Podsumowanie meczu
Liverpool po wygranej z Arsenalem 5:1 umocnił swoją pozycję lidera Premier League i odskoczył od drugiego Tottenhamu na 9 punktów. Musimy jednak pamiętać, że znajdujący się na trzeciej pozycji Manchester City rozegra swoje spotkanie dopiero dzisiaj.
Zawodnicy Liverpoolu z pewnością zdawali sobie sprawę z wagi tego spotkania oraz faktu, że ewentualna wygrana pozwoli im umocnić się na fotelu lidera. Od początku to the Reds operowali piłką i znajdowali się częściej w jej posiadaniu, w 5. minucie Salah i Firmino starali się zawiązać jakąś akcję kombinacyjną, ale nic z tego nie wyszło. Unai Emery oraz jego podopieczni wiedzieli, że nie mogą pozostać bierni, pierwszą swoją okazję mieli po błędzie Fabinho, który zagrał niecelnie w środku pola, ale osamotniony Iwobi nie był w stanie zrobić nic innego niż oddać sytuacyjny strzał, który z łatwością obronił Alisson.
Kolejna sytuacja przyniosła Kanonierom więcej pożytku, płaskie dośrodkowanie Iwobiego wykorzystał Maitland-Niles i dał Arsenalowi prowadzenie. Radość gości nie trwała jednak zbyt długo, bowiem prostą z pozoru piłkę do wyczyszczenia Stephan Lichtsteiner skierował prosto na tułów Mustafiego, a do bezpańsko odbitej piłki dopadł Roberto Firmino doprowadzając do remisu.
Brazylijczyk ani myślał się zatrzymywać i zaledwie 90 sekund później strzelił swoją drugą bramkę wysyłając na hot-doga całą defensywę gości. Wszystko zaczęło się od straty piłki przez Xhakę, który był naciskany przez Senegalczyka, Sadio Mané. Podopieczni Jürgena Kloppa nie mieli zamiaru zwalniać i bezpośrednio po wybitym rzucie rożnym, Trent Alexander-Arnold posłał ponownie piłkę na skraj pola karnego, do której dopadł Mo Salah, ten natomiast wypatrzył wbiegającego Sadio Mané, który wykorzystał podanie Egipcjanina i pokonał bezradnego Leno.
3-1, czy można oczekiwać więcej w pierwszej połowie przeciwko takiemu zespołowi jak Arsenal? Problemem gości był fakt, że ofensywne trio jak sama nazwa wskazuje składa się z trzech zawodników, a na listę strzelców do tej pory wpisało się jedynie dwóch. Znacie już zapewne Państwo scenariusz z tego sezonu, w którym Alisson wprowadza piłkę do szybkiego kontrataku... Nie inaczej było i tym razem. Becker posyła dalekie podanie, następnie Firmino odgrywa do Mo Salaha, ten wpada jak rakieta w pole karne i zostaje powalony przez Sokratisa. Oczywiście zamieszany w to zawodnik Arsenalu udaje Greka, natomiast arbiter nie ma wątpliwości co do zaistniałej sytuacji i wskazuje na wapno. Salah się nie myli i do przerwy mamy 4-1.
Początek drugiej połowy nie wskazywał na to, aby cokolwiek miało się zmienić, the Reds naciskali od samego początku, a pierwszym dowodem na to była dwójkowa akcja Salaha i Xherdana Shaqiriego, jednak Leno wyjaśnił całą sytuację.
Z drugiej strony boiska Aaron Ramsey posłał znakomitą piłkę do Aubameyanga, ale ten z najbliższej odległości nie trafił do siatki, na jego szczęście sędzia liniowy podniósł chorągiewkę na znak spalonego. Po godzinie gry na boisku pojawił się Henderson, który zmienił Sadio Mané, a niedługo po tym Dejan Lovren został powalony w polu karnym. Szansę na ustrzelenie hat-tricka otrzymał Roberto Firmino po tym jak Mo Salah ustąpił mu wykonania jedenastki. I tak też się stało, Leno wybrał przeciwny narożnik i tylko wzrokiem odprowadził piłkę, 5-1. W 78. minucie na boisku pojawił się Lallana, który zmienił Wijnalduma, natomiast w 83. Clyne wszedł za Robertsona, który miał na swoim koncie żółtą kartkę.
Wraz z dźwiękiem końcowego gwizdka na stadionie nastąpiła eksplozja radości, natomiast wrzawa okazała się podobna do tej, którą zdawało się usłyszeć wśród Kanonierów po odrzuceniu przez Liverpool pamiętnej oferty za Suáreza.
Już w czwartek Liverpool zmierzy się na Etihad z Manchesterem City, z pewnością emocji nie zabraknie. W przypadku wygranej Liverpool odskoczy na bardzo bezpieczną odległość bezpośrednim rywalom do tytułu i za to wszyscy bardzo mocno trzymajmy kciuki.
Komentarze (0)