Zapowiedź meczu
Wracający do formy Liverpool będzie musiał po raz kolejny udowodnić, że stabilna forma na dobre wróciła do zespołu. Przeciwnikiem w kolejnym ligowym spotkaniu będzie Everton, który jak wiadomo tylko czeka, aby kolejny raz pokonać odwiecznego rywala.
Zacznijmy od faktów. Liverpool zajmuje trzecie miejsce w lidze, w przypadku zwycięstwa może wskoczyć na drugie. Everton jeśli zremisuje bądź przegra, będzie nadal okupował dziewiątą lokatę w tabeli. Natomiast jeśli zwycięży, wyprzedzi nawet Southampton, który jest trzy pozycje wyżej. Tyle o tabeli, porozmawiajmy o kontuzjach.
Everton ma się nieznacznie gorzej w tej kwestii, bo o ile the Red muszą sobie radzić bez Sturridge’a oraz Coutinho, o tyle Toffes mają braki zarówno w obronie (absencja za kartki Jagielki) jak i w ataku (Yannick Bolasie, kontuzja). Klopp może martwić się również o obsadzenie bramki, ale wszystko wskazuje na to, że kolejny raz między słupkami stanie Simon Mignolet.
O kontuzjach, jak widać, też nie ma co za długo dyskutować. Ciekawy jest na przykład fakt, że sędzia główny poniedziałkowej batalii, pan Mike Dean poprowadzi pierwszej starcie którejkolwiek ekipy od 2006 roku. Ostatnim razem, gdy sędziował mecz Evertonu, ten zremisował 1:1 z Wigan. Miejmy nadzieje, że tym razem remisu nie będzie. Pan Mike nie lubi dawać w tym sezonie czerwonych kartek, póki co pokazał je tylko trzy razy. Natomiast żółtymi rzuca chętnie. Aż 63 razy ukazywał zawodnikom ten kartonik. A teraz uwaga, rzucam tradycyjnie ciekawostkami.
Będą to już 227. derby Merseyside w historii. Pomijając najlepszego strzelca w meczach derbowych Iana Rusha (25 bramek w 36 występach) drugi pod kątem zdobytych goli jest… gol samobójczy. Aż dziesięć razy zawodnicy Toffes wbijali sobie piłkę do własnej bramki. Nawet Steven Gerrard nie strzelił więcej niż dziesięciu bramek rywalom. Zdobył ich co prawda równo dziesięć, ale jednak potrzebował na to 33 spotkań.
6 listopada 1982 Liverpool pokonał na Goodison rywala aż 5:0. Jest to najwyższy wynik w derbowych starciach jeśli chodzi o ten stadiom. Co prawda Czerwoni ulegli kiedyś takim samym wynikiem, ale było to dawno i nie trzeba o tym wspominać. Jedno jest pewne. Żaden z poniedziałkowych widzów nie pogniewałby się, jeśli na stadionie padłoby pięć goli. Tym bardziej, jeśli wszystkie pięć zdobędzie Liverpool. Będzie to jedno z najtrudniejszych starć w sezonie i potrzeba naprawdę stalowych nerwów aby je wygrać. Cel? Wygrana. Jak będzie? Przekonamy się już w poniedziałkowy wieczór.
Komentarze (3)