Podsumowanie meczu
The Reds zakończyli rok 2014 w ładnym stylu. Po świetnym meczu Liverpool pokonał w poniedziałek na Anfield drużynę Swansea aż 4-1 po bramkach Moreno, dwóch Lallany i samobójczym golu Shelveya.
Wynik otworzył Alberto Moreno. Hiszpański obrońca wykończył koronkową akcję, dzięki czemu gospodarze zeszli na przerwę prowadząc.
Krótko po wznowieniu gry wynik na 2-0 podwyższył Adam Lallana, w czym pomógł mu Łukasz Fabiański.
Dosłownie sekundy później gola kontaktowego z bliskiej odległości zdobył Gylfi Sigurdsson. Drugi gol Lallany i samobój Jonjo Shelveya zwieńczyły ten emocjonujący spektakl.
Gdy ujawniono składy przed meczem, okazało się, że w porównaniu do poprzedniego spotkania z Burnley, Brendan Rodgers dokonał czterech zmian. Do pierwszej jedenastki wrócili Emre Can, Javier Manquillo, Simon Mignolet i wspomniany Moreno.
Ostatni gol na Anfield padł za sprawą Martina Skrtela, gdy strzałem głową uratował remis w meczu z Arsenalem. Już pięć minut po rozpoczęciu spotkania Słowak próbował powtórzyć to zagranie.
Jordan Henderson – kapitan the Reds pod nieobecność Stevena Gerrarda, dośrodkował na głowę Skrtela. Ten przeskoczył Federico Fernandeza, ale nie sprawił problemu Fabiańskiemu.
Chwilę później szansę na bramkę miał Alberto Moreno, ale nie udało mu się przyjąć podania od Coutinho.
Po próbach gości (Nathana Dyera i Wilfrieda Bony’ego) zapędy coraz śmielej poczynających sobie Łabędzi zatrzymał w 33 minucie Moreno. Hiszpan pomknął lewą flanką, oddał piłkę Lallanie, ten wypuścił wbiegającego prawą stroną Hendersona, a kapitan Liverpoolu dośrodkował wprost na nogę prowodyra całej akcji. 1-0!
Bramkarz Swansea był w opałach trzy minuty później. Po tańcu w polu karnym Coutinho, Polak ofiarnie wybił piłkę na rzut rożny. Obie drużyny zeszły zatem na przerwę przy jednobramkowym prowadzeniu gospodarzy.
Pierwsze minuty drugiej połowy były naprawdę szalone. Najpierw Łukasz Fabiański tak niefortunnie wybijał piłkę, że trafił nią w plecy Lallany. Odbita futbolówka wpadła do pustej bramki, a wynik na tablicy zmienił się na 2-0.
Tylko kilka chwil cieszyli się kibice the Reds z bezpiecznego, wydawałoby się, prowadzenia. Mamadou Sakho „zdjął” piłkę z głowy szykującego się do strzału Bony’ego, jednak zanim ktokolwiek ruszył, by wybić piłkę, dopadł do niej Sigurdsson, z bliska strzelając obok Mignoleta.
Wydawało się, że Łabędzie dostały wówczas skrzydeł. Dwie minuty po golu kontaktowym silnego strzału próbował Bony. Z kolei strzał Sterlinga zatrzymał się na słupku. Emocje godne dobrego filmu akcji.
Liverpool uspokoił się w 61 minucie. Coutinho rewelacyjnie zagrał piętą do Lallany, Anglik minął obrońców i uderzył w róg bramki Fabiańskiego. Trzeci gol sprawił, że gospodarzom grało się już luźniej.
Wynik samobójczym strzałem ustalił były gracz the Reds, Jonjo Shelvey. Pomocnik Swansea niefortunnie główkował po rzucie rożnym wykonywanym przez Hendersona i pokonał własnego bramkarza.
Przygaszonych gości mógł podnieść na duchu Bafetimbi Gomis, gdy pod koniec meczu trafił w spojenie bramki Migoleta. Wynik nie uległ jednak zmianie i 59. mecz Liverpoolu w tym roku kalendarzowym zakończył się rezultatem 4-1. The Reds plasują się na ósmym miejscu, mając pięć punktów straty do miejsca gwarantującego udział w Lidze Mistrzów.
Komentarze (0)