Mignolet: Jak wyszedłem z dołka
W ostatnich spotkaniach formą imponuje rozczarowujący wcześniej Simon Mignolet. Belg wyjawił tajemnice swej poprawy w grze, przyznając, że dużą rolę odegrała w tym procesie jego narzeczona.
W trakcie zimy pełnej goryczy i niezadowolenia Simon Mignolet zalicza swój największy upadek. Drugiego dnia świąt w meczu z Burnley ma jednak okazję, by uratować swoją karierę w Liverpoolu. Już na początku spotkania zastępuje kontuzjowanego Brada Jonesa, lecz swoimi zagraniami od razu daje powody do szyderczych okrzyków ze strony kibiców gospodarzy.
Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. W drugiej połowie Mignolet tak długo zwlekał z wybiciem piłki, że ta w końcu wyszła za linię i przyniosła gospodarzom rzut rożny.
Wieczorem tego samego dnia Mignolet spotkał się z rodziną na kolacji. I właśnie wtedy doznał olśnienia.
– To był drugi dzień świąt, gdy jedliśmy z całą rodziną kolację. W pewnym momencie moja narzeczona zapytała: – Simon, czy ty nie za dużo o wszystkim myślisz?
– Tak brzmiały jej słowa. Nie znalazłem wówczas odpowiedzi na to pytanie.
– Nazajutrz udałem się na trening i od nowa zaczęliśmy ze sztabem analizować moją grę. W końcu doszliśmy do tego samego tematu, co na kolacji i trener zapytał: – Jak możemy to wyeliminować? Wtedy zapaliła mi się w głowie lampka i stwierdziliśmy, że po prostu musimy ten problem rozwiązać.
– Moja kobieta wie, kiedy rozmawiać ze mną o piłce, a kiedy najlepiej zostawić mnie samego. Przychodzi na wszystkie mecze i śledzi je z uwagą. Byliśmy razem jeszcze zanim zostałem piłkarzem, więc nikt nie zna mniej lepiej niż ona. Właśnie dlatego wtedy wypowiedziała tamte słowa.
– Ona dobrze wie, że nie jestem typem człowieka, który wstanie sobie rano, wyjdzie z domu i wróci z nowym Ferrari.
Zdaniem Mignoleta to właśnie jego analityczny umysł, ostrożny jeśli chodzi o odruchowe podejmowanie decyzji, przeszkadzał mu w dokonywaniu właściwych wyborów na boisku i sprawił, że w grudniowym meczu z Manchesterem United Belg stracił miejsce w składzie.
– Podczas meczów zawsze starałem się znaleźć najlepsze możliwe rozwiązania. Przez głowę przewijały mi się jednak myśli typu „możesz zrobić to lub tamto…”. Zapominałem o innych rzeczach, co skutkowało takimi zagraniami, jak oddany rzut rożny przeciwko Burnley – to najlepszy przykład.
– Szukałem zawodnika, do którego mógłbym zaadresować podanie, ale jednocześnie zapomniałem o najgorszym, co mogło się stać – właśnie o tym rzucie rożnym. Teraz jednak cała ta sytuacja wydaje się zabawna.
– Na boisku nie ma czasu na podejmowanie takich decyzji. To była pewnie wina mojego charakteru. Po tym meczu starałem się więc zmienić i zamiast rozmyślać o tym, co zrobić, po prostu przystąpić do działania. W przeciwnym razie pojawiają się wątpliwości, a czas leci. Tego czasu, zwłaszcza w Premier League, nie ma zbyt wiele.
– W kolejnych meczach robiłem już wszystko, by mieć pewność, że szybciej podejmuję decyzję i jestem bardziej zdecydowany. Od tego czasu moja gra wygląda zadowalająco, jestem naprawdę podbudowany tym, co udało nam się zmienić.
Swoją rolę w tej przemianie odegrał również klubowy psycholog sportowy, dr Steve Peters.
– Razem z nim, trenerem bramkarzy i człowiekiem zajmującym się analizą występów zaczęliśmy rozmawiać o moim problemie. Pomogło mi to przede wszystkim w wychodzeniu do górnych piłek po dośrodkowaniach i podejmowaniu kilku decyzji w jednym momencie podczas wychodzenia z pola bramkowego, a także w skupieniu się, gdy wycofują do mnie piłkę koledzy. Wiele aspektów mojej gry funkcjonuje teraz lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
Pomimo problemów, wiara we własne możliwości, jaką od zawsze miał Mignolet, nie pozwoliła mu ani przez chwilę pomyśleć, że jego kariera w Liverpoolu chyli się ku końcowi.
– Znam siebie i wiem, że nigdy mi to nie przejdzie przez myśl. Są dwa wyjścia – poddać się albo pojechać na kolejny trening i powiedzieć sobie, że właśnie od teraz zacznę wyciągać wnioski, uczyć się i powrócę silniejszy. To jest coś bardzo pozytywnego.
– Gdy teraz o tym pomyślę, wydaje mi się, że przerwa w grze dała mi czas do refleksji. Rzeczywiście czuję, że teraz gram lepiej.
Oczywiście Mignolet nie odkupił jeszcze wszystkich win i przed nim nadal długa droga, by mógł być całkowicie spokojny o swoją dalszą przyszłość na Anfield. To samo można jednak powiedzieć o sezonie, jaki rozgrywa cała drużyna. Już dzisiaj przed nią kolejne kluczowe spotkanie, z Crystal Palace w Pucharze Anglii, a następnie początek rywalizacji w Lidze Europy i mecz wyjazdowy ze świetnie spisującym się Southampton.
– W każdym meczu mogę udowodnić swoją wartość. Wszyscy zawodnicy mają taką możliwość. Grając dla Liverpoolu, trzeba nieustannie pokazywać, że zasługuje się na noszenie tej koszulki.
– Pamiętam, gdy grałem w drugiej lidze belgijskiej, a na trybunach było 500 osób. Presja jest raczej mniejsza niż na Anfield podczas starcia w Lidze Mistrzów pomiędzy Liverpoolem i Realem Madryt.
– Osobiście wolę jednak grać pod dużą presją w meczu tak wielkiej wagi, aniżeli w drugiej lidze w Belgii, gdzie trudniej jest się mentalnie przygotować.
Komentarze (10)
Bo nie każdy ma takie możliwości jak Ty w FIFE ?
To zdanie jest twierdzeniem i zaprzecza samo sobie. W ostatnich spotkaniach dotąd gra rozczarowując ?
W ostatnich spotkaniach imponuje formą rozczarowujący wcześniej Simon Mignolet.
Słowo "dotąd" przeczy potwierdzonej tezie.
W zasadzie masz rację, dzięki za czujność :)