Prasa po remisie z Kanarkami
Byliśmy świadkami kolejnego frustrującego, słabego występu Liverpoolu. W meczu z Norwich, za sprawą Russella Martina goście zremisowali z The Reds 1:1. Teraz możemy zapoznać się z wybranymi opiniami o niedzielnym spotkaniu.
Chris Bascombe z Daily Telegraph pisze, że Brendan Rodgers powinien przyswoić sobie umiejętność, jaką swojego czasu posiadł Rafa Benitez – zdolność wygrywania spotkań, w których zwyciężyć po prostu trzeba.
Nawykiem byłego trenera Liverpoolu, Rafy Beniteza, było znajdowanie się na skraju przepaści, by potem wydzierać przeciwnikom zwycięstwa, które przedłużały jego pobyt na Anfield.
Gdy tylko sytuacja stawała się bardzo poważna i nadchodził mecz, w którym po prostu trzeba było zwyciężyć, piłkarze Beniteza sprawiali szefowi prezent i zdobywali trzy punkty, na powrót zaprowadzając spokój w klubie (aż do czasu kolejnego kryzysu).
Brendan Rodgers musi również opanować tę sztukę – i to szybko – jako że ciąg niewygranych meczów w Liverpoolu został właśnie przedłużony do pięciu spotkań. Niepowodzenie w tym meczu nie powinno być powodem, dla którego menedżer zostanie zwolniony, ale na pewno jego pozycja w dalszym ciągu pozostaje nie do pozazdroszczenia.
Tim Rich piszący dla The Independent twierdzi, że Liverpool wyglądał na drużynę „bez formy, ładu i składu”. Poniżej cytat z jego artykułu:
To, jaką drużyną jest Liverpool, pozostaje pytaniem bez odpowiedzi od początku obecnego sezonu.
Po pokonaniu Bournemouth i poniżeniu w meczu z West Hamem widzieliśmy Liverpool taki, jakiego jeszcze za kadencji Rodgersa nie mieliśmy okazji oglądać – bez formy, ładu i składu.
Po ostatnim spotkaniu, gdy do pięciu meczów przedłużona została seria potyczek, w których Liverpool nie odniósł zwycięstwa, na trybunach słychać było gwizdy. Prawda jest jednak taka, że zespół zagrał lepiej, niż wcześniej. Piłkarze The Reds zagrali przynajmniej kompetentnie, a po wprowadzeniu Danny'ego Ingsa za Christiana Benteke po przerwie, Liverpool stwarzał zagrożenie pod bramką przeciwników.
W Daily Mirror David Maddock zauważa, że współpraca pomiędzy Christianem Benteke i Danielem Sturridgem wyglądała na „wymuszoną”.
Z jednej strony drużyna Brendana Rodgersa pokazała kreatywność i siłę w ataku, które pozwoliły zespołowi stworzyć tak wiele okazji, że równie dobrze mogłoby ich wystarczyć na kilka wygranych meczów. Z drugiej zaś strony The Reds powinni się wstydzić tego, z jaką lekkomyślnością marnowali wszystkie te szanse.
Nie najlepiej wyglądał również wspólny występ powracającego po kontuzji Daniela Sturridge'a i Christiana Benteke. Ich współpraca wyglądała na wymuszoną i nie widać było komfortu w grze żadnego z napastników. Gdy Benteke został zmieniony w przerwie przez Danny'ego Ingsa, Liverpool nagle nabrał wiatru w żagle i zaczął tworzyć sobie okazje strzeleckie – Sturridge'owi zdecydowanie lepiej gra się z Ingsem.
Co jest jednak najdziwniejsze, to odejście od formacji 3-4-3 pod koniec zeszłego sezonu, by po zaledwie pięciu meczach tej kampanii do niej powrócić, gdy okazało się, że nawet przy wzmocnieniu defensywy drużyna i tak nie daje rady w obronie.
Paul Joyce z Daily Express pisze, że Liverpool zapłacił w meczu z Norwich za stare zwyczaje.
Kiedyś Norwich to byli chłopcy do bicia. Cofnijmy czas do kwietnia 2014 roku i ostatniego spotkania obu drużyn. Drużyna Rodgersa miała pięciopunktową przewagę nad resztą stawki przy trzech meczach do rozegrania, a pierwszy od 24 lat tytuł mistrza kraju był w zasięgu ręki.
Dzisiaj piłkarze Liverpoolu są przygaszeni i zajmują 13 miejsce w tabeli. Nigdy w zasadzie w ciągu ostatniego ćwierćwiecza klub nie był dalszy od mistrzostwa. Nie tak to miało wyglądać.
Liverpool mógł nawet liczyć na powrót swojego szczęśliwego talizmanu w postaci Daniela Sturridge'a, który zgodnie ze słowami menedżera, miał nadać grze zespołu nowy wymiar. Niestety drużynę pogrążyła niemożność pozbycia się starych nawyków.
Ian Ladyman z Daily Mail pisze, że Simon Mignolet w dalszym ciągu jest problemem dla swojej drużyny. W swoim artykule pisze:
W kwestii Liverpoolu niczego nie można być w dzisiejszych czasach pewnym. Drużyna w dalszym ciągu sprawia wrażenie rozkojarzonej.
Po godzinie gry The Reds podarowali Norwich bramkę po tym, jak Simon Mignolet próbował wypiąstkować piłkę zmierzającą na środek pola karnego z rzutu rożnego, posyłając ją wprost pod nogi kapitana drużyny przeciwnej, środkowego obrońcy, Russella Martina. Ten oczywiście bez specjalnych trudności wbił ją do bramki ponad rękami Mignoleta.
Belgijski bramkarz był w zeszłym sezonie w samym centrum kłopotów Liverpoolu. To niezły golkiper, który potrafi zaimponować szybkością reakcji i gibkością – tuż po golu wyrównującym w świetnym stylu obronił strzał Matta Jarvisa. Belg popełnia jednak zbyt wiele błędów, by mógł grać w klubie z takimi ambicjami.
Dlaczego Rodgers nie wymienił go w letnim oknie transferowym? Stoi za tym jakiś wyjątkowo niezrozumiały tok myślenia, a podjęcie takiej a nie innej decyzji może się jeszcze okazać źródłem wielu problemów. Jeden z nich dał o sobie znać podczas wczorajszego meczu, gdy to z winy bramkarza Liverpool musiał odrabiać straty.
Chris McKenna piszący dla Daily Star uważa, że Rodgers nigdy nie był w stanie rozwiązać problemów w defensywie. Oto, co napisał w najnowszym artykule:
Siedemnaście miesięcy temu The Reds byli wzbudzającą największą grozę drużyną w Premier League.
Po zwycięstwie 3-2 z Kanarkami na Carrow Road wydawało się, że z pewnością sięgną po mistrzostwo.
Potrzebowali tylko siedmiu punktów, ale oczywiście nie udało im się zdobyć upragnionego trofeum. Od tego czasu forma drużyny bezustannie spada. Teraz na praktycznie wszystkich rywali liczących się w wyścigu po Ligę Mistrzów Liverpool spogląda z dołu tabeli.
Tak jak niegdyś, drużyna jest słaba w obronie. Wcześniej jednak The Reds byli w stanie dobijać przeciwników piorunującym atakiem.
Dzisiaj drużyna Rodgersa w męczarniach próbuje urwać jakiekolwiek punkty nawet słabszym rywalom, a od pięciu spotkań nie odniosła zwycięstwa. Ponadto, w 18 z 20 ostatnich meczów Liverpool strzelał nie więcej niż jedną bramkę.
Komentarze (10)