LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 1074

Wywiad z Milanem Barošem


Były zawodnik the Reds w obszernym wywiadzie wspomina swoje pierwsze dni w Liverpoolu, finał w Stambule, a także opowiada o współpracy z Gerardem Houllierem i Rafą Benitezem.

Doszły nas słuchy, że w czasach młodości nazywano cię Ostravańskim Maradoną. Czy naśladowałeś go w dzieciństwie?

Tak naprawdę nigdy nie miałem swojego idola. Miałem za to jedno marzenie. Grać w Premier League.

Cieszę się, że trafiłem do Anglii. Swoją przygodę na Wyspach rozpocząłem w wielkim klubie, jakim jest Liverpool. Mój ojciec był fanem the Reds i oglądaliśmy ich mecze w telewizji. Liverpool był moim ulubionym zespołem. W Czechach popularnością cieszył się również Tottenham, jednakże my już mieliśmy swojego ulubieńca.

Po osiągnięciu sukcesu w swoim kraju zdecydowałeś się na transfer do Liverpoolu. Miałeś wówczas 19 lat. Jak poradziłeś sobie w nowej sytuacji?

Było ciężko. W porównaniu z Czechami, Anglia to całkiem inny świat. Życie, jedzenie, tempo gry... wszystko. Byłem młody i na dodatek naiwny. Myślałem, że wszystko przyjdzie mi z łatwością i będę grał na podobnym poziomie jak miało to miejsce w Czechach.

Musiałem zaaklimatyzować się i potrzebowałem do tego czasu. Musiałem nauczyć się języka i przystosować do nowego tempa gry. Pracowałem również nad swoją odpornością psychiczną.

Trwało to jakieś 8 miesięcy i było bardzo ciężko. Po kilku miesiącach zaproponowano mi wypożyczenie. Ja jednak chciałem zostać i walczyć o miejsce w składzie. W kolejnym sezonie dostałem szansę. Byłem bardzo zadowolony z możliwości gry w pierwszym zespole. Cierpliwość się opłaciła. Byłem tak blisko spełnienia własnych marzeń, że nie mogłem się wycofać po kilku miesiącach niepowodzeń.

Mówiłeś o adaptacji w grze. Jak jednak odnalazłeś się w nowym mieście, pośród Scouserów?

Początek był niezwykle trudny. Szczególnie z Carragherem w szatni! Z czasem przyzwyczaiłem się do tego.

Gdy zaczynasz tutaj mieszkać i słyszysz tych ludzi codziennie, coraz lepiej rozumiesz ich język. Gdy teraz słyszę ten akcent, uśmiech sam maluje się na mojej twarzy. Wracają piękne wspomnienia...

Opowiedz nam o swoim stosunku do Houlliera. Najpierw mówiono, że gdyby pozostał dalej w klubie, to ty byś opuścił Liverpool. Z kolei później przeniosłeś się do Lyonu, aby grać w jego drużynie. Co miało wpływ na twoje decyzje?

Uważam, że bardzo dużo dopowiedziały w tym przypadku media. Czasami zawodnik i menedżer mają odmienne zdania. My różniliśmy się poglądami, jednakże zawsze darzyłem go szacunkiem. Nigdy nie miałem z nim problemu.

Houllier miał ogromny wpływ na moją karierę. Jestem mu wdzięczny za to, że sprowadził mnie do Anglii. Nie było między nami spięć, więc gdy otrzymałem od niego propozycję gry w kolejnym odnoszącym sukcesy klubie, cieszyłem się z nowej możliwości.

W Liverpoolu nosiłeś na plecach piątkę. To dość nietypowy numer jak na napastnika. Miałeś ku temu jakiś powód?

Nie, to była propozycja klubu, a ja ją zaakceptowałem. Nie kryła się za tym żadna niezwykła historia. Nie wiedziałem nawet, że jest to nietypowy jak na napastnika numer!

Miałeś ogromny wpływ na grę zespołu w sezonie 2002/03. Strzeliłeś wówczas 12 bramek. Co zapamiętałeś ze swojego debiutu przeciwko Boltonowi?

To był jeden z najważniejszych momentów w mojej karierze. Przed wyjściem na murawę byłem piekielnie zestresowany. Gra z Boltonem na wyjeździe nigdy nie należała do łatwych. To była bardziej walka niż piłka nożna.

Było to dla mnie bardzo szczęśliwe spotkanie. Zanotowałem 2 trafienia, a przed hat-trickiem powstrzymał mnie słupek! Zapamiętam ten moment na zawsze.

Zdobyłem 2 bramki dla Liverpoolu w swoim debiucie. Coś niesamowitego.

Przed swoim debiutem kilkukrotnie wchodziłeś z ławki rezerwowych. Po raz pierwszy miało to miejsce na Camp Nou - nie najgorsze miejsce jak na początek!

Tak, to było gdy stanowisko menedżera tymczasowo objął Phil Thompson. Nie byłem wtedy zestresowany, gdyż nie przypuszczałem nawet, że dostanę swoją szansę.

Byłem totalnie zaskoczony. Mogłem zagrać przez 15 minut przed liczącą 75 tysięcy ludzi widownią w jednym z najwspanialszych stadionów na świecie. Niemniej jednak moje najlepsze wspomnienia wiąże z debiutem przeciwko Boltonowi. Wiedziałem, że znajdę się w podstawowym składzie na 3-4 dni przed tym meczem i musiałem odpowiednio się przygotować. Dzięki temu podszedłem do tego jeszcze bardziej emocjonalnie.

Podczas wspomnianego sezonu Liverpool sięgnął po Puchar Ligi, pokonując w finale Manchester United na Millennium Stadium. Wszedłeś na murawę jako zmiennik, a pod koniec spotkania ją opuściłeś na wskutek kolejnej rotacji. Czy nie miało to dla ciebie słodko-gorzkiego smaku?

W tamtym momencie nie byłem szczęśliwy. Nigdy nie chcesz być zmiennikiem, który na dodatek jest zmieniany przez kolejnego zawodnika. To było dla mnie niezwykle rozczarowujące, szczególnie ze względu na wagę spotkania i naszego rywala.

Prowadziliśmy 2:0 i mieliśmy już zwycięstwo w kieszeni. Byłem w szoku. Wszedłem na ostatnie 30 minut zastępując Heskey'a. Byłem wtedy jeszcze młodym zawodnikiem i zabolało mnie to, jednakże musisz przedkładać dobro drużyny nad dobro własne. Wygraliśmy finał i tylko to liczyło się tego dnia.

Doszło to do mnie dopiero podczas świętowania. Poczułem się lekko zawstydzony. Powinienem bardziej cieszyć się naszym zwycięstwem. Gdy patrze na to po 13 latach czuję tylko jedno - dumę. To było moje pierwsze tak ważne trofeum, jednakże doceniłem to dopiero po latach.

Kampania 2002/03 była dla ciebie przełomowa, lecz kolejny sezon już prawdopodobnie frustrujący. Opuściłeś większość spotkań z powodu kontuzji kostki w starciu z Blackburn...

Kontuzje są nieodłącznym elementem zmagań piłkarskich i musisz to zaakceptować, lecz nigdy nie będzie to łatwe. Mój rozbrat z piłką trwał 6 miesięcy i wróciłem do gry dopiero pod koniec lutego.

Wchodziłem wówczas najczęściej z ławki i nie byłem w szczytowej formie. Byłem przygnębiony i zastanawiałem się nad moją przyszłością w klubie. W trakcie przerwy wakacyjnej grałem na Euro 2004 i odzyskałem pewność siebie. Selekcjoner naszej kadry bardzo mnie wspierał. Powiedział, abym zaczął ciężko pracować, a na pewno dostanę swoją szansę. Ujrzałem wtedy na nowo palące się w tunelu światełko, za którym chciałem podążać.

Byłeś jednym z najlepszych strzelców Euro 2004. Może to dziwnie zabrzmieć, ale czy przypadkiem dzięki tej kontuzji nie otrzymałeś więcej czasu na odpoczynek przed turniejem.

Tak, to mogło mi pomóc. Oglądając tego typu turnieje możesz zauważyć, że gracze z absolutnego topu są już zmęczeni. Rozegrali w sezonie ponad 60 gier i potrzebują czasu na regenerację. Ja z kolei nie rozegrałem wielu spotkań w barwach the Reds i zadziałało to na moją korzyść podczas Euro.

Gdybym był tenisistą, bycie numerem 1 bardzo by mnie ucieszyło, lecz w piłce nożnej zamieniłbym najlepszego strzelca na wygranie trofeum! Odpadliśmy w półfinale z Grecją. Było to dla nas przykre doświadczenie, gdyż moim zdaniem dysponowaliśmy wówczas bardzo mocną drużyną, mającą duże szanse na zwycięstwo. Zgarnięcie korony króla strzelców było miłe, lecz wolałbym wygrać finał.

Czy bezpośrednio po Euro 2004 otrzymałeś jakieś oferty ze strony czołowych europejskich klubów? Wiele mówiło się o zainteresowaniu Barcelony i Realu Madryt...

Mój agent powiedział mi, że nikt się z nim nie kontaktował i koniec końców zostałem w Liverpoolu. Nie chciałem opuszczać klubu, gdyż czułem, że osiągniemy sukces. Jak czas pokazał, była to bardzo dobra decyzja. W kolejnym sezonie wygraliśmy Ligę Mistrzów!

Houlliera zastąpił w klubie Rafael Benitez, który miał zupełnie inną wizję futbolu. Jego metody okazały się skuteczne w Valencii i starał się przenieść ten styl do Liverpoolu. Był taktykiem i kładł na to duży nacisk podczas sesji treningowych. Być może graliśmy bardziej defensywie, lecz w Lidze Mistrzów zdało to egzamin.

Spodziewałeś się, że po Euro staniesz się jednym z najważniejszych zawodników w drużynie, zastępującym Heskey'a czy Owena?

W klubie takim jak Liverpool zawsze możesz spodziewać się dużej konkurencji w ataku. Dzięki temu starasz się dawać z siebie jeszcze więcej. Chcesz stale się rozwijać. Nigdy nie spodziewałem się, że mogę mieć tak duży wpływ na formację ofensywną drużyny.

Klub zakontraktował Djibrila Cissé, wydając na niego mnóstwo pieniędzy, lecz mimo to dostałem wystarczająco dużo szans i na początku sezonu strzeliłem wiele bramek. Udało mi się zanotować wówczas mojego pierwszego hat-tricka, przeciwko Crystal Palace. W ostatniej minucie na oczach the Kop strzeliłem bramkę rozstrzygającą losy spotkania. To był jeden z moich najlepszych meczów w czerwonej koszulce.

Niestety w drugiej połowie sezonu byłem mniej skuteczny, ale starałem się nadrabiać to w inny sposób. W lidze nie szło nam najlepiej, ale nasza przygoda w Champions League zakończyła się happy endem.

Porozmawiajmy o Lidze Mistrzów. Kiedy uświadomiliście sobie, że jesteście w stanie wygrać?

Zawsze marzysz o zwycięstwie, ale każda kolejna runda była dla nas piekielnie trudna. Byliśmy czarnym koniem tych rozgrywek przez co nie ciążyła na nas tak duża presja. Myślę, że dzięki temu było nam łatwiej w starciach z Juventusem czy Chelsea.

Gdy dochodzisz do finału, trofeum jest na wyciągnięcie ręki. Kiedy przegrywasz 0:3 do przerwy sytuacja wygląda już inaczej. Gdy większość ludzi na świecie uznała, że jest po meczu - my odwróciliśmy losy spotkania. Bez wątpienia była to jedna z naszych najcięższych przepraw.

Gdzieś w niebie zostało napisane, że wygramy ten finał. Ktoś chciał, aby wyryto na pucharze słowo Liverpool F.C.

Jeżeli cofniemy się myślami do rewanżowego, półfinałowego starcia z Chelsea na Anfield... Czy nie uważasz, że kibice stworzyli jedną z najwspanialszych atmosfer, jaką kiedykolwiek doświadczyłeś?

Zawsze mówię, że to było najgłośniejsze starcie, w jakim kiedykolwiek brałem udział. Czułem tę moc zarówno przed pierwszym, jak i po ostatnim gwizdku. To było niesamowite.

Po tym jak bramkę strzelił Luis Garcia trybuny oszalały. Starałem się dojść do piłki, lecz powalił mnie Petr Čech. Spojrzałem na sędziego oczekując jedenastki, lecz wtedy rozbrzmiała wrzawa. Liczyło się tylko to trafienie. To było dużo lepsze niż karny, bo zawsze możesz spudłować. Wysunęliśmy się na prowadzenie i dołożyliśmy wszelkich starań, aby go nie utracić.

Przejdźmy do finału w Stambule. Czy byłeś zaskoczony pierwszą jedenastką wystawioną przez Beniteza? Didi Hamann rozpoczął na ławce, a Harry Kewell wyszedł razem z tobą...

Szczerze mówiąc byłem zaskoczony tym, że dostałem szansę. Przed finałem Cisse strzelał w dwóch ligowych starciach. Byłem przekonany, że Rafa wystawi właśnie jego. Benitez wskazał jednak na mnie i Kewella, który wracał do gry po kilku kontuzjach. Na tym polega praca menedżera. Musi wystawić 11 zawodników, którzy jego zdaniem najlepiej sprawdzą się w danym spotkaniu.

Wspomniałeś o Hamannie. Może faktycznie powinien zacząć w podstawowym składzie, lecz miał swoją szansę w drugiej połowie i doliczonym czasie gry. Nie wniósł wiele do gry, lecz wykorzystał pierwszy rzut karny. Gdyby grał od początku być może byłby dużo bardziej zmęczony pod koniec starcia i podczas konkursu jedenastek. Nie wiesz jaki miałoby to wpływ na końcowy rezultat.

Łatwo jest dyskutować o tym po meczu. Djibril również wchodził z ławki i wykorzystał swoją jedenastkę. Wszyscy odegraliśmy swoje role.

Pomówmy o tych sześciu kluczowych minutach drugiej połowy. Pamiętasz ten strzał Vladimíra Šmicera, przed którym uchyliłeś się, a piłka wpadła do siatki.

(Śmieje się). Zawsze gdy rozmawiam o tym z Vladim przekonuję go, że to była moja bramka. Mówię mu, że to było tylko otarcie, ale to też się liczy! Żartuję oczywiście. Uderzył znakomicie, a futbolówka zmierzała w światło bramki. Odsunąłem się w ostatniej chwili, aby nie zablokować strzału. Piłka wpadła do siatki, a my odzyskaliśmy wiarę w zwycięstwo.

Ty również miałeś swoją zasługę przy bramce wyrównującej. Zagrałeś wtedy do Gerrarda, który upadając wywalczył rzut karny.

Tak, Stevie krzyknął, abyśmy zgrali szybką klepkę. Byłem odwrócony plecami do bramki i starałem się odegrać w jego kierunku. Znalazł się naprzeciw bramki, bez wątpienia karny.

Rafa już przed meczem ustalił z nami, że jedenastki będzie wykonywał Xabi Alonso. Na szczęście trafił do siatki, a ja byłem tak szczęśliwy, że jako pierwszy rzuciłem się na niego. To był powrót w wielkim stylu.

Czy byłeś rozczarowany po tym, jak w doliczonym czasie gry menedżer zdjął cię z murawy? Chciałeś strzelać w konkursie rzutów karnych?

Nie, to było piekielnie trudne spotkanie. Czułem się wykończony psychicznie. W końcówce nasz rywal po raz kolejny zaczął napierać, a my potrzebowaliśmy świeżości. Djibril wszedł na murawę i dał zespołowi drugi oddech. Wykorzystał również swoją jedenastkę.

Co pomyślałeś po tym, jak Jerzy Dudek wybronił strzał Shevchenki, a wy zostaliście klubowymi mistrzami Europy?

(Ponownie śmieje się). Nie mam pojęcia! Nie pamiętam nic z tamtych 10 sekund. Gdy oglądam powtórki widzę jak biegniemy w kierunku Jurka. Nie pamiętam tego momentu. To było istne szaleństwo. Nie potrafię opisać tego za pomocą słów. Euforia.

Mówi się, że uszkodziłeś Puchar Ligi Mistrzów. Jak to się stało?

Nie lubię niszczyć historii, ale muszę przyznać, że to brednie. To nigdy nie miało miejsca. Mówili, że upuściłem puchar, ale to nieprawda. Ma on na swojej powierzchni wgniecenie i w raporcie znalazła się informacja, że ja to zrobiłem podczas naszego świętowania. Mówią, że dodaje to charakteru naszej zdobyczy, ale ja tego nie zrobiłem!

Po finale w Stambule nie miałeś wielu szans, aby po raz kolejny sięgać po najwyższe trofea. W sezonie 2005/06 dwukrotnie wchodziłeś z ławki, a potem przeszedłeś do Aston Villi. Czy możesz z czystym sumieniem powiedzieć, że gra dla Liverpoolu była najlepszym momentem w twojej karierze?

Tak, tak mi się wydaje. Mogłem grać dla klubu, któremu kibicowałem razem z ojcem w dzieciństwie i wygrałem z nim Ligę Mistrzów. Lata 2004 i 2005 były dla mnie wyjątkowe. Euro, a później Champions League. Ciągle oglądam starcia Liverpoolu i mam nadzieję, że w tym sezonie zdobędą swoje pierwsze trofeum pod wodzą Jürgena Kloppa.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (3)

brandao 25.12.2016 00:12 #
Przyjemnie się czyta ten wywiad ale to co mówi Baros o wejściu Hammanna to przesada. Wejście Niemca za Finnana oznaczało przejście w formacje z trójką obrońców i zagęszczenie środka pola a sam Didi wyłączył z gry Kake. Nie wiem jak można tego nie docenić!
czerwony1892 25.12.2016 10:42 #
@brandao
Ja miałem dokładnie takie same odczucia, gdy przeczytałem ten fragment o Hammanie. To m.in. dzięki Niemcowi, mogliśmy zacząć pogoń za Milanem w drugiej połowie. Hamman jest jednym z architektów naszego triumfu.
damiand 25.12.2016 14:24 #
Euro 2004 i mecz Holandia - Czechy :D

Pozostałe aktualności

Wczorajszy trening - wideo  (0)
03.05.2024 20:18, Piotrek, liverpoolfc.com
Klopp: Nie ma już żadnej presji  (2)
03.05.2024 16:17, Bartolino, liverpoolfc.com
Statystyki przed meczem z Tottenhamem  (0)
03.05.2024 12:21, Fsobczynski, liverpoolfc.com
Van Dijk może nie zagrać z Tottenhamem  (22)
03.05.2024 11:35, Bajer_LFC98, liverpoolfc.com
Zdjęcia z czwartkowego treningu The Reds  (0)
03.05.2024 10:27, Bartolino, liverpoolfc.com
Liverpool wraca do Ligi Mistrzów  (8)
02.05.2024 23:39, BarryAllen, liverpoolfc.com