Coutinho motorem napędowym
Legenda the Reds – John Aldridge – w swojej najnowszej kolumnie przedstawia przemyślenia na temat stałych fragmentów gry, meczu z CP oraz postawy poszczególnych zawodników. Zapraszamy do obszernej lektury!
Rzuty rożne Liverpoolu były fatalne, teraz Coutinho musi stale je wykonywać.
Liverpoolowi poszło bardzo dobrze z Crystal Palace. Pojechać tam – to zawsze był dla nas grząski grunt – i zdobyć trzy punkty to wspaniała wiadomość.
To był porażający błąd Dejana Lovrena przy pierwszym wyrównaniu Palace, on nie wiedział, co tam robił, lecz byłem zadowolony, gdy odpokutował to bramką. To jest to, czego potrzebował, gdyż w innym wypadku ciągle by o tym myślał. Prawdziwym pozytywem jest fakt, że odnaleźliśmy wykonawcę rzutów rożnych z prawdziwego zdarzenia. Nasze kornery były fatalne przez bardzo długi czas, nie widziałem nigdy byśmy po nich coś strzelili. Philippe Coutinho pokazał kilka dobrych dośrodkowań i miejmy nadzieję, że przy nim zostaniemy.
Nasi dwaj środkowi obrońcy umieszczali piłkę w siatce bardzo wysokiej drużyny. To pokazuje, że potrafimy wykonać stałe fragmenty z dobrą jakością, co daje nam dodatkowe szanse, by zaatakować piłkę. Stałe fragmenty gry są niezwykle istotne. Spójrzmy na bramki zdobywane na przekroju całego sezonu przez drużyny, który wygrały ligę lub były blisko.
Kiedy mieliśmy Suareza lub Stevena Gerrarda, którzy uderzali stojącą piłkę, mogliśmy dostrzec wysoki odsetek bramek po takich akcjach. To jest miejsce, kiedy środkowi obrońcy powinni mieć swój udział w bramkach, a my powinniśmy szukać dogrania do nich, by każdy z osobna ustrzelił 5 bramek w sezonie.
Widzieliście sus Joëla Matipa, kiedy masz odpowiedni wzrost i doskoczysz do piłki, to jest bardzo trudno ją obronić. Lovren też to zrobił, ponieważ chciał naprawić swoją pomyłkę – być może, nie miałby już swojej głowy po tym spotkaniu.
Było kilka wybitnych występów. Ofensywna czwórka poruszała się bardzo dobrze i ciężko było rywalowi nas powstrzymać.
Coutinho miał wielki wpływ, gdyż byliśmy w stanie stale dostarczyć mu piłkę. Czasem to bardzo ciężkie, kiedy drużyny dają mu pojedyncze lub podwójne krycie, by go powstrzymać w tej małej strefie, gdzie jest niekryty. On manipulował tą przestrzenią szczególnie w pierwszej odsłonie, otrzymywał piłkę od innych i szarżował w kierunku defensywy przeciwnika.
Moreno był wartością dodaną do naszej ofensywy, lecz musi przestać biegać z wolnymi rękami.
Dobrze było zobaczyć Lorisa Kariusa, który w końcu wykonuje pewną obronę, tą po strzale Benteke na krótki słupek.
Przyrzekam, że nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego on opuścił swoje ręce, kiedy wybiegł do McArthura po błędzie Lovrena. Wszyscy bramkarze wychodzą z rękami wzniesionymi w górę. To był jego błąd, nie zawinił całkowicie przy bramce, lecz uważam, że mógł zachować się troszkę lepiej.
Ich druga bramka – ponownie pozwoliliśmy wrzucić piłkę w pole z boku boiska i źle obliczyliśmy jej tor lotu w środku.
Alberto Moreno znowu wyszedł z rękami za swoimi plecami i myślę, że ktoś może się o to przyczepić.
Po pierwsze, a zarazem najważniejsze. Jeśli będziesz jard od gracza i piłka trafi cię w rękę, to nie jest zamierzone zagranie. Kiedy stoisz od rywala 2 lub 3 jardy, to wrzuci piłkę w pole karne albo nastrzeli cię w łapę i będzie ‘11’.
Gdy staniesz centralnie naprzeciwko niego to nie dopuścisz do dośrodkowania. Musi zbliżyć się maksymalnie, jak to możliwe i nie dać się złapać. Chowanie rąk za sobą pogarsza balans ciała. Prawdopodobnie grał tak już jako młody zawodnik, lecz musi wyzbyć się tego przyzwyczajenia.
Dużo dodał do naszej gry ofensywnej. On musi dostrzegać rzeczy szybciej, kiedy akcja się przerywa i trzeba wracać. Jürgen chce, by zapędzał się w przód, gdyż wykonuje to wspaniale, lecz musi szybciej dostrzegać zmiany w akcji i wykonywać powrotny sprint troszkę wcześniej, by ustawić się na pozycji.
Jesteśmy daleko od poprawnej gry w obronie, lecz myślę, że trener wie, że nie zawsze będziesz potrzebować 3 lub 4 bramek, by wygrać mecz.
Jeśli chcemy rzucić sobie wyzwanie, jakim jest wygranie ligi, to musimy popracować nad aspektem defensywnym naszej gry. Musimy być troszkę twardsi i nie uginać się, i popełniać mniej błędów. Jürgen to wie.
Nie możemy dać się ponieść emocjom, lecz trzeba wykorzystywać szanse i zobaczyć, gdzie nas to doprowadzi.
W sobotę przeskoczyliśmy kolejną przeszkodę, lecz zostało jeszcze wiele do przejścia. Możemy przeskoczyć tylko tą najbliższą, czyli Watford i nie powinniśmy myśleć o kolejnych. Tego nas uczyli na Anfield. Pozwólmy ludziom gadać, a na boisku róbmy swoje.
Nie ma powodu, dla którego fani nie powinni patrzeć na szczyt tabeli, tak samo jak trener czy zawodnicy. Jeśli nie patrzysz przed siebie, na szczyt czegoś, to coś jest z tobą nie tak.
Jesteśmy w tym gronie – nie chce mówić, że wygramy ligę – jesteśmy w czwórce, która może tego dokonać. Bukmacherzy obniżyli na nas kurs na 3:1 i to wszystko wyjaśnia. Nie możemy się dać ponieść, lecz musimy podjąć wyzwanie i zobaczymy, gdzie znajdziemy się na koniec sezonu.
Watford zaliczyło kilka dobrych wyników na wyjeździe w tym sezonie, nie można ich przyjąć z lekkością. Zniszczyli nas w zeszłym roku na Vicarage Road. Przyjadą i ustawią się za piłką, lecz ich szef preferuje ofensywną grę, więc miejmy nadzieję, że przybędą i zagrają mecz, w przeciwieństwie do innych, którzy woleli zepsuć widowisko i zgarnąć punkt.
Potrafię zrozumieć zespoły, które wystraszyły się naszej szybkości i mądrego poruszania się.
Nie krytykujcie ‘wycieczkowiczów’ – globalna Czerwona społeczność sprawia, iż klub jest wyjątkowy.
To było dobre zwycięstwo mojej starej drużyny Tranmere przeciwko Dover, trudny teren i druga podróż na południe. To wspaniałe trzy punkty dla Micky’ego Mellona. Newport osiągnęło dobry rezultat z Accrington Stanley i Liverpool też wygrał – to dobry weekend.
Byłem na wyjeździe w Oslo działając na wydarzeniu zorganizowanym przez Mastercard dla Liverpoolu. Kibice Liverpoolu zebrali się w grupy, wiemy jak to jest w Norwegii. Byli absolutnie fantastyczni i frajdę sprawia zabawianie takich gości. Rozmawiając z nimi widzisz, że Liverpool i ich rodziny to dla nich całe życie. Pracują, by zaoszczędzić i przyjechać na Anfield trzy lub cztery razy w sezonie. To dlatego jesteśmy tak wielkim klubem, gdyż mamy takich fanów na całym świecie.
Jestem szczęściarzem, że urodziłem się w Liverpoolu i podążam za nim. Inni ludzie nie mieli na tyle farta. Są z Liverpoolem od młodego wieku, kiedy ich ojcowie opowiedzieli im o nim, odkąd obejrzeli Match of the Day, kiedy był to jedyny program piłkarski.
Mają to we krwi i kilka takich rzeczy widzę, kiedy podróżuję, i to mnie zachwyca. Mamy tam 40 000 stowarzyszonych fanów.
Komentarze (1)