Pomeczowe opinie prasy
Sadio Mané, Georginio Wijnaldum i Mohamed Salah wpisali się na listę strzelców w sobotnim meczu z Bournemouth na Anfield wygranym przez Liverpool 3-0, pomagając tym samym powrócić klubowi na zwycięską ścieżkę.
Zwycięstwo sprawiło, że piłkarze The Reds mają trzy punkty przewagi w tabeli Premier League nad Manchesterem City, który rozgrywa mecz w niedzielę.
Poniżej przedstawiamy, co na temat meczu miały do powiedzenia angielskie media...
James Pearce, Liverpool Echo
Król wydał okrzyk bojowy i bywalcy The Kop odpowiedzieli. Cała ta nerwowość towarzysząca klubowi w ostatnich kilku tygodniach została zażegnana, a Liverpool wrócił na szczyt Premier League w wielkim stylu. 'Jedność jest siłą' - mówił jeden z transparentów na The Kop i faktycznie - odrodzeni The Reds znów pracowali jako jedna, zjednoczona siła. Byli nie do powstrzymania. 'Gdy zbliża się decydujący moment, wtedy potrzeba ich najbardziej' - mówił Sir Kenny Dalglish w sobotni wieczór. 'Fani mogą pomóc im przechylać szalę zwycięstwa na swoją korzyść swoim wsparciem'. Ta wiadomość głośno i wyraźnie nawoływała do tego, by cieszyć się wyścigiem o tytuł zamiast martwić się potencjalnym potknięciem. Anfield było ożywione od samego początku do końca i swoim żywiołowym dopingiem zainspirowało piłkarzy Liverpoolu do zdominowania swoich przeciwników i zwycięstwa, które przywróciło Liverpoolowi trzy punkty przewagi nad Manchesterem City. Jürgen Klopp oddał hołd przed meczem fanom z grupy Spion Kop 1906 i słusznie. Kibice zareagowali pozytywnie - nie było śladu po pesymizmie, który był wyczuwalny po dwóch bezbarwnych meczach zremisowanych kolejno z Leicester City i West Hamem United. Fani zmobilizowali się tym razem wcześniej i zrobili różnicę. Tumult na stadionie był podobny do atmosfery towarzyszącej wielkim, europejskim wieczorom. W tym tkwiła siła Anfield. Poprawa pod każdym względem była ogromna. W dniu, w którym Klopp namawiał fanów do 'zapięcia pasów', Liverpool zwolnił hamulec ręczny. Ofensywne trio złożone z Salaha, Firmino i Mané wróciło na swój oszołamiający poziom i pognębiło drużynę Eddie'ego Howe'a. Powrót wybitnego Giniego Wijnalduma, który jeszcze w piątek nie trenował z zespołem ze względu na chorobę, dodał odrobinę klasy i kontroli do linii pomocy. U jego boku duży krok w kierunku wielkiej kariery na Anfield wykonał Naby Keïta, a po raz kolejny imponował również Fabinho.
Neil Jones, Goal.com
Po dwóch remisach - tak, w dzisiejszych czasach to oznacza już mały kryzys - zespół Kloppa wrócił na właściwe tory i ponownie zajmuje pierwsze miejsce w tabeli Premier League. Co równie ważne, piłkarze Liverpoolu przypomnieli sobie chyba samych siebie z przeszłości, biorąc pod uwagę to, jak uporali się z Bournemouth na Anfield. To była ich 20. wygrana w dotychczasowych 26 meczach ligowych, do tego osiągnięta w stylu, który sugeruje, że rozczarowanie po meczach z Leicester i West Hamem odeszło w zapomnienie. Ci, którzy już koronowali Manchester City na mistrzów Anglii, będą musieli poczekać. Klopp podkreślał przed meczem, że mowa o nerwach, czy presji jest nieistotna dopóki nie dotyczy jego piłkarzy. 'Naszym jedynym narzędziem jest futbol' - mówił. Tym razem piłkarze wykorzystali je należycie, strzelając niemal podręcznikowe bramki autorstwa Wijnalduma i Salaha, choć prowadzenie zespołowi dał już w 24. minucie Mané. Gol Senegalczyka oznacza, że strzelał on w czterech kolejnych meczach Premier League po raz pierwszy w swojej karierze. Z 12 trafieniami na koncie zrównał się obecnie z Edenem Hazardem i goni w klasyfikacji strzelców Harry'ego Kane'a, Sergio Agüero i Pierre'a-Emericka Aubameyanga. To jest coś. Choć to Salah przez ostatnie 18 miesięcy z reguły skupiał uwagę mediów, to jednak regularność Mané i jego rola w walce o tytuł mistrzowski nie może zostać niedoceniona. Głód gry, altruizm i zabójcza skuteczność - 26-latek reprezentuje ostatnio wszystko to, co dobre w ekipie Kloppa. Owacja, z jaką był żegnany, gdy zmieniał go Divock Origi, była równie entuzjastyczna, co zasłużona. Wijnaldum, który powrócił do składu po drobnym urazie kolana, wniósł do akcji zespołu energię i opanowanie, obydwie te rzeczy pokazał z resztą w 34. minucie meczu, gdy złamał linię, by przechwycić sprytne podanie Andy'ego Robertsona. Wówczas najpierw jednym kontaktem przyjął piłkę, a drugim wykonał fantastyczny lob nad Arturem Borucem, kierując w ten sposób piłkę do siatki. Jeśli ktoś właśnie pomyślał o Robercie Piresie pokonującym Petera Schmeichela, to mniej więcej coś takiego.
David Lynch, Evening Standard
Klopp przed meczem otrzymał potrójnie dobrą informację - Jordan Henderson, Trent Alexander-Arnold oraz Gini Wijnaldum wrócili do gry po urazach. Wymowne jest to, że tylko jeden zawodnik z ww. trójki wystąpił od pierwszej minuty i dobitnie udowodnił dlaczego. Wijnaldum w obecnym sezonie ugruntował swoją pozycję jako człowieka, który sprawia, że pomoc Liverpoolu chodzi jak w zegarku, a to wszytko dzięki temu, że łączy w sobie nosa do ustawiania się, wizję, cierpliwość i umiejętność utrzymania się przy piłce. Dziś, gdy Holender już nie tak często zapędza się pod bramkę rywali jak chociażby na początku swojej kariery na Anfield, swoim wykończeniem z pierwszej połowy pokazał, że nie zapomniał jak strzelać. Liverpool musi liczyć na to, że jego niedawna przerwa spowodowana kontuzją była ostatnią w tym sezonie, jeśli naprawdę chcą zdobyć tytuł. W meczu z Bournemouth 20. trafienie w tym sezonie zaliczył Salah, choć mogło się wydawać, że to już nigdy się nie wydarzy po wyjątkowej jak na niego dwumeczowej 'bramkowej suszy'. Egipcjanin stał się zatem pierwszym od czasów Luisa Suareza piłkarzem Liverpoolu, który przynajmniej 20 razy pokonywał bramkarzy rywali w dwóch kolejnych sezonach - czy istnieje lepsze świadectwo jego wybitności? Jego zeszłoroczny wynik 44 bramek w sezonie raczej nie zostanie powtórzony w tym roku, ale Egipcjanin z pewnością nie będzie się tym mocno przejmował, jeśli uda się zdobyć na koniec sezonu jakieś trofeum. To właśnie takie występy - występy łączące altruistyczną grę i zabójcze wykończenie - wpływają na zwiększenie prawdopodobieństwa szczęśliwego zakończenia kampanii. W dobrej formie był również Keïta, a jego pewność zdawała się rosnąć z każdym kolejnym golem. Jego podanie zewnętrzną częścią stopy do Firmino przy akcji na 3-0 było czymś pięknym, choć w ciągu całego meczu zawodnik z numerem 8 miał jeszcze wiele podobnych przebłysków geniuszu.
Andy Dunn, Daily Mirror
Jakimś cudem w niektórych kręgach panuje przekonanie o tym, że Salah nieco rozczarowuje w tym sezonie. To oczywiście nieprawda zbudowana w oparciu o niemal nierealne osiągnięcia Egipcjanina z sezonu 2017/18. Salah jest tak samo kluczowy dla Liverpoolu jak w zeszłym sezonie. Na ten moment ma już 17 goli w 25 występach, co jest najlepszym wynikiem w lidze. W tak porywającej formie zniszczenie, jakie sieje, otwiera jednak również drogę do bramki jego partnerom. Sam Salah po strzeleniu gola trafił jeszcze w poprzeczkę licząc na 50. bramkę dla Liverpoolu w Premier League. Sztukę wykończenia akcji zademonstrował za to Wijnaldum, który otrzymał podanie od Andy'ego Robertsona i przelobował zaskoczonego Artura Boruca. Ciężko jest przecenić rolę Wijnalduma w układance Kloppa. Jego inteligencja oraz energia stanowią idealne połączenie solidnie wzmocnionej obrony z niezrównanym atakiem. Holender stał się integralną częścią systemu gry Liverpoolu.
Komentarze (2)