Emocje Kloppa po finale Ligi Mistrzów
Jeżeli, wśród wszystkich związanych z Liverpoolem, głód zdobycia szóstego najważniejszego trofeum w klubowej piłce graniczył z dzikością, to późniejsze polowanie na pomeczowe treści multimedialne z murawy oraz zza kulis, pokazały ich nienasycenie oraz dalszą rządzę sukcesu.
Czy to na stadionie, czy przed telewizorem, samo oglądanie glorii The Reds w finałowym meczu Ligi Mistrzów przeciwko Tottenhamowi, było zdecydowanie niewystarczające.
Można śmiało powiedzieć, że wygrana w Lidze Mistrzów zmieniła rzeczywistość oraz bieg historii, w której zapisał się nowy, istotny rozdział. Każdego dnia pojawiały się nowe filmy i fotografie zza kulis. Wszyscy chcieli wcielić się w rolę swoich bohaterów i razem z nimi świętować sukces.
Jürgen Klopp nie był wyjątkiem.
Będąc dowódcą i mózgiem niezapomnianego przedsięwzięcia jakim było wygranie Ligi Mistrzów, teraz menadżer Liverpoolu dba o to, aby jego piłkarze uświadomili sobie jak wielkiego wyczynu dokonali oraz żeby na tym sukcesie zbudowali fundamenty dalszego sukcesu The Reds.
- Kiedy widzę coś naprawdę fajnego, śmiesznego, wzruszającego lub emocjonalnego to chcę się tym podzielić z chłopakami. Dlaczego nie?
- Nie ma mnie w social mediach i mam ciągłe wrażenie, że piłkarze widzieli już wszystko. Dlatego też potrzebowałem pewnego źródła informacji i takie znalazłem! Prawie wszystkie filmy pochodzą od innych osób!
- Filmów związanych z naszą wygraną w finale obejrzałem tyle ile tylko mogłem. A wydaje mi się, że było tego naprawdę dużo. Z każdej perspektywy widziałem mecz, strzelone gole, radość kibiców na trybunach oraz to co działo się poza stadionem i na paradzie.
- Wszystko zostało tutaj, w mojej głowie. Te chwile pozostaną ze mną za zawsze i są zapisane w mojej pamięci. Tych wspomnień użyję, gdy będę tego potrzebował. Obecnie nie muszę, ponieważ jesteśmy skupieni na przygotowaniach do nowego sezonu.
- Będąc z Wami szczery, to oglądam dużo YouTube’a. Znajduję tam dużo ciekawych filmów. Na przykład LFC TV opowiedziało wzruszającą historię ojca i syna jadących na finał do Madrytu. Obejrzenie takiego filmu pozwala uświadomić sobie co Liverpool znaczy dla innych ludzi.
- Wiem co ten klub znaczy dla mnie i dzięki temu mogę sobie wyobrazić jakie ma znaczenie dla kibiców. Dzięki temu jest mi lepiej i łatwiej.
Minęło już osiem tygodni od wzniesienia pucharu Ligi Mistrzów. Teraz, już po wygraniu swojego pierwszego trofeum jako menadżer Liverpoolu, przyszedł czas na refleksję i przemyślenia. Na pomeczowej konferencji prasowej, krótko po zakończeniu meczu, Jürgen Klopp powiedział, że buzuje w nim wiele uczyć, jednakże tym nadrzędnym była ulga. Czy teraz uległo to zmianie?
- Obecnie jest trochę inaczej. Nie czuję ulgi, już minęła.
- Po zwycięstwie odczuwałem wiele pozytywnych emocji i to jasne, że najważniejszym z nich była radość. Byłem dumny z piłkarzy i wciąż jestem!
- Osiągnięcie dwa lata z rzędu finału Ligi Mistrzów, rywalizując na europejskim poziomie, to niesamowite osiągnięcie. Dojście do trzech finałów europejskich trofeów, w ciągu czterech lat, jest czymś wspaniałym. Wisienką na torcie okazało się wygranie tego ostatniego, najważniejszego dla każdego trenera, piłkarza, kibica.
- Podczas naszego dążenia do sukcesu czułem wszystkie emocje. Od radości, po gniew i żal. Kolejne zwycięstwo, niezależnie od stylu i sposobu, jest naszym celem nadrzędnym.
Oczywiście triumf w Madrycie nie byłby możliwy, gdyby nie niesamowity powrót z zaświatów w półfinałowym starciu z Barceloną. Ogrom ilości gier w ówczesnej fazie sezonu spowodował, że nie było za bardzo czasu na cofnięcie się wspomnieniami i uświadomienie sobie jak wielkiej rzeczy dokonali piłkarze. Klopp jednak nie ma wątpliwości, że ten występ jego drużyny powinien zostać zapisany w annałach historii Liverpoolu.
- To było najważniejsze zwycięstwo w historii klubu. Taka jest prawda. Nie będziemy o tym cały czas czytać i rozmawiać, ale takie są fakty.
- Spójrzmy na okoliczności. Poprzedniego roku Barcelonę spotkała ta sama sytuacja w rywalizacji z Romą. To właśnie czyni te wydarzenie dosłownie nieprawdopodobnym.
- Czuliśmy tylko promyk nadziei. Wierzyliśmy, że możemy zwyciężyć to spotkanie, ponieważ świetnie zaprezentowaliśmy się w pierwszym meczu, który niestety wysoko przegraliśmy. To było jasne dla wszystkich. Trudne, tym bardziej wobec niesprzyjających okoliczności kadrowych, ale jasne. Jednakże wygranie w stylu jakim tego dokonaliśmy, strzelenie czterech bramek w niesamowitych okolicznościach, to wszystko było po prostu nie do uwierzenia.
- Jednakże piłkarze tego dokonali. Brak Firmino, Salaha, Keïta, zejście Robertsona w połowie meczu - to czyni ten sukces wyjątkowym. Tego dnia na boisku występowali wojownicy Liverpoolu. Mieli za zadanie wywierać ciągłą presję na rywalach, ścigać ich po całym boisku, atakować i strzelać. I tego dokonali! To był niesamowity pokaz futbolu. Byłem dumny z drużyny.
Wygrana w Lidze Mistrzów spowodowała dużą personalną ulgę dla Jürgena Kloppa. Niemiecki szkoleniowiec, prowadząc Borussię Dortmund oraz Liverpool, uprzednio przegrał sześć finałów, w krajowych i europejskich rozgrywkach z rzędu.
Nikt nie mógłby zarzucić Kloppowi nadmiernego rozkoszowania się osiągniętym triumfem w Lidze Mistrzów. W końcu wpisał się w historii futbolu jako kolejny menedżer, który zdobył najważniejsze europejskie trofeum. Zapytany jednak o wpływ wygranej na jego życie odpowiada „Myślisz, że się zmieniłem? Zdecydowanie nie”.
- Wspominam chwile, gdy razem z zespołem cieszyliśmy się na murawie po zwycięstwie. To wspaniałe momenty, które na zawsze będę wspominał z radością i dumą. Jednakże nie zmieniły mnie one w żaden sposób.
- W Niemczech, gdy zdobędziesz jakieś trofeum, ludzie uświadamiają sobie, że musisz wykonywać jednak niezłą pracę w klubie. Sezon 2017/2018 był dobry w naszym wykonaniu, jednakże dopiero zdobyte trofea sprawiają, że jesteś rozpoznawany na zewnątrz. Mnie to jednak nie interesuje.
- Po wygranym finale, piłkarze szukali mnie, chcąc oddać w moje ręce puchar Ligi Mistrzów. Ja go nie szukałem. To miłe z ich strony, ale dla mnie nie ma żadnego znaczenia. Ważne jest to czego dokonaliśmy. Wszystkie wspomnienia, historie, radości. Nie medale i puchary same w sobie.
- Oczywiście, fajnie jest mieć w gablocie sześć, a nie pięć pucharów. Pięć było już w tym klubie zdecydowanie zbyt długo. Zobaczymy, czy będziemy w stanie dodać coś jeszcze.
- Będąc szczerym, to przed wygranym finałem Ligi Mistrzów, byłem w miarę pewnym siebie człowiekiem. Być może przegrałem w swojej karierze kilka finałów, ale uważam, że piłkarzom pomogły moje negatywne doświadczenia – wiedzieli po co walczą i jak ciężkim momentem w życiu sportowca jest porażka.
- Wyobraźmy sobie sytuację, w której zawsze jesteś blisko zdobycia trofeum, jednakże nigdy Ci się to nie udaje. Zacząłbyś w siebie wątpić i przestałbyś wierzyć w swoje umiejętności. Teraz jednak nie ma w nas poczucia zwątpienia. Wiemy, że to co robimy, działa. Spróbujmy więc jeszcze raz wygrać!
Madryt pozostanie w Kloppie na zawsze. Sprawił jednak, że głód zwycięstwa jego oraz fanów, stał się jeszcze większy.
Ian Doyle
Komentarze (0)