Wywiad z Jamiem Carragherem
Jamie Carragher w niedawnym wywiadzie uzasadnił, dlaczego Mohamed Salah zasłużył na nagrodę dla piłkarza roku ligi angielskiej. Carra wypowiedział się także o dobrej formie Dejana Lovrena, o tym, dlaczego dzisiejszy zespół The Reds jest lepszy niż ten z 2005 roku oraz o zbliżającym się losowaniu par półfinałowych Ligi Mistrzów.
Były obrońca Liverpoolu i reprezentacji Anglii twierdzi, że Mohamed Salah zasługuje na nagrodę dla najlepszego piłkarza sezonu w Premier League. Legenda The Kop uważa, że piorunująca forma skrzydłowego Liverpoolu w ostatnich miesiącach powinna przesądzić o zdobyciu przez niego nagrody kosztem Kevina De Bruyne'a.
W ostatnim, zwycięskim, ćwierćfinałowym meczu z Manchesterem City Salah zdobył swoją 39. bramkę w sezonie; ogółem w ostatnich czterech występach strzelił siedem goli. Egipcjanin tym samym wydatnie przyczynił się do zabezpieczenia swojej drużynie miejsca w czołowej czwórce Premier League oraz poprowadził ją do awansu w rozgrywkach Ligi Mistrzów.
- Przez cały sezon sądziłem, że to Kevin De Bruyne powinien wygrać. Jeszcze miesiąc temu mówiłem, że Salah depcze po piętach Belgowi, ale teraz myślę, że prowadzi w tej rywalizacji. Najpierw zdobył cztery gole z Watford, potem strzelił w końcówce meczu zwycięską bramkę z Crystal Palace, by w końcu wpisać się na listę strzelców w obydwu meczach z Manchesterem City w Lidze Mistrzów - powiedział Carragher.
- To, co robi Salah jest bezprecedensowe. Jedynie Ronaldo potrafił strzelić tyle goli grając na skrzydle. Nawet Thierry Henry, prawdopodobnie najlepszy piłkarz kiedykolwiek grający w Premier League, zdobył 39 goli w swoim najlepszym sezonie. To obrazuje skalę wyczynu Salaha.
- Wciąż do rozegrania ma pięć meczów ligowych oraz co najmniej dwa w Lidze Mistrzów. Myślę, że zasłużył na tą nagrodę już teraz; ciężko znaleźć argumenty przeciwko jego kandydaturze.
Jeśli Salah wpisze się na listę strzelców w sobotnim meczu z Bournemouth na Anfield, będzie pierwszym graczem Liverpoolu z 40 bramkami na koncie od czasów Iana Rusha, który dokonał podobnej rzeczy w sezonie 1986/1987. Co ciekawe, ostatni mecz domowy, w którym Egipcjanin wystąpił od pierwszego gwizdka i nie wpisał się na listę strzelców, miał miejsce drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia.
Stoicki spokój Salaha przy wykończeniu akcji we wtorkowy wieczór na Etihad zupełnie odmienił nastroje w szeregach drużyny Jürgena Kloppa, która była pod sporą presją w pierwszej połowie.
- To nie był genialny występ, ale drużyna pokazała wspaniały charakter. Początek był koszmarny; po szybkiej bramce piłkarze City mocno naciskali przez całą połowę. Zrobili dokładnie to, co Liverpool zrobił w pierwszej połowie meczu na Anfield. Gol w pierwszych minutach dodał Obywatelom wiary i musieliśmy utrzymać jednobramkowy dystans. Fakt, że nie straciliśmy więcej goli w tym meczu świadczy o jakości gry obronnej. Organizacja, zaangażowanie i poświęcenie każdego z piłkarzy Liverpoolu były widoczne gołym okiem.
- Wielu ludzi, łącznie ze mną, wątpiło w siłę mentalną drużyny za kadencji Kloppa. Często w wielkich spotkaniach, będąc pod presją, piłkarze The Reds zawodzili. Dlatego świetną rzeczą dla wszystkich fanów było to, że liverpoolczycy tym razem podołali wyzwaniu.
- Byłem pewny, że Liverpool w końcu strzeli bramkę. Mamy za dużo jakości w przedniej formacji, żeby nie udało się stworzyć żadnej dobrej sytuacji.
Liverpool pozwolił piłkarzom Guardioli tylko na trzy celne strzały w ciągu 180 minut dwumeczu. Spora w tym zasługa Virgila Van Dijka, który dołączył do drużyny w styczniu za 75 milionów funtów i pokazuje, że jest wart tych pieniędzy. Carragher jednak docenił również jego partnera ze środka obrony, czyli Dejana Lovrena, który w tym roku był niejednokrotnie krytykowany.
- Na Van Dijka zewsząd spływają pochwały i słusznie; jego pojawienie się w drużynie odmieniło całkowicie grę bloku defensywnego. To Lovren jednak był niesamowity w meczu na Etihad i moim zdaniem był to jeden z jego najlepszych występów w koszulce Liverpoolu. Nadal czasem gra niepewnie, mimo to para Lovren-Van Dijk wydaje się być najlepszą opcją w środku obrony. Postawa Van Dijka dodaje pewności piłkarzom grającym wokół niego i widać to najlepiej na przykładzie Lovrena, który na współpracy z Holendrem zyskuje najwięcej.
Trzeba przyznać, że Liverpool miał sporo szczęścia, gdy sędzia nie uznał prawidłowo zdobytego gola Leroy'a Sane tuż przed przerwą. Sytuacja ta była powodem protestów ze strony Pepa Guardioli, który w konsekwencji został odesłany na trybuny.
- Na początku, gdy zobaczyłem sędziego liniowego, który mówi coś do swojego mikrofonu, pomyślałem, że zmieni decyzję i gola uzna. Milner nie domagał się spalonego, bo wiedział, że piłka odbiła się od niego. Kiedy jednak sędzia ostatecznie anulował bramkę, cieszyłem się tak, jakby Liverpool ją zdobył - przyznał Carragher.
- To był kluczowy moment. Gdyby City wyszło na prowadzenie 2-0, humory w przerwie byłyby zupełnie inne. Było w tym trochę szczęścia, jednak patrząc na przebieg obydwu spotkań, nie ma wątpliwości, że Liverpool zasłużył na awans.
Wśród kibiców można wyczuć rosnącą ekscytację; wszystkim sympatykom The Reds marzy się szósty triumf w europejskich rozgrywkach, których finał odbędzie się w przyszłym miesiącu w Kijowie. Carragher, który 13 lat temu w Istanbule doświadczył zwycięstwa w Lidze Mistrzów, wierzy w to, że drużyna Kloppa jest w stanie grać o pełną pulę.
- Nie mam wątpliwości, że Liverpool może wygrać. Dzisiejsza drużyna jest lepsza od tej, w której grałem, gdy wygrywaliśmy Ligę Mistrzów w 2005 roku. Gdy mówiłem to samo we wcześniejszej fazie sezonu, dla kilku osób wydawało się to śmieszne, ale Liverpool to dziś topowa drużyna z topowym menedżerem.
- Oczywiście, że drużyna Manchesteru City prezentuje bardziej równy poziom formy na przestrzeni całego sezonu; pokazuje to choćby tabela ligi angielskiej. Jednak to Liverpool był w stanie pokonać ich 5-1 w dwumeczu. The Reds to nadal w pewnym sensie autsajder, jednak sądzę, ze piłkarze Kloppa nabiorą sporej pewności siebie po wyeliminowaniu City z rozgrywek.
Jamie Carragher nie może doczekać się piątkowego losowania par półfinałowych w szwajcarskim Nyonie i ma nadzieję na wylosowanie drużyny z Włoch; jego zdaniem lepiej uniknąć na tym etapie drużyny hiszpańskiej, czy niemieckiej.
- Wolałbym trafić na Romę, ponieważ dawno nie zaszli tak daleko w tych rozgrywkach. Real Madryt i Bayern Monachium mają znacznie więcej doświadczenia, jeśli chodzi o grę w europejskich pucharach. Dla Liverpoolu spotkanie z którymś z faworytów na etapie półfinału, a następnie trafienie na drugiego z nich w finale mogłoby być bardzo ciężką przeprawą.
- Piłkarze Romy zagrali bardzo dobrze na Camp Nou i mieli sporego pecha, że przegrali tamto spotkanie 4-1, jednak w rewanżu odrobili straty w fantastycznym stylu. To z pewnością nie są chłopcy do bicia, ale myślę, że byliby bardziej podatni na atmosferę panującą na Anfield niż piłkarze Realu, czy Bayernu. Dlatego, jak wspominałem, liczę na wylosowanie Romy, jednak trzeba zdawać sobie sprawę, że Roma pewnie tak samo liczy na wylosowanie Liverpoolu. To w końcu dwie stosunkowo 'nowe' drużyny na etapie półfinału.
Komentarze (0)