Podsumowanie meczu
Dzięki dwóm bramkom Stevena Gerrarda the Reds nie bez przeszkód pokonali AFC Wimbledon w trzeciej rundzie Pucharu Anglii. Liverpool zwyciężył w poniedziałek na Kingsmeadow 2:1.
Kapitan LFC strzałem głową otworzył wynik już na początku spotkania, czym uciszył kibiców gospodarzy. Był to pierwszy mecz Gerrarda po ogłoszeniu decyzji o odejściu z klubu po sezonie.
Piłkarze grającego w League Two Wimbledonu pokazali hart ducha i jeszcze przed przerwą doprowadzili do remisu za sprawą Adebayo Akinfenwy.
Gospodarze w drugiej połowie śmiało atakowali, ale skrzydła podciął im Gerrard. Anglik ponownie pokonał bramkarza, tym razem pięknym strzałem z rzutu wolnego.
W porównaniu z ostatnim meczem Brendan Rodgers dokonał cztery zmiany w wyjściowym składzie, wprowadzając od pierwszej minuty Martina Škrtela, Javiera Manquillo, Lazara Markovicia i Rickiego Lamberta.
Jeszcze przed meczem było wiadomo, iż zwycięzca tego meczu zagra w następnej rundzie z Boltonem na własnym stadionie.
Niecałe 5 tysięcy kibiców zgromadzonych na trybunach kameralnego stadionu w Kingston czuło atmosferę Pucharu Anglii – rozgrywek, w których niespodzianki zdarzają się bardzo często.
Fani Wimbledonu tym bardziej zawiedli się na Seanie Riggu, który w ósmej minucie mógł zaskoczyć gości, gdy wpadł w pole karne Liverpoolu. Jego strzał minął dalszy słupek bramki Simona Mignoleta.
Nadzieje na sprawienie sensacji zmalały, gdy na Liverpool na prowadzenie wyprowadził Gerrard. Manquillo, otrzymawszy piłkę na prawym skrzydle, spokojnie wrzucił piłkę w pole karne Wimbledonu. Wbiegający w głębi kapitan strzałem głową nie dał szans na obronę Jamesowi Sheę.
W dwudziestej minucie prowadzenie mógł podwyższyć Lazar Marković, którego idealnie „wypuścił” Philippe Coutinho. Serb próbował dośrodkować z ostrego konta, ale posłał piłkę za wysoko.
Z każdą minutą jednak gospodarze zaczynali grać coraz odważniej i coraz częściej zapędzali się w okolice pola karnego the Reds. Przed świetną szansą ponownie stanął Rigg. Skrzydłowy Wimbledonu huknął na bramkę, ale rewelacyjną interwencją popisał się Mignolet, wybijając piłkę na rzut rożny.
Kolejne akcje zaczepne Dons (m.in. mocny, ale niecelny wolej Tubbsa) w końcu przyniosły upragnioną bramkę wyrównującą. Po rzucie rożnym z piłką minął się Mignolet, piłka odbita od głowy Mamadou Sakho trafiła w poprzeczkę, ale do bramki wepchnął ją Akinfenwa.
W drugiej połowie gracze Wimbledonu coraz śmielej myśleli o sprawieniu sensacji, ale to goście znów wyszli na prowadzenie. Ponownie po golu Gerrarda.
Sfaulowany tuż przed polem karnym Coutinho dał szansę kapitanowi na celny strzał z wolnego. Stevie jej nie zmarnował – posłał piłkę w sam róg bramki.
Chwilę później mogło być 2:2, ale Dannie Bulman zmarnował doskonałą okazję, posyłając piłkę nad poprzeczką.
Bramka dała Liverpoolowi nowe siły i gdyby Rickie Lambert wykorzystał świetne podanie od Gerrarda, the Reds prowadziliby już dwoma golami. Angielski napastnik uderzył jednak wprost w bramkarza.
Kapitan LFC szukał hat-tricka decydując się nawet na bezpośredni strzał z wolnego z ponad 30 metrów. Najbliżej trzeciej bramki Gerrard był w doliczonym czasie gry, ale po jego strzale piłka została wybita przez gospodarzy już z linii bramkowej.
Mecz nie był łatwy, zatem wygrana, nawet jednym golem, powinna cieszyć. Pod koniec stycznia Liverpool czeka mecz czwartej rundy z Boltonem.
Komentarze (0)