Trzy kropki: Mecz z Southampton
Kibice the Reds w środę, po raz kolejny w ciągu paru dni, opuszczali Anfield zawiedzeni. Nie mniej przygnębiona była załoga „Trzech kropek”, która jednak (w przeciwieństwie do podopiecznych Kloppa) stanęła na wysokości zadania i oddaje Państwu do lektury swoją autorską kolumnę.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Kinio25LFC)
Mecz stał na dość wysokim poziomie, kibicom mógł się podobać, z tym jednak zastrzeżeniem, że mówimy tu o kibicach neutralnych… bądź fanach Świętych. Obiektywnie rzecz ujmując, goście z południa wzięli Liverpool na stary, dobry patent który działa na the Reds niemal za każdym razem: przetrwać pierwsze 30 minut, kilka razy postraszyć z kontry a potem oddać liverpoolczykom piłkę i postawić solidny autobus w bramce. Taktyka stara jak świat a jednak nasi zawodnicy po raz kolejny łyknęli przynętę i przez większość meczu umiejętnie i z gracją walili głową w mur, którego rzecz jasna nie udało się im rozbić. Jak na ironię, w jednej z ostatnich akcji meczu jedyna poluzowana cegła w tym symbolicznym murze obluzowała się na tyle, że palnęła Liverpool prosto w łeb, do utraty przytomności. Legenda głosi, że na tej cegle napisano „Shane Long”.
– O nietypowej do niedawna niemocy strzeleckiej… (Kinio25LFC)
Drużyna strzelała na zawołanie niemal przez całą jesień, aż nagle w okolicach świąt Bożego Narodzenia wszystko zaczęło się psuć. Trudno o całą tę sytuację obwiniać nieobecnego Sadio Mané, bo przecież nasza druga linia, mimo pewnych braków, to - przynajmniej na papierze – jedna z sześciu najlepszych w lidze. Sturridge mógł w środę rozstrzelać Świętych jeszcze przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę. Emre Can miał po prostu pecha, tak samo jak Coutinho. Ale gdzie podziała się kreatywność Lallany i Firmino w parze z celnymi, mierzonymi wrzutkami od niezawodnego Milnera? Na te pytania nie umiem odpowiedzieć. Szkoda, bo wydaje się, że ta wykańczająca psychikę naszych zawodników niemoc strzelecka wynika właśnie z tej „niewidzialności” kluczowych postaci… oraz braku pełnowartościowych zmienników. Szczęśliwie, jeszcze jest wiele czasu, żeby Klopp pomógł odnaleźć chłopakom ich formę z jesieni. Byle szybko.
– O odwiecznym braku planu B… (ManiacomLFC)
W ostatnich tygodniach mecze Liverpoolu stały się bardzo monotonne. Jest to szczególnie widoczne po bardzo dobrym początku sezonu i pełnej polotu grze the Reds. Ekipa Jürgena Kloppa się wypaliła, jest zmęczona sezonem już w styczniu i nie jesteśmy już w stanie zabiegać rywala. Kontrpressing, który tak świetnie się sprawdzał nie jest już przez nas w ogóle stosowany. Pozostaje nam więc jedynie utrzymywanie się przy piłce i próba dostarczenia jej w pole karne rywali. A rywale nauczyli się przed takim sposobem gry doskonale bronić, więc obecny Liverpool gra piłkę 1001 podań, z których nic nie wynika. Mając w składzie Benteke widzieliśmy mozolne próby gry kombinacyjnej, a gdy w ataku jest Sturridge lub Firmino to przez 90 minut wrzucamy piłkę bez sensu w pole karne przeciwnika. Ponadto - gdy początkowy plan Kloppa na mecz się nie sprawdza, nie dokonuje on niemal żadnych zmian taktycznych ani personalnych. Rzadko kiedy widujemy trzy zmiany w trakcie meczu, a jeśli już decyduje się na zmianę formacji (chociażby poprzez przekazanie kartki Sturridge’owi) to nie widać poprawy w grze.
– O prawdziwej rywalizacji wśród bramkarzy… (TurekLFC)
Każdy kibic Liverpoolu powoli przywykł do faktu, że w momencie, gdy przeciwnik oddaje strzał w światło bramki to już nic nie uchroni the Reds od straty gola. Sytuacja w ciągu ostatnich kilku tygodni uległa diametralnej zmianie. Faworyzowany przez Kloppa Karius po fatalnej serii występów i wpuszczanych baboli przez wielu został skreślony i uhonorowany zacnym tytułem „ręcznika”. Niemiec zastąpiony przez zazwyczaj niepewnego Belga odbudował się, a jego ostatnie występy są bardzo dobrym prognostykiem na przyszłość. Mignolet bardzo dobrze wykorzystał swoją szansę. Śmiało można rzec, że w meczu z Manchesterem United uratował nam punkt. Pomiędzy bramkarzami Czerwonych wykreowała się bardzo zdrowa rywalizacja, która według mnie przyniesie tylko pozytywne skutki. Kiedyś mocno krytykowałem Lorisa, ale zwróćmy uwagę, że chłopak jest w bardzo młodym wieku i zasługuje na kolejne szanse. Jedno jest pewne – w bramce, prace rozpoczął murarz, a fani widząc w akcji goalkeeperów nie muszą już kontaktować się z lekarzem.
– O sędziowaniu „na alibi”… (ManiacomLFC)
Piłkarze Liverpoolu dwukrotnie domagali się rzutu karnego we wczorajszej potyczce ze Świętymi. W obu przypadkach sytuacje były jednak nie do końca jasne i sędzia musiał podjąć trudną decyzję. Ostatecznie wybrał wersję bardziej bezpieczną dla niego, ponieważ łatwiej jest nie podyktować rzutu karnego niż podarować go „z kapelusza”. Niestety w sytuacji faulu na Origim nie tylko nie dostaliśmy jedenastki w ostatniej minucie meczu, ale do tego goście wyprowadzili zabójczą kontrę, która ostatecznie nas pogrążyła. Przede wszystkim jednak nie możemy mieć pretensji do sędziego za niepodyktowanie wątpliwego karnego w 180. minucie dwumeczu, ponieważ przez poprzednie 179 to podopieczni Jürgena Kloppa zawalili sprawę po całości.
– O wcale nie łatwiejszym wyzwaniu w weekend… (TurekLFC)
Podopieczni Kloppa mają wiele do udowodnienia. Drużyna pod nieobecność Sadio Mané, nie potrafi wrzucić trzeciego biegu – nie mówiąc o kolejnym. Obrona, która kompletnie nie jest wspierana przez pomocników zamienia się w tyczki dla narciarzy. W angielskim futbolu zaczyna rządzić przekonanie, że aby pokonać the Reds wystarczy przez 90 minut bronić się całym zespołem, a w pewnym momencie po szybkiej kontrze i tak coś wpadnie. Liverpool musi zacząć wygrywać w 2017 roku i potyczka z Wolves może być punktem zwrotnym w formie zespołu i znakiem dla czołówki stawki, że drużyna z Merseyside wciąż liczy się w wyścigu. Niestety nie zagramy w EFL Cup na Wembley, lecz nic nie stoi na przeszkodzie, by zagrać w stolicy w bardziej prestiżowym pucharze.
Komentarze (0)