Dyche: Nie przestraszymy się
Prowadzący the Clarets Sean Dyche nie miał większych wątpliwości, że jego dobry znajomy Brendan Rodgers wraz ze swoim zespołem będzie piął się w górę ligowej tabeli. Sam jednak przyznaje, że jego drużyna musi regularnie punktować, a nie tylko „dobrze się prezentować”.
Po rozegranym w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia – i szczęśliwie wygranym 1:0 – meczu na Turf Moor The Reds wskoczyli na dziewiąte miejsce w Premier League, wciąż tracąc siedem punktów do czołowej czwórki i 10 do okupującego wówczas miejsce trzecie Manchesteru United.
Burnley wybierze się jutro na Anfield, gdzie czekał będzie na nie Liverpool znajdujący się na miejscu piątym, trzy punkty za trzecim Arsenalem i dwa za czwartym United – gospodarze pozostają jedynym zespołem, który od początku roku nie zaznał goryczy [ligowej – przyp. tłum.] porażki.
Liverpool nie przegrał od 11 ligowych spotkań i żaden zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej nie uzbierał w 2015 roku większej liczby punktów niż ekipa Rodgersa.
Dyche stwierdził: – W piłce nożnej nie ma pewników, każdy menedżer to wie. Nawet z takim zapleczem finansowym, jakim dysponuje część klubów, wciąż muszą starannie dobierać zawodników, kształtować zespół, który będzie odpowiednio pracował i graczy, którzy będą w stanie się wpasować w drużynę.
– Mając takich zawodników, możesz spokojnie obstawiać, że w przekroju sezonu spiszą się dobrze. Bo choć zdarzą się momenty, kiedy „nie będzie szło”, gdy masz taki wybór, zawsze znajdzie się ktoś, kto pociągnie drużynę, zapewni odpowieni poziom i wyniki.
Czy Dyche był zaskoczony poziomem krytyki, jaka spadła swego czasu na Rodgersa? – Nie zaskakuje mnie żadna krytyka na żadnym poziomie, jednak zawsze wydawało mi się, że sześć, osiem, 10 słabych meczów to słaba seria, a tymczasem teraz jeden mecz można już postrzegać jako kryzys. Dzieje się tak szczególnie w dużych klubach a Liverpool na pewno można zaliczyć do tego grona.
– Stale jest się ocenianianym w mediach i przez fanów na twitterze, facebooku i w innych mediach społecznościowych. To już nie jest nic niezwykłego, zdążyłem się tego nauczyć. Początki mogłem zaobserwować pod koniec minionego sezonu, kiedy mocniej zaczęły się nami interesować media, jednak później przeskoczyliśmy do Premier League i wszystko drastycznie się zmieniło.
Mimo przewagi sytuacyjnej, w grudniowym meczu Burnley pechowo uległo Liverpoolowi po bramce Raheema Sterlinga, zaś Dyche w następujący sposób podsumował tamto spotkanie: – Uważam, że we wcześniejszej fazie sezonu przeciw Liverpoolowi zagraliśmy naprawdę wyśmienicie, a jednak nie ugraliśmy choćby punktu.
– Taka sytuacja zdaża nam się w tym sezonie stanowczo zbyt często. Musimy umieć przekładać grę na wyniki i jesteśmy tego w świadomi.
– Są bardzo dobrą ekipą i ich forma wyraźnie na to wskazuje. Nie tylko wygrywają, ale wygrywają ważne mecze z silnymi drużynami.
– To dla nas kolejne wyzwanie, ale o to właśnie chodzi. Rok temu nie mogliśmy się doczekać tego typu spotkań, więc nie obawiamy się ich. Idzie o czysty umysł i zapewnienie odpowiedniego poziomu naszego występu.
W przerwie meczu w Burnley Rodgers zmienił ustawienie na 3-4-3 z Emrem Canem cofniętym do linii obrony i ta zmiana okazała się jak dotąd punktem zwrotnym w sezonie Liverpoolu.
Dyche zauważył: – Wszystko wynika z taktycznej płynności, dzięki czemu wszystko to się sprawdza. Kiedy wydajesz górę pieniędzy, pozyskujesz nie tylko umiejętności techniczne, ale również zawodników, którzy potrafią lepiej czytać grę. [Rodgers] zazwyczaj próbuje kilku ustawień, jednak wszystko zależy od zawodników, a tych ma naprawdę dobrych.
– Odnalazł system, który jest odpowiedni do zawodników i bez wątpienia ma to przełożenie na wyniki.
Burnley zdołało wygrać zaledwie raz w ostatnich 11 pojedynkach, a kalendarz na najbliższe tygodnie nie wydaje się być łatwiejszy choćby o krztynę.
Jednak Dyche nie zwykł tracić głowę. – Nie wydaje mi się, by ktokolwiek panikował, na pewno nie gdy chodzi o fanów, zespół, czy mnie samego. Rzeczywistość jest wyzwaniem. Panikują w Barcelonie, gdy znajdą się w najsłabszej czwórce lub w Borussi Dortmund, kiedy są na dnie tabeli – to było dziwne, ale to właśnie jest panika. W naszym przypadku mówimy o czymś innym. Wszyscy wiemy, że przed nami stoi trudne zadanie, jednak punkt widzenia z zewnątrz jest czymś innym niż punkt widzenia z wewnątrz. W naszym obozie nigdy nie było paniki, wyłącznie rzeczywistość.
Komentarze (8)
Szczerze krytykuje postawę ,pt. "Czuje że będzie kiepsko". Nic nie wskazuje na to żebyśmy mieli się ugiąć przed ekipą Dyche'a. O ile na murawę nie wejdzie Balotelli ,który kompletnie nie pasuje do naszej dynamiki gry ,nie widzę powodów żeby nie zdominować rywala.
Nie trząść gaciami ,tylko po trzy punkty!
ostatnio to mi się wydaje że Mario lepiej pasuje niż Daniel samolubną grą
dobry typer nawet w skokach narciarskich pewniaczka znajdzie