Brak Mané nie sieje spustoszenia
Okazuje się, że absencja Sadio Mané nie stanowi już katastrofy, a Jürgen Klopp odbudowę Liverpoolu opiera na naprawdę solidnych fundamentach. Zwycięstwo nad Bournemouth pokazało, że głębia składu jest znacznie większa niż przed rokiem.
Należy podkreślić, jak bardzo skład Liverpoolu ewoluował na przestrzeni minionych 12 miesięcy.
W grudniu zeszłego roku w meczu z Bournemouth the Reds prowadzili 3:1, kiedy w połowie drugiej odsłony spotkania Klopp postanowił dać oddech swojemu talizmanowi – Sadio Mané po tym, jak ten zawodnik został mocno obtłuczony w trakcie jednego ze starć z rywalami. Dwadzieścia pięć minut później Liverpool leżał rozłożony na łopatki, a na tablicy widniał wynik 4:3 dla Bournemouth.
Była to oznaka tego, co miało przyjść wraz z początkiem roku, kiedy Senegalczyk wybierał się w podróż na rozgrywki Pucharu Narodów Afryki. Brak Mané oznaczał brak nadziei.
W niedzielę Klopp powrócił na Vitality Stadium i zgarnął pełną pulę punktów po świetnym występie, zwieńczonym rezultatem 4:0. Tym samym the Reds wydłużyli swoją serię meczów bez porażki do 12.
Rok temu drużyna była zdecydowanie za bardzo uzależniona od będącego w genialnej formie byłego skrzydłowego Southampton, ale teraz brzemię odpowiedzialności rozłożone jest na większą liczbę zawodników.
Liverpool jest obecnie bardziej kompletną drużyną, a to sprawia, że trudniej ich zatrzymać.
Klopp osiągnął to dzięki odpowiednim proporcjom pomiędzy mądrym wydatkowaniem pieniędzy i rozwojem posiadanych talentów, które już miał do swojej dyspozycji.
Mohamed Salah zasłużenie otrzymuje ogromne pochwały za świetny początek sezonu w swoim wykonaniu, ale Liverpool nie jest drużyną jednego zawodnika. Kiedy Liverpool gra tak, jak zagrali w niedzielę, to stanowią wysokiej jakości, spójną całość.
W niedzielę Alex Oxlade-Chemberlain i Andy Robertson rozegrali jak do tej pory swój najlepszy mecz w czerwonej koszulce. Cierpliwość naprawdę bywa cnotą, gdyż ci dwaj dotychczas nie otrzymywali zbyt wielu szans na pokazanie się.
Rok temu to Roberto Firmino został przesunięty na lewą stronę, by zrobić miejsce dla Divocka Origiego, który został włączony do składu jako środkowy napastnik. Obecnie bezdyskusyjnym numerem 9 w Liverpoolu jest właśnie Firmino, który w tym sezonie zdobył 13 goli, co oznacza, że już poprawił swoje statystyki w porównaniu do całego sezonu 2016/17.
Philippe Coutinho także wzniósł swoje występy na jeszcze wyższy poziom, a jego wartość nie przestaje rosnąć. Sprzedaż tego zawodnika w styczniu byłaby kompletnym nonsensem.
W meczu z Bournemouth tak samo imponujące, jak ofensywne działania the Reds, było to, jak drużyna odzyskała swój balans oraz dyscyplina w defensywie, jaką piłkarze demonstrowali w trakcie rajdów rywali.
Ragnar Klavan, który rok temu przegrywał walkę o miejsce w składzie z Lucasem Leivą, także przeżywa najlepszy czas w trakcie swojej kariery w Liverpoolu. Dejan Lovren pokazał, że potrafi zostawić za sobą to, co działo się w poprzednich spotkaniach, a młody Gomez z każdym meczem jest coraz mocniejszy.
Mówi się tyle o słabościach defensywy Liverpoolu, ale zespół nie stracił gola z otwartej gry od momentu, kiedy centrostrzał Williana przelobował Mingoleta. Było to prawie miesiąc temu. To ponad 9 godzin piłkarskich zmagań.
The Reds rok temu byli w czołówce tabeli i wydawało się, że walczą o mistrzostwo. Nie mogą tego powiedzieć o sobie w grudniu 2017 r., gdyż lider Manchester City ciągle ucieka i właściwie już zniknął za horyzontem.
Jednak o ile w zeszłym roku skład bił po oczach brakiem opcji, w tym roku Klopp ma zdecydowanie większe pole manewru.
W zeszłorocznym meczu z Bournemouth na ławce rezerwowych znaleźli się Adam Lallana, Klavan, Woodburn, Moreno, Trent Alexander-Arnold. W niedzielę byli to powracający po kontuzji Lallana oraz Ings, a także Solanke, Milner, Mané i Alexander-Arnold.
Co więcej, do dyspozycji jest też Emre Can, który wraca z zawieszenia, a wśród kontuzjowanych znajdują się Clyne, Moreno, Matip i Sturridge.
Oczywiście pojawiają się wahnięcia formy co jakiś czas, ale ten sezon bazuje na znacznie solidniejszych fundamentach.
Ponadto Liverpool jest w Top 4 i awansował do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Kupcie stopera w styczniu i ten skład będzie wystarczająco mocny, by sprostać szaleńczemu tempu Premier League.
Mané być może nie zbliżył się do tego, co prezentował w kampanii 2016/17, ale to nadal świetny zawodnik. Ma na swoim koncie 7 bramek i dlatego trudno zgodzić się ze stwierdzeniami, że w tej chwili jedynie biernie przygląda się poczynaniom swoich kolegów. Za nim się obejrzymy, powróci do swojej najlepszej formy.
W dążeniu do końca minionego sezonu Liverpool musiał wydrapywać rezultaty z powodu braku Senegalczyka. Obecnie drużyna pokazuje, że potrafi błyszczeć także bez niego.
To znaczny progres.
James Pearce
Komentarze (6)
Klopp to mój trenerski idol, dlatego jestem nim zachwycony. Ale jak robi jakieś błędy to i to napiszę. Nie, że jakiś zaślepiony jestem ;D