Podsumowanie potyczki z City
Liverpool zakończył swój arcytrudny maraton spotkaniem z Manchesterem City. Teraz the Reds czeka przerwa reprezentacyjna i miejmy nadzieję, że kontuzje będą ich omijać szerokim łukiem.
Początek spotkania wlał w serca kibiców Liverpoolu mnóstwo optymizmu, bowiem podopieczni Jurgena Kloppa od razu zaczęli naciskać i starali się przejąć inicjatywę, co skutkowało posiadaniem piłki. W 4. minucie Mo Salah znalazł się w polu karnym, minął jednego obrońcę i oddał strzał, jednak niecelny i Ederson nie musiał nawet interweniować.
Gospodarze naciskali, próbowali wykorzystywać prostopadłe podania i skrzydłowych, jednak zarówno podania jak i dośrodkowania okazywały się nieskuteczne. Po pierwszych 12. minutach do głosu zaczęło dochodzić City, ale ich próby także okazywały się daremne, bo zawsze na miejscu był Virgil van Dijk, który genialnie wyjaśniał każdą groźną sytuację. Nie inaczej było w 14. minucie, kiedy to Sterling wpadł w pole karne, ale jego próba została zablokowana przez Holendra.
W 20. minucie Gomez popełnił straszny błąd przy wybiciu piłki i wstrzelił ją w swoje pole karne, przy piłce znalazł się Aguero, który został wyprowadzony z równowagi przez Dejana Lovrena, jednak Argentyńczyk nie miał zamiaru naciągać sędziego i do samego końca walczył o piłkę chcąc oddać strzał na bramkę Alissona. Gdyby Kun w tej sytuacji się przewrócił to sędzia z pewnością użyłby gwizdka.
Mozolne budowanie akcji zarówno przez Manchester City jak i Liverpool przerwała kontuzja Milnera, który w 27. minucie musiał opuścić boisko. Jego miejsce zajął Naby Keita.
Jeśli ktoś liczył, że w drugiej połowie rywale skoczą sobie do gardeł - nie mógł się bardziej pomylić. Druga połowa była przedłużeniem tej pierwszej, wróciliśmy do piłkarskiej partii szachów. Na początku dało się zauważyć, że Joe Gomez uaktywnił się na prawej stronie boiska, próbował dośrodkowań, a nawet strzału, ale żadna z tych opcji nie przyniosła oczekiwanego skutku.
W 69. minucie nastąpiło przełamanie, do prostopadłej piłki doszedł Mo Salah, wymanewrował środkowego obrońcę balansem ciała i już wydawało się, że pośle piłkę za kołnierz Edersona, który najwidoczniej źle obliczył sobie tę sytuację..., ale nic z tego, Egipcjanin uderzył ile pary w nodze i posłał piłkę prosto w trybuny. Nikt nie ma wątpliwości, co do tego, że gdyby to był poprzedni sezon i Mo miał większą skuteczność, to Liverpool po tej akcji prowadziłby 1:0.
Sane zastąpił Sterlinga, który najwidoczniej nie potrafił poradzić sobie z presją i psuł nawet najprostsze sytuacje, np. nie potrafił dobrze przyjąć piłki z odległości czterech metrów. W 85. minucie reprezentant Niemiec otrzymał od Davida Silvy prostopadłe podanie, a ten korzystając ze swojej szybkości próbował zgubić Virgila Van Dijka. Gdy akcja zbliżyła się do końcowej linii boiska, Holender wykonał wślizg, jednak niecelny i wykosił skrzydłowego Manchesteru City równo z trawą. Sędzia wskazał na jedenasty metr, a do piłki podszedł Riyad Mahrez, co mogło nieco zdziwić mając na uwadze fakt, że jego skuteczność wykorzystywania rzutów karnych jest mizerna, a na boisku znajdował się David Silva.
Większość kibiców miała pewność, że Mahrez wyprowadzi Obywateli na prowadzenie..., ale ten uderzył piłkę wysoko ponad bramką i udowodnił, że nie bez powodu jego skuteczność na jedenastym metrze jest taka słaba.
Do końca spotkania nie wydarzyło się już nic ciekawego, ale obie ekipy nie wyglądały na specjalnie rozczarowane podziałem punktów na Anfield.
Składy:
Liverpool: Alisson, Gomez, Lovren, Van Dijk, Robertson, Wijnaldum, Milner (Keita 29'), Henderson (C), Mane, Salah, Firmino (Sturridge 72').
Manchester City: Ederson, Walker, Stones, Laporte, Mendy, Fernandinho, Silva (C), Bernardo, Mahrez, Sterling (Sane 76'), Aguero (Jesus 66').
Komentarze (3)
A z drugiej strony jeszcze o dryblingu Gabriela Jesusa, bo jednak Lovren strzała mu sprzedał i karny też mógł być.