Dajcie mi poprowadzić Liverpool
Wydawałoby się, że już po burzy. Słońce miało być długo na niebie i świecić nad stadionem całe kolejne, długie lata. Niestety, jak co kilka miesięcy przyszedł kryzys i trzeba znowu zacząć działać. Znowu trzeba wywalić na zbity pysk trenera, zmienić właścicieli, wykupić wielkie gwiazdy i sprzedać słabych zawodników. Czy to aby nie déjà vu?
Chciałoby się powiedzieć „a nie mówiłem?”. Znamy to doskonale. Po jednym dobrym, wręcz znakomitym sezonie, przychodzi kolejny, znacznie gorszy i wszystko diametralnie się zmienia. O ile jeszcze kilka miesięcy temu można było bronić kogokolwiek, tak teraz nawet kiedy ktoś zdobędzie nagrodę, może zostać wygwizdany. Ot takie to jest właśnie życie w Liverpoolu. Klub z tradycjami, wielką historią i wielkimi nazwiskami... wróć! Jeden z największych mitów, który regularnie wciska swoich fanom PR z Liverpoolu. O tak, jesteśmy wielkim klubem, który utrzymał się w Champions League. Świetną drużyną z aspiracjami do walki o tytuł każdego roku oraz z ludźmi, którzy wierzą w wielki sukces, co akurat jest prawdą, szkoda tylko, że ślepa wiara nie jest raczej rzeczą dobrze postrzeganą przez świat.
Nie mydlmy sobie oczu. Trzeba wreszcie zejść na ziemię. Klub ma historię, ma trofea w gablocie i ma średnio co sezon jakieś fajne wspomnienie sprzed kilkunastu bądź nawet kilkudziesięciu lat. Dobrze, że jest akurat rocznica Stambułu, bo znowu będziemy mogli uronić łzy patrząc na tamtych bohaterów, z których nie zostało praktycznie nic poza wspomnieniami i emerytowanymi piłkarzami. Będzie dobrze, bo będą wywiady, mecz legend, fajne widowisko, ludzie będą na chwilę mogli zapomnieć o tym, co jest naprawdę ważne. A co jest?
No właśnie. Nikt tak naprawdę nie wie o co teraz wszystkim chodzi. Jeśli FSG walczyło przez kilka lat o zachowanie i wypracowanie stabilizacji na najbliższe dekady, to coś poszło ewidentnie nie tak, bo stabilni to my nie byliśmy od czasów ich przyjścia jeszcze ani razu. Owszem, bywało tak, że wszystko szło jak po maśle, ale była to tylko iluzja. Prestidigitator Rodgers tak pomieszał rękoma, że wydawało nam się, że problemy zniknęły już na zawsze. A tu proszę. Zniknęły na jeden sezon.
Wicemistrzostwo, gwar na trybunach, pożegnanie wielkich zawodników na koniec sezonu i podziękowania za walkę, to chyba najlepsze wspomnienia z zeszłego sezonu. Świetne spotkania, w miarę udane transfery, no nie wiem co mam jeszcze powiedzieć, abyście uwierzyli w ten klub. Próbuje sam sobie wmówić, że nie dało się tego tak zepsuć. Nie, nie zepsuć. Spieprzono sprawę po całości. Mieliśmy gotowy plan działania, większość czołówki zmieniała menadżerów, bądź zatrudniała dopiero co nowych, a my posiadaliśmy już gotowy kręgosłup drużyny z trenerem, który nie prowadzi nas pierwszy sezon. No i co? NIC. Kończymy walką o Ligę Europy, tak bardzo znienawidzone trofeum przez wielu ludzi, że lepiej z niej odpaść już dziś. Nie mamy gwiazd, młodzi piłkarzy chcą odchodzić, ostatnia legenda klubu nie dożyła mistrzostwa a menadżer jest aktualnie na kolanach w stanie błagania o pozostanie. Wszystko poszło nie tak i wreszcie trzeba to powiedzieć głośno.
Popełniono mnóstwo błędów organizacyjnych, finansowych, transferowych oraz personalnych. W tym wszystkim najgorsze jest to, że nikt nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności, co dodatkowo komplikuje sprawę. Oczywiście za wszystko odpowiada Rodgers. To on sprowadził zawodników (a może jednak nie on, ale przecież komitet miał mu pomagać a nie przeszkadzać), to on ustalał skład (i tu kolejny paradoks, bo jeśli to nie były jego transfery, to po co wystawiać tych zawodników) i to on próbował wszystkich oszukać mniej więcej dwudziestoma konferencjami prasowymi, na których twierdził, że było blisko.
Dodatkowym kłopotem jest to, że właściciele są tak często na Anfield jak ja. Jeśli pojawią się przy jakiejś uroczystości to naprawdę musi to być coś ważnego, ale przecież w przypadku ostatniego meczu kapitana nikt ich nie zmusi do przybycia, przynajmniej żeby oddać hołd. Przez cały ten sezon trzymali się z dala od klubu, czasami tylko przypominając, że Brendan ma u nich pełne zaufanie. No tak, teraz to ewidentnie widać, skoro mówi się o tym, że ich ulubiony wybór musi przekonać właśnie ich o tym, że nadaje się do tej pracy jak nikt inny. To musi być ciekawa rozmowa. Jeden będzie przekonywał, że jego pomysły są dobre, a drugi będzie mówił, że wcale tak nie jest. I żaden z nich nie ma racji, bo prawda leży niestety pośrodku i chyba nikt jeszcze nie zwrócił na to uwagi.
Naprawdę nie ma szans na osiągnięcie sukcesu w wielkiej piłce bez wkładu finansowego, ale sam wkład również nie wystarczy. To, że wydasz wielkie miliony nie oznacza wcale, że wydasz je mądrze. Tutaj potrzeba znaleźć piłkarzy znakomitych, rewelacyjnych i pasujących do koncepcji, a nie zawodników, którzy albo mają już dość grania i potraktują klub jako kolejny przystanek w drodze na emeryturę bądź takich, którzy generalnie ucieszą się z możliwość gry, ale nic poza tym bo mają mniej więcej wiek przedszkolny i nie pokażą zupełnie nic, przez co kibice hojnie ich obdarują milionami krzyków. Naprawdę skoro chcieliśmy poprawić grę w obronie, należało przynajmniej wyraź chęć zakupy wielkich nazwisk, co by skutecznie zmniejszyło atak ze strony kibiców. Gdyby tak Brendan stwierdził, że interesujemy się Benatią czy Pogbą, to nawet jeśli byłoby to niemożliwe, już miałby spokój, bo mówiono by o tym, że przynajmniej o nich walczymy. A tak, PR walczy dalej o mydlenie oczu. A sukces był tak blisko. W związku z czym mam jedno rozwiązanie – dajcie mi poprowadzić Liverpool.
Lata doświadczeń. Ogromna wiedza, świetny analityk taktyczny, znający rynek piłkarski. Bazowałbym głównie na świetnych zawodnikach, których jeszcze nikt nie odkrył, ale Tweeter w zupełności zna ich na tyle, że można ich ściągnąć do klubu oraz na tych, których znamy wszyscy. Namówiłbym włodarzy aby dali mi wielkie miliony. Namawiałbym wszystkich do przybycia, niezależnie od tego czy transfer w ogóle byłby realny.
Ustawiałbym skład tak jak życzą sobie tego kibice. Przecież ich jest więcej, więc muszą znać się na rzeczy, zlikwidowałbym komitet transferowy. Sprzedał tych, którzy nie chcą grać bądź chcą zarabiać znacznie więcej no i jak wierny kibic, nikomu nie pozwoliłbym obrażać legend. Być może ściągnąłbym Gerrarda na wypożyczenie, może niekoniecznie do pierwszego składu, ale przynajmniej żeby był ktoś, kto spowoduje, że w klubie zaczną pojawiać się znani gracze z najwyższego szczebla. Wprowadziłbym odrobinę rygoru oraz doświadczenia. Zadbałbym o to, aby klub był traktowany z należytym szacunkiem a do sztabu zatrudniłbym byłych zawodników. Cytowałbym wielkich trenerów i niesamowicie mobilizował się na spotkania z Manchesterem United i Evertonem. Chelsea to jakby ze mną wygrała, poszedłbym z piłkarzami nad rzekę i wskoczył do niej. Wszystko dla kibiców.
I najważniejsze. Udowodniłbym właścicielom, że polityka, którą idą i pogląd, na którym chcą opierać swoją wizję prowadzenia klubu jest głupi. Moneyball kompletnie nie pasuje do Liverpoolu, przez co nikt by nie chciał u mnie grać, sztab by się rozsypał kompletnie, Gerrard nie pomyślałby o przybyciu a większość i tak by zechciała odejść. Liverpool popadłby w stagnacje i walczył długie lata o Ligę Europy z ekipami, o których jeszcze nie mówi się w telewizji. Wszystko bym zrobił po to, aby wreszcie przemówić do włodarzy i całej reszty kretynów. Wasz plan nie działa i trzeba go zmienić. Ten klub nie przyciąga już tak jak przyciągał kiedyś. Jest jak zużyty magnes, który co prawda trzyma się na lodówce, ale za moment z niej spadnie. I błagam Was – nie próbujcie go kleić aby się trzymał. Po prostu zmieńcie taktykę. A jak to nie pomoże, przyznajcie się do błędu i odejdźcie. Niczego nam tak bardzo nie brakuje jak kolejnego straconego sezonu.
Komentarze (11)
Idealny tekst ukazujący to co się dzieję
polecam szczególnie fanom BraKtRofeumDana Rodgersa