Podsumowanie meczu
Liverpool odrobił jednobramkową stratę i dzięki bramkom Daniela Sturridge’a i Adama Lallany ostatecznie wygrał z Crystal Palace 2:1. Tym zwycięstwem podopieczni Brendana Rodgersa ostatecznie przepędzili złe wspomnienia związane z drużyną Palace.
W maju ubiegłego roku walczący o mistrzostwo Anglii the Reds w niesamowitych okolicznościach roztrwonili trzybramkowe prowadzenie, czym w praktyce zaprzepaścili szansę na pierwszy od wielu lat tytuł mistrzowski.
W kolejnym meczu obu drużyn na Selhurst Park, Liverpool szybko wyszedł na prowadzenie za sprawą Rickiego Lamberta. Gospodarze znów jednak stali się katami the Reds i w całym meczu niespodziewanie wygrali 3-1.
Przed ostatnim spotkaniem stadion wyglądał tak samo – ogłuszający hałas, transparenty na trybunie Holmesdale End. Wydawało się, że podopiecznych Rodgersa znów czeka piekielnie trudny mecz.
Bohaterem listopadowej potyczki był Yannick Bolasie. Tym razem ostrzeżenie gościom dał zawodnik grający po drugiej stronie boiska – Dwight Gayle. Skrzydłowy Crystal Palace dośrodkował w pole karne, ale tam na posterunku był Martin Skrtel.
Gayle miał udział przy bramce dla gospodarzy, która padła w 15 minucie. Joe Ledley posłał wysoką piłkę pod bramkę Simona Mignoleta. Główką znów próbował wybijać Skrtel, ale po jego odbiciu dopadł do niej właśnie Gayle. Jego uderzenie odbił Mignolet, ale piłka spadła pod nogi nadbiegającego Fraizera Campbella. Anglik huknął obok bezradnego bramkarza. 1:0!
Liverpool próbował szybko odrobić straty, ale za każdym razem, gdy the Reds rozpoczynali akcję, przed polem karnym rywali formował się czerwono-niebieski mur. Goście musieli zatem zacząć grać szybką piłkę, by jakoś przedrzeć się pod bramkę Juliana Speroniego.
Za konstruowanie ataku zabrał się Alberto Moreno. Hiszpan wypuścił Jordana Hendersona, a ten podał do Lallany. Adam pięknie uderzył z pierwszej piłki, ale niestety obronił Speroni.
Próbował również Philippe Coutinho, lecz jego mocny strzał odbił się od Scotta Danna. Z drugiej strony bliski szczęścia był Gayle, którego świetnym wślizgiem zablokował Skrtel.
Gracze Palace atakowali szybko, ale chaotycznie. Z kolei the Reds starali się rozgrywać powoli, ale dokładnie. W 30 minucie silnym uderzeniem próbował zaskoczyć Speroniego Henderson. Znów górą był bramkarz gospodarzy.
W ostatnich minutach pierwszej połowy zadrżały serca fanów LFC. Po nieporozumieniu obrońców, sam na sam z Mignoletem wyszedł Gayle. Belg pokazał jednak, że to on rządzi w polu karnym, w pięknym stylu ratując Liverpool.
Brendan Rodgers zdecydował się dokonać pierwszej zmiany już w przerwie. W miejsce Lazara Markovicia posłał bohatera meczu z Tottenhamem – Mario Balotellego.
Już pięć minut po wznowieniu gry, na tablicy wyników znów był remis. Henderson, będąc przed polem karnym gospodarzy idealnie wrzucił piłkę w kierunku Sturridge’a, a ten nie zmarnował sytuacji, strzelając między nogami zaskoczonego Speroniego. Chwilę później napastnik – zgodnie z umową zawartą na jednym z ostatnich treningów – zatańczył razem z Alberto Moreno, ciesząc się z bramki.
Gol dodał gościom skrzydeł. W 59 minucie the Reds dostali rzut wolny ok. 18 metrów od bramki rywali. Strzał Balotellego przedarł się przez mur, Speroni instynktownie odbił piłkę, ale wobec dobitki rozpędzonego Lallany był zupełnie bezradny. Kibice Liverpoolu byli w euforii.
The Reds byli spokojni, utrzymywali się przy piłce i trzymali gospodarzy na dystans. W międzyczasie Rickie Lambert zmienił Sturridge’a, a w miejsce Coutinho wszedł Dejan Lovren.
Gracze Crystal Palace musieli się cofnąć, gdyż ich rywale dominowali. Podopieczni Alana Pardew nie potrafili już wyprowadzić tak groźnych akcji, jakimi popisywali się w pierwszej połowie.
Gdy sędzia Robert Madley zagwizdał po raz ostatni, the Reds mogli zacząć świętowanie awansu do ćwierćfinału Pucharu Anglii. Po Selhurst Park poniosły się śpiewy uradowanych fanów Liverpoolu.
Komentarze (0)