Nikt nie jest straszny Czerwonym
John Aldridge w swojej kolumnie wypowiada się o wysokich ambicjach na ten sezon, zachwala formę Jamesa Milnera oraz staje w obronie Danny'ego Ingsa.
Sezon nie rozwinął się jeszcze wystarczająco aby zacząć marzyć o mistrzostwie, tym niemniej jasne jest, że Liverpool ma siłę by sporo namieszać w tej kampanii Premier League.
W grę wchodzi teraz nieobecny w ostatnich latach czynnik strachu, z którym musi się liczyć każda stająca naprzeciw nam drużyna.
W niemalże każdym meczu otwieramy worek z bramkami, przeciwników martwi ponad to się nasze tempo, rozgrywanie i pomysłowość.
Należy przyznać, że Manchester City ruszyło z kopyta. Nie spodziewałem się, że Pep Guardiola będzie w stanie tak zręcznie przeobrazić sąsiedni zespół.
Jeśli City utrzyma swoją obecną dyspozycję to dogonienie ich może okazać się nie lada wyzwaniem dla większości zespołów z ligi, dlatego musimy deptać im po piętach przez całą drogę.
Nie musimy się bać nikogo w Premier League. Jeśli nie jesteś gotów walczyć o wszystko to nie nadajesz się do Liverpoolu.
Mierzymy w pierwsze miejsce, jeśli skończymy drudzy, trzeci albo czwarci to wtedy to przełkniemy, ale dopiero wtedy.
Energia jaką wykazaliśmy się w pierwszej połowie przeciw Hull była znakomita. Zamknęliśmy ich na własnej połowie i nie pozwoliliśmy nawet pomarzyć o ataku.
Pomijając mecz z Burnley, fenomenalnie weszliśmy w ten sezon więc nikogo nie powinno dziwić, że wszyscy chodzą nabuzowani emocjami.
Powiększone Anfield z ponad 53,000 miejsc jeszcze mocniej potęguje wspaniały doping markowy dla naszych kibiców tworząc niesamowitą atmosferę.
Normalnie jest to efekt nieco stłumiony w meczach ze słabszymi drużynami jednak w sobotę było kompletnie na odwrót.
W drużynie potrzebni są zawodnicy zmuszający obronę do popełniania błędów.
Liverpool ma wielu takich zawodników. W meczu z Leicester był nim Roberto Firmino zdobywając bramkę, która napoczęła wspaniałe zwycięstwo.
W sobotę, Philippe Coutinho, genialnie doprowadził do bramki wymieniając podania z Milnerem a następnie znajdując Adama Lallane.
Pierwszy gol jest zawsze niezwykle istotny, zwłaszcza przeciw drużynom frustrująco skupiającym się na defensywie. Drużynom takim jak Hull City.
Od momentu, w którym Hull zaczęło grać w dziesiątkę, jedyne co pozostało Tygrysom to ograniczanie strat.
Wszyscy strzelają gole. I nie zrozumcie mnie źle, wolałbym mieć napastnika, który będzie co sezon strzelać 25 bramek. Ale grająca z przodu czwórka: Coutinho, Firmino Mane i Lallana wygląda naprawę groźnie.
Lallana wszedł w ten sezon z przytupem i widać, że gra z wielką pewnością siebie. Świetnie odnajduje się na boisku i zdobywa istotne bramki.
Otrzymał on w sobotę owacje na stojąco i niewątpliwie na nie zasłużył. Wreszcie widać zawodnika jakiego chcieliśmy mieć dwa lata temu.
Trzeba przyznać menadżerowi, że błyskotliwie wynalazł miejsce w składzie dla Lallany. Jest on łącznikiem środka pola z atakiem.
Swoją energią i pressingiem Lallana jest niezwykle istotny dla drużyny i wiele do niej wnosi.
Chelsea podeszła do nas na Stamford Bridge z należytym szacunkiem i tak samo postąpiło Hull. Swansea wie teraz, że nie ma co liczyć na spokojne sobotnie popołudnie. Nie chcą przecież zostać upokorzeni jak Tygrysy.
W zeszłym sezonie nie popisaliśmy się jednak w Swansea.
Tego dnia byliśmy wyjątkowo kiepscy. W ten weekend chcemy się odegrać i pokazać Łabędziom jak gra odrodzony Liverpool. Utrzymajmy po prostu tę dyspozycję i zobaczmy gdzie nas to doprowadzi.
Pospieszyłem się, mówiąc o stałych fragmentach
Simon Mignolet musiał odczuć odsunięcie go od pierwszego składu, biorąc pod uwagę, że tak naprawdę niczym nie zawinił.
Jednak menadżer wyraźnie wiąże plan z Lorisem Kariusem i chce sprawdzić co może on wnieść do drużyny. Musimy uszanować decyzję Kloppa.
Karius rozpocznie sobotnie spotkanie ze Swansea. A Klopp powiedział, że przeanalizuje je w czasie przerwy reprezentacyjnej.
Jedynym negatywnym aspektem weekendu było zaprzepaszczenie szansy na czyste konto w tym sezonie ligowym.
Nie dalej jak w zeszłym tygodniu wypowiadałem się w superlatywach o postawie naszej obrony i jak to poprawiła się u nas obrona stałych fragmentów. A tu proszę! Pospieszyłem się.
Ings ma właściwe nastawienie
Danny Ings cieszy się w moich oczach olbrzymim szacunkiem. Cierpliwy napastnik to najczęściej oksymoron zwłaszcza kiedy w niemalże każdym meczu jesteś zmuszany do oglądania gry swoich kolegów z ławki.
Nie zmienia to jednak faktu, że Danny i jego nastawienie są fenomenalne. Wciąż walczy by wrócić do formy sprzed tej straszliwej kontuzji.
Po otrzymaniu szansy w meczu z Derby, nie zagrzał on miejsca na ławce rezerwowych w sobotnim spotkaniu z Hull City. Za to zdobył dwie bramki dla drużyny U-23 w wygranym 3-0 meczu z Sunderlandem w niedzielę.
To profesjonalista pełną gębą. Już na początku ubiegłego sezonu było widać, że swoją grą wnosi on wiele dobrego.
Na ten moment mamy zawodników bardziej odpowiednich na te pozycję tym niemniej wierzę, że jego czas nadejdzie.
James "Pierwszy" Milner
Byłem pod niemałym wrażeniem występu jaki dał w sobotę James Milner. Wzór profesjonalizmu.
Menadżer, poprosił go o występowanie w tym sezonie jako lewy obrońca, uzasadniając swoją decyzję dobrem drużyny. A Milner gra jakby grał na tej pozycji całe swoje życie.
Nie jest on urodzonym lewonożnym, co nie zmienia tego z jaką łatwością zaadoptował on sobie nową pozycję na boisku. W moim odczuciu to Milner był graczem meczu z Hull.
Pomijając dwa karne, które wykonał w swoim stylu z zimną krwią, przez cały mecz błyszczał on formą. Jest to dowód tego jak wybitne oko do graczy ma Jurgen Klopp.
Widział on doskonale, że Milner ma wszystkie walory potrzebne do gry na tej pozycji.
Jestem przekonany, że Klopp nie odpuszcza w żadnym stopniu Alberto Moreno, który ciężką pracą stara się wrócić do wyjściowego składu, jednak Milner udowodnił, że potrafi błyszczeć na lewej obronie.
Dołączył on do drużyny by grać w środku pola a po przeniesieniu na inną pozycję zamiast narzekać postawił drużynę na pierwszym miejscu.
To vice-kapitan i dominująca postać w szatni. Milner jest kluczowym trybikiem w maszynie jaką jest Liverpool.
Uradowany Ejarią
Byłem niezwykle uradowany mogąc zobaczyć debiut Ovie Ejarii w drużynie seniorów podczas meczu z Derby w ramach Pucharu Ligii.
Obserwowałem uważnie rozwój młodego pomocnika odkąd przyszedł od do nas dwa lata temu z Arsenalu i muszę przyznać, że technicznie jest do wyśmienity.
Widać jak na dłoni, że rozwinął się ponad miarę dobrze. To świetnie uczucie widzieć dzieciaki z Akademii debiutujące w pierwszym składzie. Motywuje to innych młodych do ciężkiej pracy bo widzą co mogą dzięki niej osiągnąć.
Mama, odpuść sobie
Mamadou Sakho z pewnością nie ułatwił sobie życia zawodowego swoimi komentarzami w mediach społecznościowych.
Jestem w stanie zrozumieć frustrację Sakho, chce on udowodnić swoją wartość na murawie jednak Francuz powinien był zachować pokorę i wkraść się z powrotem do łask menadżera na treningach.
Komentarze (4)
rośnij, rośnij okrąglutki.
Balon rośnie, że aż strach
Przebrał miarę no i trach!