Nie ma miejsca na błędy
Drużyna Jürgena Kloppa stąpa po cienkiej linii w trakcie sprintu do mety sezonu rozgrywek ligowych. Nie ma już miejsca na błędy ze strony Liverpoolu w ich pogoni za miejscem dającym grę w Lidze Mistrzów – potrzeba dwóch zwycięstw.
Byłem przekonany, że ogramy Southampton w zeszłym tygodniu i nie sądziłem, że zgubimy punkty w kolejnym meczu na Anfield po spotkaniu z Crystal Palace.
Będziemy wiedzieć jak poszło Arsenalowi, ponieważ w sobotnie popołudnie jadą do Stoke i myślę, że to najtrudniejsza część ich terminarza, lecz jeśli wygrają, presja wzrośnie jeszcze bardziej.
Przeciwko Southampton byliśmy świadkami bardzo nieefektywnego występu ofensywnego, podczas którego mieliśmy ogromne trudności z kreowaniem szans z drużyną, która nie grała już o nic.
Wiemy, że są dobrze zorganizowani, ponieważ graliśmy z nimi już trzy razy w tym sezonie i ani razu nie strzeliliśmy gola, więc można było się spodziewać, że mamy jeszcze zapas energii na wypadek, gdyby zaistniało ponownie takie ryzyko. Moim zdaniem trzeba było zmienić coś wcześniej niż to miało miejsce.
To bardzo dziwne, że mamy takie trudności na końcu rozgrywek biorąc pod uwagę, że nie braliśmy udziału w rozgrywkach europejskich.
W ciągu pierwszych trzech miesięcy widać było coś więcej niż dobre przygotowanie fizyczne, drużyna grała atrakcyjny dla oka futbol.
Co prawda potem przytrafiły się kontuzje kluczowych piłkarzy, ale to nie może być jedyna przyczyna.
Liverpool nie grał wybitnie dużej liczby gier w tym sezonie i wydawać by się mogło, że chcemy przebiec sprintem maraton, przez co teraz ciągniemy ostatkiem sił.
Niektórzy zastanawiali się na początku kampanii czy Kloppowi uda się zaimplementować swój styl gry pressingiem na przestrzeni całego sezonu piłkarskiego, lecz jak to w życiu bywa, mimo ostrzeżeń, zawsze chcemy się przekonać o wszystkim na własnej skórze.
Klopp teraz doświadczył pełnego sezonu Premier League i zna jego trudne momenty, więc w przyszłym roku może w niektórych chwilach podjąć inne decyzje.
Przed rozpoczęciem sezonu, gdy ograliśmy Barcelonę na Wembley, byliśmy bardzo, bardzo gotowi, lecz może trzeba było trochę zostawić energii na późniejsze etapy, budować stopniowo kondycję meczową z biegiem kolejnych meczów, by mieć pewność, że utrzymamy się w wyścigu.
Wszystko rozbija się o doświadczenie – gdy sam jeszcze grałem, zostawialiśmy odrobinę przygotowań na później, ponieważ tę finalną część nabywało się przez granie.
Może nie trzeba zaczynać od 100%, lecz opierać się na umiejętnościach i wejść we właściwy rytm. Wtedy wszystko może zadziać się już samoistnie.
Wiem, że teraz gra się szybciej i wymagana jest o wiele lepsza sprawność fizyczna u piłkarzy niż kiedykolwiek wcześniej, lecz można obrać trochę inną drogę, nie tylko przebiegnięcie 120km daje szansę na wygraną.
Jak Couthinho by się wpasował do Barcy?
Philippe Coutinho wciąż jest łączony z przenosinami na Camp Nou, lecz jeśli Barcelona zachowa swoją trójkę w ataku, to oczywistym staje się pytanie gdzie miałby grać nasz Brazylijczyk?
Czytałem informację o tym, że miałby przejąć pozycję Andresa Iniesty, lecz tam w 90% podstawą są podania, a to niekoniecznie najlepsza umiejętność Coutinho.
Nie jestem przekonany co do tych wiadomości. Rozumiem, dlaczego kluby się nim interesują i dlaczego piłkarz miałby chcieć przejść do Barcelony lub Realu Madryt, lecz patrząc przez pryzmat rozwoju kariery, nie wiem jak Coutinho by się wpasował w ten zespół i jakie by otrzymał obowiązki w drużynie, gdzie wszystko kręci się wokół Messiego.
Koniec końców, chcesz odnosić sukcesy z drużyną, lecz wyróżnienia indywidualne też są istotne, a to oznacza granie na maksimum swoich umiejętności i dla menedżera, który wydobywa z ciebie to co najlepsze.
Tymczasem rodak Coutinho, Lucas, świętuje dziesięć lat na Anfield.
To był dość niecodzienny ruch, przejście prosto z Brazylii do Liverpoolu.
Brazylijczycy zwykle najpierw grają gdzieś w Europie, na przykład w Portugalii, więc to wymagało dużo odwagi od tego jeszcze wtedy młodego piłkarza.
Po tym jak zaczęła się jego kariera w Liverpoolu, nikt by się nie spodziewał, że spędzi tu 10 minut, a co dopiero dziesięć lat.
Tutaj chciał grać, a po drodze musiał pokonać falę krytyki i kilka ciężkich kontuzji.
Nie można go prosić, by robił rzeczy których nie umie, lecz gdy poprosisz, by robił co umie najlepiej, jest bardzo efektywny.
Jest jak klej, który wszystkich spaja w zespole. Jest tu od długiego czasu i łączy zagranicznych piłkarzy z Brytyjczykami, w pełni rozumiejąc mentalność i zasady panujące w Liverpool Football Club.
Nawet gdy nie grał, wielu menedżerów uznawało go za ważną postać.
Rozumie swoją rolę. Nie jest nią zagranie w 50 meczach w sezonie, lecz bycie gotowym na każde wezwanie. Mimo to, nadal ma ogromny wkład w życie drużyny.
Mecz wyjazdowy z the Hammers może być kolejną wojną na wyniszczenie
Niedzielny mecz będzie zupełnie inny niż wcześniejsze z wyjazdy na stadion West Hamu.
Upton Park tworzyło presję i to była cudowna atmosfera. Na Olympic Stadium to już nie to samo.
Pod względem liczebnym, będzie więcej kibiców, lecz nie będą mogli wytworzyć takiej samej atmosfery jak wcześniej, co wydaje się pomagać przyjezdnym podczas tego dziwnego dla nich sezonu.
Poprawili swoją grę, gdy zobaczyli widmo spadku z ligi, lecz ostatnich kilka gier wydaje się być kluczowe dla przyszłości ich menedżera.
To powiedziawszy, myślę, że Slaven Bilić to bardzo mądry pod względem taktycznym trener. Zachowali cztery czyste konta w ostatnich pięciu meczach, a w tym czasie kilka rzeczy zmienili.
Przykładem może być mecz z zeszłego piątku, gdy ograli Tottenham 1:0, a Spurs mogliby grać z nimi przez cały tydzień i nie strzelić bramki.
To było dobrze wykonane parkowanie autobusu. Dziewięciu ludzi stoi przed bramką i od ciebie zależy czy się przedrzesz, ale już teraz wiemy, że będzie trudno.
Jedyną dobrą wiadomością jest ich niemoc strzelecka, zapewne nie będzie trzeba zbyt wielu goli by ich pokonać.
Jan Molby
Komentarze (1)