Stevie: To było magiczne popołudnie
Steven Gerrard nie posiadał się z radości po wczorajszym charytatywnym meczu na Anfield. Kapitan podziękował serdecznie wszystkim piłkarzom, którzy poświęcili swój czas i uświetnili swoją obecnością to wydarzenie.
– Było fantastycznie. Przede wszystkim wspierane przez nas fundacje bardzo skorzystają na tym, że Anfield zapełniło się po brzegi.
– Ale to żadna niespodzianka. Znamy naszych kibiców i wiemy, że gdy chodzi o szczytny cel, zawsze są gotowi przyjść i okazać swe wsparcie. To był niesamowity, magiczny dzień, cieszyłem się każdą jego chwilą.
– Mecz rozegrany był w dobrym tempie i każdemu się podobało. Nikt nie odniósł żadnej kontuzji. Przez całe spotkanie z emocji włosy na karku stanęły mi dęba.
– Cudownie było mieć okazję ponownie zagrać na Anfield z kilkoma naszymi byłymi zawodnikami. Dostali szansę, by jeszcze raz poczuć atmosferę tego miejsca i pożegnać się w odpowiedni sposób, bo niektórzy z nich takiej możliwości wcześniej nie mieli.
– Najważniejsza oczywiście była pomoc dla fundacji, ale ten mecz dał również szansę kilku wyśmienitym i zasłużonym dla klubu piłkarzom pożegnać się z tymi wspaniałymi kibicami.
Tego dnia kibice zaprezentowali pełen repertuar słynnych przyśpiewek. W drugiej połowie wielkim aplauzem przywitali Fernando Torresa i Luisa Suareza, którzy wzmocnili ekipę Gerrarda.
Przy prowadzeniu 2:1 zespołu Jamiego Carraghera Urugwajczyk zdołał wywalczyć rzut karny. Kapitan chciał pozwolić wykonać jedenastkę jednemu z napastników, ale ostatecznie sam wziął na siebie tę odpowiedzialność.
– Woleli nie strzelać – z uśmiechem powiedział Gerrard. – Myślę, że nie chcieli zapamiętać swej ostatniej wizyty na Anfield przez pryzmat przestrzelonego karnego na oczach the Kop. I ja ich rozumiem.
– Cudownie było jednak móc z nimi zagrać i przekonać się, jak wiele dają zespołowi. Fantastycznie poruszają się po boisku. Żałuję jedynie, że nigdy nie było mi dane występować z nimi w jednej drużynie.
W pierwszej połowie Gerrardowi na boisku pomagali tacy gracze jak Xabi Alonso i Thierry Henry. Francuz, strzelec 228 bramek w 377 występach dla Arsenalu, zademonstrował wczoraj kilka przebłysków swoich fantastycznych umiejętności.
– Być może nie jest już taki szybki, jak dawniej, ale zachował swoją piłkarską klasę. Ci piłkarze wcale nie musieli przychodzić, mogli po prostu odmówić. Zrobili wiele, by się tutaj znaleźć.
– Niektórzy z nich mają za sobą dwie-trzy podróże samolotem - na przykład Ashley Williams, który wczoraj wystąpił w meczu reprezentacji Walii. Taki Luis w zeszłym tygodniu grał w El Clasico, a jednak ogromnie mu zależało, by się tutaj zjawić i zagrać przez 45 minut.
Fundusze zebrane podczas spotkania wesprą budowę nowego szpitala dziecięcego, a także zasilą konta klubowej fundacji i czterech innych lokalnych organizacji tego typu.
– Przez lata odwiedzaliśmy szpitale i hospicja dziecięce. My, jako piłkarze, możemy przynajmniej okazać im nasze wsparcie.
– Żaden z z zawodników nie odrzucił mojej propozycji, zjawili się wszyscy - ci, którym podróż zajęła godzinę, a także lecący nawet dwoma samolotami. To pokazuje, ile piłkarze robią dla tej społeczności.
Komentarze (2)