Murphy o porażce Hodgsona w LFC
Danny Murphy postanowił stanąć w obronie swojego byłego przełożonego Roya Hodgsona. Były zawodnik Liverpoolu wierzy, że selekcjoner Synów Albionu nie był winny złym wynikom drużyny the Reds.
Roy Hodgson przybył na Anfield latem 2010 roku, ale swoją posadę utrzymał zaledwie przez pół roku, kiedy to w styczniu 2011 roku zastąpił go Kenny Dalglish.
Murphy uważa, że to właśnie obecność Kenny'ego Dalglisha jest powodem, dla którego nie powiodło się Anglikowi. 9-krotny reprezentant Anglii winą obarcza również ówczesnych właścicieli Liverpoolu Hicks i Gilleta oraz absencję zaufanych pracowników w sztabie Roya Hodgsona.
Angielski menadżer wygrał zaledwie 7 z 20 meczów w Liverpoolu pozostawiając drużynę na 12 pozycji w tabeli Premier League.
Danny Murphy, który pracował z Royem Hodgsonem w Fulham, wskazał kilka czynników odpowiedzialnych za porażkę jego byłego przełożonego.
- A więc dlaczego nie udało mu się w Liverpoolu? Jednym z powodów ku temu jest to, że nie było środków na dodanie jakości drużynie - powiedział Murphy.
- Na początku sezonu na jakieś 8 tygodni wypadł z gry Stevie G, a Torres wtedy powrócił po ciężkie kontuzji i nie był w najlepszej formie. Pewnie już wtedy mierzył się z odejściem z drużyny.
- Dlatego sprowadził nie najlepszych piłkarzy. Ponadto jego metody treningowe potrzebują czasu. Kiedy przybył do Fulham nie wygraliśmy przez 8 spotkań. Jego metody jednak z czasem dają poprawę. Sposobu w jaki trenuje i jak chce, żebyś nie wypracujesz w jeden dzień.
Murphy wypowiedział się również na temat obecności wokół drużyny Kenny'ego Dalglisha.
Kiedy zbliżał się koniec panowania Roya Hodgsona na Anfield z trybun dochodziły śpiewy na temat legendarnego Szkota.
- Nie chodzi tylko o to, aby wyjść na boisko i być energicznym. Należy być sprytnym i zdyscyplinowanym taktycznie - dodał.
- Im dłużej przebywasz z Royem, tym więcej od niego się uczysz. A Liverpool potrzebował wtedy raczej szybkiego lekarstwa. A, oczywiście, z Królem Kennym na trybunach presja zawsze była wysoka.
Były pomocnik Liverpoolu uważa także, że brak wsparcia na ławce rezerwowych był jedną z przyczyn porażki Anglika.
- Innym z czynników jest to, że zabrakło mu w sztabie Raya Lewingtona i Mike'a Kelly'ego, z którymi to tak dobrze współpracował w Fulham. Stracił swoich dwóch pułkowników, a każdy dobry menadżer ma swoich zaufanych ludzi. Mike i Ray mieli wielki wpływ na wyniki Fulham.
Mike Kelly istotnie dołączył do sztabu szkoleniowego the Reds jako asystent oraz trener bramkarzy. Ray Lewington zaś pozostał w Fulham jako trener młodzieży, a z Hodgsonem połączył się dopiero wstępując jako asystent do jego sztabu w reprezentacji Anglii.
Komentarze (8)
O co z nią chodzi? :)
Przecież Benitez również prowadził Liverpool pod rządami Hicksa i Gilleta i jak na takie warunki pracy poradził sobie bardzo dobrze. Budżetu na transfery, podobnie jak Hodgson, również nie miał zbyt dużego, a jednak sobie radził. Oczywiście wszystko się posypało w końcówce kadencji Hiszpana, ale kto by wytrzymał dłużej z tamtymi panami. Kolejna sprawa jest taka, że gdyby miał wyniki to nie czułby oddechu Dalglisha na plecach, a kibice nie domagaliby się jego zastąpienia Szkotem. Hodgson jest po prostu reliktem przeszłości i nie nadaje się na takie duże kluby jak Liverpool. Jak sobie przypomnę styl gry zespołu za jego kadencji to mi się nóż w kieszeni otwiera. Wiadomo, Murphy próbuje go bronić i usprawiedliwiać, bo jest z nim w pewnym sensie związany także emocjonalnie, ale zatrudnienie Roya po prostu musiało się tak skończyć.
http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2010/12/17/article-1339446-0C8471CD000005DC-241_306x400_popup.jpg
:DD