Droga Origiego w The Reds
Jürgen Klopp opisał niesamowitą, zapewniającą Liverpoolowi zwycięstwo bramkę zdobytą przez Divocka Origiego w 96 minucie grudniowego meczu z Evertonem jako „naprawdę fajną historię”. Trener The Reds nie wiedział jeszcze wtedy, że ta ładna historia przerodzi się w prawdziwą bajkę.
Nie dalej jak we wrześniu ubiegłego roku Origi pojawił się w drużynie U23 Neila Critchley'a, by zdobywać niezbędne doświadczenie na boisku. Osiem miesięcy później napastnik został bohaterem wygranej Ligi Mistrzów.
Jego odrodzenie jest pokrzepiającą opowieścią o tym, co może przytrafić się tym, którzy pozostają cierpliwi, ciężko pracują i utrzymują wiarę.
Należy oczekiwać, że przyszłość przyniesie jeszcze więcej – w środę Divock Origi podpisał z klubem nowy, długoterminowy kontrakt.
Po prostu staram się zabłysnąć – podkreśla regularnie podczas wywiadów napastnik The Reds.
I nie da się ukryć, że końcówka ubiegłego sezonu w jego wykonaniu i wkład w sukcesy drużyny były rzeczywiście oślepiające.
W trakcie historycznej podróży Liverpoolu przez sezon 2018/2019 Divock Origi był uczestnikiem zarówno prawdziwych upadków, jak i najwyższych wzlotów.
To właśnie podczas listopadowej porażki 0:2 w fazie grupowej Ligi Mistrzów z Crveną Zvezdą napastnik po raz pierwszy pojawił się w na boisku, zastępując Adama Lallanę w ostatnich jedenastu minutach meczu.
Według Origiego, powodem jego odrodzenia były ciężki trening i wszechstronność.
- Całe uznanie należy się Divockowi, wykonuje naprawdę dobrą pracę i absolutnie na to zaslużył - wyjaśniał Klopp w kwietniu.
- Nie ma ani jednej sekundy w tym sezonie, którą by dostał w prezencie.
24-latek podarował kibicom Liverpoolu kluczowe akcje, prowadzące do szalonej radości i świętowania. Cztery z siedmiu zdobytych przez niego bramek były na wagę złota.
Wszystko zaczęło się od odbywającego się w okresie kontuzji w drużynie meczu przeciwko Evertonowi. Origi znalazł się wtedy we właściwym miejscu w odpowiednim czasie po tym, jak Jordan Pickford wybił piłkę z powrotem na boisko, próbując interweniować przy lecącym nad poprzeczką uderzeniu Virgila van Dijka
Rozgrywany 2 grudnia mecz z Evertonem miał szczególne znaczenie. Trzy sezony wcześniej, pierwszy sezon Origiego w barwach Liverpoolu został przerwany z powodu kontuzji doznanej właśnie podczas derbów w Merseyside.
- Tamten wieczór pojawiał się zawsze w mojej głowie, kiedy myślałem o Divocku - powiedział Klopp po meczu 2 grudnia.
- Teraz, po dzisiejszym występie, może zakończyć ten rozdział i od teraz wszystko będzie znowu dobrze.
Ale było jeszcze więcej rozdziałów do napisania.
Kolejna późna bramka Origiego - tym razem z zespołem Newcastle – pozwoliła na utrzymanie szans Liverpoolu na zwycięstwo w Premier League.
W czasie tego meczu Mohamed Salah doznał wstrząśnienia mózgu, a Origi musiał trzy dni później poprowadzić atak w półfinale Ligi Mistrzów podczas drugiego spotkania z Barceloną trzy dni później - i to przy nieobecności Roberto Firmino.
Tej nocy ugruntował już na stałe swoją pozycje w historii klubu.
Po szybkim rozpoczęciu tego, co prawdopodobnie było największym europejskim wydarzeniem na Anfield, Origi był wystarczająco czujny, by wykorzystać na szybko wymyślone zagranie z rzutu różnego Trenta Alexandra-Arnolda i ustalić wynik meczu na 4:0, co dało drużynie awans do finału mimo porażki 0:3 w pierwszym spotkaniu dwumeczu w Barcelonie.
Mądrość Alexandra-Arnolda wykraczała poza jego młody wiek, ale prawy obrońca szybko skierował pochwały na kontrolowane wykończenie Origiego.
Podobnie jak uwzględnienie napastnika w strategii Kloppa, tak rónież trening na boisku okazał się niezbędny.
- Myślę, że podświadomie, kiedy piłka przyszła, pomogło mi to - miałem więcej pewności siebie, ponieważ wiedziałem, że ćwiczyłem ten strzał - przeanalizował Origi.
W finale wykonał podobnie heroiczną akcję. Zastępując Firmino na początku drugiej połowy, Origi strzelił drugą bramkę dla Liverpoolu, czym przypieczętował szóste zwycięstwo klubu w rozgrywkach. Powtórki tej sytuacji będą odtwarzane w umysłach i na ekranach przez następne dziesięciolecia.
Krążąca po finale statystyka ukazuje niszczycielski wpływ Origiego w czasie drogi The Reds do chwały. Trzy strzały w Lidze Mistrzów, trzy bramki - 100% skuteczność.
Uważany już za legendę Liverpoolu w niektórych dzielnicach, Origi jest teraz zdeterminowany, aby dalej budować swój status.
- Moim celem jest ciągłe doskonalenie się i dążenie każdego dnia do maksymalizacji potencjału i talentu - powiedział, chwilę po podpisaniu nowego kontraktu.
- Pod koniec mojej kariery chcę usiąść i być dumnym, że wykorzystałem w pełni swój talent.
- Sądzę, że następne lata będą wyjątkowe, być może najlepsze i zamierzam wykorzystać je w pełni.
Komentarze (0)