Pięć wniosków po meczu
Liverpool powrócił na szczyt tabeli Premier League po tym, jak pokonał w sobotnim meczu na Anfield ekipę Bournemouth 3-0. Gole Mané, Wijnalduma i Salaha dały The Reds trzypunktowe prowadzenie nad zespołem Manchesteru City, który dziś rozegra spotkanie z Chelsea.
Tradycyjnie już przedstawiamy poniżej pięć wniosków po meczu z Bournemouth...
Pan Mané
Uderzenie głową Sadio Mané z 24 minuty ucięło jakiekolwiek spekulacje o nerwowości na Anfield. Senegalczyk kontynuuje swoją passę strzelania kluczowych bramek dla The Reds.
Zawodnik z 10-ką na plecach znajdywał drogę do siatki w każdym z czterech ostatnich meczów Liverpoolu, co jest jego najlepszą serią w profesjonalnej karierze. Mało tego, ostatnie trafienia senegalskiego skrzydłowego zapewniły podopiecznym Kloppa osiem bardzo cennych punktów.
Mané strzelił ostatniego i, jak się okazało, zwycięskiego gola w meczu wygranym w stosunku 4-3 z Crystal Palace w zeszłym miesiącu, następnie strzelił po golu na wagę punktu w zremisowanych 1-1 meczach z Leicester City i West Hamem United.
Magiczny Gini
Powracający do składu po urazie kolana, który wykluczył go z udziału w meczu z West Hamem, Wijnaldum okrasił swój powrót cudowną bramką, podwyższającą prowadzenie Liverpoolu.
Grający w tym spotkaniu jako najbardziej wysunięty pomocnik w systemie 4-3-3 obok Naby'ego Keïty i Fabinho, Holender urwał się w 34. minucie do przodu, by dojść do górnego podania za plecy obrońców Andy'ego Robertsona. Po wspaniałym przyjęciu Gini wykonał znakomity lob nad broniącym w tym meczu bramki Bournemouth Arturem Borucem.
Gracz występujący na co dzień z numer 5 w ciągu kilku ostatnich dni chorował i musiał zostać odseparowany od reszty składu. Nie przeszkodziło mu to jednak, by oprócz gola stworzyć trzy szanse bramkowe swoim partnerom i zaliczyć skuteczność podań na poziomie 91 procent.
Salah ustanawia nowe standardy
Ledwo rozpoczęła się druga połowa, a Mohamed Salah wraz z Roberto Firmino wykonali genialną, kombinacyjną akcję zakończoną mierzonym strzałem Egipcjanina w długi róg bramki Boruca. Wydawało się, że gol Wijnalduma to pewny kandydat na bramkę meczu, jednak gol z początku drugiej połowy komplikuje nieco sprawę.
Salah, wykańczając piękną akcję Liverpoolu, stał się pierwszym od czasów Luisa Suareza piłkarzem The Reds, który strzelił co najmniej 20 goli w dwóch kolejnych sezonach. Tym razem jednak trzeba przyznać, że Egipcjanin został świetnie obsłużony przez swojego partnera z ofensywy.
Wszystko zaczęło się od genialnego prostopadłego podania w wykonaniu Naby'ego Keïty, do którego dopadł Firmino. Gdy już wydawało się, że Brazylijczyk będzie uderzał ze skraju pola karnego, ten perfekcyjnie wyłożył piętką piłkę wprost pod nogi nadbiegającego Salaha, który w takich sytuacjach się nie myli.
Egipcjanin ma w tym momencie na koncie 49 goli w 62 meczach w Premier League dla Liverpoolu. Ligowy rekord najszybszych 50 goli strzelonych dla jednego klubu należy póki co wciąż do Alana Shearera, który w latach 90. dokonał tej sztuki w 66 występach dla Blackburn Rovers.
Forteca Anfield
Zwycięstwo z Bournemouth oznacza, że Liverpool jest niepokonany na swoim stadionie w lidze od 34 spotkań. Zespół Jürgena Kloppa wyrównał tym samym drugą najdłuższą klubową serię domowych spotkań ligowych bez porażki, która miała miejsce w latach 1970-1971.
To było również pierwsze czyste konto Liverpoolu na Anfield w tym roku, a niemały udział w tym osiągnięciu miał świetny tego dnia Naby Keïta.
Gwinejski pomocnik był najlepszy w zespole pod względem odbiorów (sześć), przechwytów (12), pojedynków (15), a do tego miał najwięcej kontaktów z piłką spośród wszystkich piłkarzy na boisku (120).
Warto też wspomnieć, że za jego plecami kapitalnie spisywał się na środku obrony Virgil Van Dijk, który wygrał 100 procent pojedynków oraz wykonał 107 podań, co jest najwyższym wynikiem w zespole.
Muzyka 'duszy'
Menedżer Liverpoolu, Jürgen Klopp, na konferencji przedmeczowej prosił fanów, by Ci 'wykrzyczeli swoje dusze na boisko' i okazało się, że ponad 50-tysięczna publiczność na Anfield nie rozczarowała.
Tradycyjne wykonanie hymnu "You'll never walk alone" płynnie przeszło w "Fields of Anfield Road", a The Kop szybko nadało ton spotkaniu.
Chyba najbardziej żywiołowo fani na Anfield zareagowali w 76. minucie meczu. Wtedy to zgotowano owację na stojąco schodzącemu z boiska Giniemu Wijnaldumowi i gorąco przywitano wracającego po kontuzji Trenta Alexandra-Arnolda.
'Wiemy, co musimy zrobić zarówno my na boisku, jak i ludzie na trybunach' - mówił Klopp przed spotkaniem. Zarówno piłkarze, jak i kibice spisali się wyśmienicie.
Komentarze (5)
Totki rzeczywiście mają olbrzymi fart, najpierw wielbłąd Dubravki, a teraz Vardy nie strzela karnego. Dawno nie wygraliśmy na Old Trafford, może już czas, przy okazji skończyć serię bez porażki ManU.
Mógł wejść, wystarczyło przesunąć młodego Anglika do pomocy. Chyba na RAWK był dodany artykuł, w którym było napisane, że w przyszłości Trent ma grać w pomocy.