Zagadka porażki rozwiązana
Mecz na St James' z założenia miał być spokojnym spacerkiem po trzy punkty, od których Liverpool miał zacząć swoją drogę na szczyt. Wspinaczka ta jednak okazała się horrorem.
Wielu fanów nie miałoby problemu ze znalezieniem winnego wczorajszej klęski, która, jak sam Jurgen Klopp przyznał, powinna boleć.
Kibice Liverpoolu niestety w ostatnich latach mogli się już przyzwyczaić do podobnego scenariusza. Dlaczego jednak w tym przypadku jest to tak bolesne?
Jest pięć powodów, dla których niedzielna porażka 2:0 jest bardziej dotkliwa, aniżeli każda inna.
1. W końcu to Newcastle...
Jest wiele boisk, na których Liverpool nie potrafi regularnie zdobywać punktów i fani, bez względu na wszystko, powinni z dystansem podchodzić do tych wyjazdów.
Nie mówimy oczywiście o boiskach gigantów takich jak Stamford Bridge czy Old Trafford, ale o tych, które przynajmniej w teorii nie powinny wzbudzać takiego respektu, jak te powyższe.
Gdy rozpoczynamy podobny temat, na myśl od razu przychodzi Britannia Stadium czy Selhurst Park. Wypady do Southampton również nigdy nie należały do przyjemnych, chociaż po ostatnim meczu ciężko w to uwierzyć.
Ale St James' Park?
Wielu fanów już w drodze do Newcastle popijało szampana. Przecież raptem dwa lata temu Liverpool wbił tam sześć bramek. Hattrick Owena, wygrana 4:1 w 1998 czy 5:1 w 2008 czy 3:0 rok wcześniej, gdy Sroki prowadził Allardyce nie były jakimś szczególnym zaskoczeniem.
Jednak niedzielna porażka sprawiła, że z ostatnich sześciu wycieczek na St James' aż cztery z nich to porażki.
2. To miał być "początek"
Cała zdobycz punktowa Liverpoolu w delegacjach dotychczas w tym sezonie, zważywszy na to, co zaserwował komputer w losowaniu, można było traktować jako pewnego rodzaju bonus. Liverpool "zaliczył" już Stoke, oba Manchestery, Chelsea, Spurs oraz Arsenal, inkasując 11 z 18 oczek.
Ciężka praca wreszcie się opłaciła, i to na tyle, że zaczęto spekulować nawet o włączeniu się do walki o tytuł.
Do końca roku przecież Liverpool tak naprawdę nie miał już gdzie się potknąć. Wyjazdowy mecz z Newcastle, West Brom u siebie, następnie Watford w delegacji, Leicester na Anfield i wyjazd na Stadium of Light wieńczący 2015 rok.
Niestety już pierwszy z wymienionych meczów sprowadził wszystkich związanych z Liverpoolem na ziemię.
Następny na rozkładzie jest nieobliczalny Pulis i jego West Brom. Potem świetnie grający u siebie Watford, który ma zaledwie punkt straty do Liverpoolu i aktualny lider Premier League - Leicester. Nie można też zapomnieć, że Sunderland pod wodzą Allardyce'a również powoli zaczyna kumać, o co chodzi w tej grze.
A miało być tak pięknie...
3. Jakie to typowe dla the Reds, chciałoby się rzec...
Sobota z pewnością sprawiła fanom Liverpoolu wiele radości - niemal wszyscy główni faworyci do czołowych lokat potracili punkty. Skorzystał Arsenal...
Manchester City potknął się w Stoke, United nie potrafiło przebić się przez defensywę West Hamu. Chelsea koncertowo polegli z Bournemouth a rozpędzeni Spurs zatrzymali się na West Bromie.
Szansa wręcz wymarzona, by odrobić straty.
Aż ciężko tu nie wspomnieć o frustracji, jaka towarzyszyła za czasów Beniteza czy Houlliera.
4. "Głębia składu" to nadal dziwne określenie w Liverpoolu
Southampton nie stawiało specjalnego oporu w środę, gdy Liverpool pakował im sześć bramek, mimo że Klopp postanowił oszczędzić wielu zawodników na niedzielny mecz ligowy.
Patrząc na skład desygnowany przez Niemca na ćwierćfinałowe starcie w Capital Cup, można było odnieść, że to raczej sparing przed weekendem.
Clyne dostał wolne a w jego miejsce wskoczył młody Connor Randall. Roberto Firmino również nie wybiegł na murawę, chociaż na St James' też ciężko było go dostrzec pomimo tego, że jego nazwisko widniało w protokole meczowym.
James Milner również dostał wolne i wrócił w niedzielę, żeby kapitanować swojej drużynie.
Origi w środę popisał się hattrickiem, za co został nagrodzony miejscem na ławce. W jego miejsce wszedł wypoczęty Christian Benteke.
I tak to, co miało być lekiem na mocno napięty terminarz - pięć meczów w piętnaście dni - stało się zarazą.
- Rotowanie składem raz przyniesie wymierne korzyści, innym razem nie. Musimy zastanowić się nad tym, czy coś zrobiliśmy źle przed tym meczem. Jeśli nie znajdziemy tu przyczyny, będziemy musieli znaleźć inny powód tego, co się wydarzyło - powiedział Klopp.
5. Porażka z drużyną z samego dna
Nie chodzi tylko o to, że Newcastle jest zazwyczaj gościnne dla Liverpoolu. To drużyna, której the Reds strzelili najwięcej bramek w Premier League - 86. A do tego są aktualnie jedną z najgorszych drużyn w tym sezonie.
Do meczu z Liverpoolem piłkarze Steve'a McClarena przystępowali z drugiego miejsca od dołu, mając jeszcze w pamięci ostatnią wtopę z Crystal Palace 5:1.
Ale mimo wszystko, można było mieć powody, żeby spodziewać się takiego scenariusza.
W mediach społecznościowych przed meczem spekulowano o tym, kiedy Newcastle jest w stanie dać coś od siebie.
Gdy mecze Newcastle są transmitowane w TV, ich piłkarze zdobywają średnio 1,1 punktu na mecz - inaczej, zwyciężają w 32,3% starć. Gdy meczu nie można obejrzeć na ekranie, ten współczynnik spada do 0,8 punktu, co daje 13,6% wygranych spotkań.
Mówiąc prościej - gdy można ich obejrzeć w TV, ich szanse wzrastają o 137%.
Dlaczego tak się dzieje? Najlepiej spytać o to samych piłkarzy. Być może dlatego, że jedyne ich mecze, jakie pokazuje się w telewizji, to te z drużynami z samej góry bądź ich spotkanie derbowe z Sunderlandem.
Więc dlaczego komukolwiek przyszło do głowy, żeby puszczać w TV ich mecz z Liverpoolem...?
Komentarze (6)
Niemoc L.F.C.
Naprawdę był to dziwny mecz Chłopaków z Anfield
Kuźwa ale ja bzdury wypisuje!!!
A tak serio to myśle, ze bukmacherzy maczali palce w tej kolejce i to nie tylko angielskiej.
Bayern wtopił, Barcelona zremisowała i pewnie jeszcze coś by sie ciekawego znalazło, np Ajax.
proste, że tak. Nie wierzę w aż taki spadek formy .. the Reds zjada te sroki z zamknietymi oczami. Bukmacherka rządzi niestety, ale najlepsze anomalie i tak uważam końcówka sezonu 2013/2014. Tam kto miał wygrać to przegrał i odwrotnie
Sezon 2012/2013 Stoke City 0 - 4 Chelsea FC Jonathan Walters główny bohater spotkania. Strzela dwa samobóje, a później nie wykorzystuje karnego.
Przypadek?
Crystal Palace vs Liverpool 3-3.
Sytuacja z Chelsea w tym momencie. Wyniki nie są przypdkowe, bukmacherzy się bawią,a my się podniecamy.
.... ciekawe spostrzeżenie.
Blatter, Platini i inni zamieszani w aferę.
Kto wie, komuś może zależało na takich wynikach.
Jak pomyśle o minionej kolejce.....
Mogłem zagrać.
Ładna forsa by wpadła .