O meczu z City i walce o mistrzostwo
Umiejętność jasnego myślenia pod presją - to zazwyczaj odróżnia wielkich od dobrych, ta umiejętność zachowania spokoju w zaskakujących sytuacjach.
Przez cały tydzień słowo presja było używane w kontekście Liverpoolu. Czy sobie poradzą? Czy ich nie przytłoczy? Pep Guardiola czuł, że tak może się stać. Przed pojedynkiem Mistrzów z Pretendentami wyjaśnił, jak ciężkie może okazać się dźwiganie takiej historii na barkach.
Przez grudzień Liverpool przejechał jak rozpędzony pociąg, jednak prawdą jest, że nie mierzyli się z przeciwnikiem takiej rangi, jak ten czekający na nich na Etihad Stadium. To miał być wieczór, który wiele wyjaśni.
To, czego Jürgen Klopp mógł chcieć najbardziej, to spokojny, pewny siebie start. Trzeba było wejść w mecz, uspokoić ofensywny ‘sztorm’, którego się spodziewał, a potem zagrać z opanowaniem godnym kandydatów na mistrzów.
Stało się jednak inaczej. Raptem 9 sekund po rozpoczęciu spotkania Sadio Mané otrzymał piłkę, którą normalnie opanowałby z zamkniętymi oczami, jednak tym razem ta mu odskoczyła i wypadła na aut. Można powiedzieć, że to nic takiego, każdemu może się zdarzyć.
Jednak nie tylko Mané zmagał się z nerwowością. W 70 sekundzie spotkania Alisson - bramkarz, który bardzo rzadko, a może nawet nigdy nie traci panowania nad sobą - wybił piłkę na aut niczym niedzielny golfista.
Brazylijczyk pomylił się po raz kolejny w trzeciej minucie, jego podanie do Jamesa Milnera w okolice koła środkowego było za słabe. Piłkę przejął Leroy Sané, który stanowił nieustanne zagrożenie, rozpędził się i poprowadził jeden z błyskawicznych kontrataków, podczas których wygląda jak motocyklista mijający samochody w korku.
Czy Liverpool był w stanie szybko uspokoić grę? Niestety nie. Czwarta minuta? Podanie Dejana Lovrena nie trafiło do adresata. Piąta minuta? Pomylił się Trent Alexander-Arnold, jego przerzut został przechwycony przez imponującego dyspozycją Fernandinho.
To nie był Liverpool. Klopp z całych sił starał się opanować emocje, ale za każdym razem, kiedy się na niego spojrzało widać było, że jest coraz bardziej niespokojny, wyglądał jak laska dynamitu z odpalonym lontem. A eksplodował w 12 minucie!
Powodem znowu był Mané. Zamiast założyć wysoki pressing i naciskać na Danilo, Senegalczyk stał w miejscu. Klopp nie wytrzymał i zaczął machać rękoma. Mané próbował odpowiedzieć menedżerowi, wskazując na środek pola. Wtedy wkroczył James Milner i uspokoił skrzydłowego.
W tym meczu można było zaobserwować to, czym jest sport na najwyższym poziomie. Klopp ma dosyć pytań o to, czy Liverpool może zostać mistrzem po raz pierwszy od 1990 roku, jednak wystarczy przestudiować pierwsze 15 minut występu z Manchesterem City, aby zobaczyć jak bardzo tego pragną.
Liverpool od kwietnia 2014 nie rozegrał w Premier League aż tak istotnego spotkania, przez co ich występowi w pierwszych 45 minutach brakowało wolności. Mieli wspaniałą sytuację na objęcie prowadzenia, kiedy najpierw Mané uderzył w słupek, a później Stones wybił piłkę z linii bramkowej, jednak ich gra była nierówna.
Wiele mówią też statystyki - w pierwszej połowie tylko 77% z 261 podań było celnych, a to trzeci najgorszy wynik w tym sezonie. Oddali też zaledwie dwa strzały, co jest najgorszym wynikiem od czasu meczu z City na początku października.
Klopp był świadomy, że poziom spadł. Do tunelu pobiegł natychmiast po tym, jak Anthony Taylor gwizdkiem zakończył pierwszą połowę spotkania. Na drugą połowę wyszedł inny Liverpool, a gra poprawiła się jeszcze bardziej, kiedy menedżer zmienił ustawienie.
Zmiana Milnera na Fabinho i przejście na system 4-2-3-1 pozytywnie wpłynął na grę Liverpoolu. Wyrównali, zasłużenie, kiedy Firmino wykorzystał dogranie Robertsona. To już bardziej wyglądało jak Liverpool. Jednak nadal drużyna nie wyglądała perfekcyjnie i zupełnie niespodziewana bramka Sané podcięła jej skrzydła.
Oczywiście jeszcze nie wszystko stracone. Zwycięstwo nie dałoby automatycznie żadnego trofeum, a przegrana nie zdemolowała ambicji zespołu. Podkręciła ona jednak temperaturę. Teraz to prawdziwa próba nerwów.
Dominic King
Komentarze (0)