimi potyczkami obu ekip. Bowiem na każde wspomnienie o spektakularnym zwycięstwie 5:1 z lutego, zawsze druga strona będzie mogła odpowiedzieć jego brakiem od 2007 roku przed tym strzeleckim festiwalem Liverpoolu. Idąc dalej w tym ponurym kierunku można by było przytoczyć statystykę, która wskazuje, że wygraliśmy zaledwie dwa razy na przestrzeni ostatnich 14 batalii.
Kanonierzy mimo ciągle wypominanej przegranej ze Stoke 6 grudnia, wygrali gładko z Galatasaray i Newcastle, strzelając osiem bramek i tracąc dwie. Chociaż idąc tropem 6 ostatnich spotkań, należy wskazać, że wypadają nie lepiej od the Reds, gdyż zanotowali 3 zwycięstwa i 3 porażki. Mimo to, widać że odbudowują swoją pewność siebie i z całą pewnością będą chcieli nawiązać do wcześniejszej serii 5 meczów bez porażki na Anfield.
Odnośnie dostępności zawodników, tajemnicę poliszynela stanowi skład Liverpoolu, który na pewno nawiąże do poprzedniego meczu. Niezmiennie niedostępny Sturridge, Flanagan i Suso plus Johnson i zawieszony Balotelli, dają prawie pełny obraz pierwszej jedenastki. Prawie, ponieważ nieznany jest stan Lovrena, który mimo iż nabawił się kontuzji pachwiny i powinien zostać teoretycznie zastąpiony przez Sakho, może w cudowny sposób wrócić, żeby uratować…odpowiedź na pytanie kogo, pozostawiam do refleksji złośliwych fanów.
Arsenal natomiast skutecznie walczy o utrzymanie miana najniebezpieczniejszego miejsca do gry w piłkę nożną. A kontuzjowani są: Koscielny, Arteta, Özil, Ospina, Diaby, Wilshere, Walcott, Rosický i Gnabry. Jeśli do tego szacownego grona dodamy niepewną sytuację Chambersa, powstaje podstawowe pytanie: gdzie się podziała wcześniejsza głębia w pomocy i kto tam ma właściwie zagrać? Flamini i Cazorla i długo, długo nic. Kibice Kanonierów zapewne mocną trzymają kciuki za powrót i dobrą formę Alexa.
Biorąc powyższe pod uwagę, Arsenal będzie miał przewagę psychologiczną, a Liverpool kadrową. Ciekawe będzie czy spotkanie to nawiąże do etykiety mocno obfitego w bramki, bowiem w ostatnich 6 starciach padały średnio 4 gole. Brendan Rodgers będzie musiał z całą pewnością uczulić swoich podopiecznych na komplementowanego i nieodżałowanego przez niego Alexisa Sáncheza, który był zaangażowany w 14 strzelonych bramek zespołu (9 trafień i 5 asyst). Warto wspomnieć, że tylko Agüero ma lepszy wynik (14 goli i 3 asysty). Mecz będzie sędziował Michael Oliver, a pierwszy gwizdek rozbrzmi o godzinie 17.00.
Komentarze (1)