Dreszczowiec na Anfield i wygrana
Liverpool po kapitalnym widowisku na Anfield i dreszczowcu z najlepszych filmów Alfreda Hitchcocka, w ostateczności zwyciężył 4:3 (3:1) w pojedynku z Salzburgiem. Bramki dla the Reds strzelali Mohamed Salah (2), Andy Robertson i Sadio Mané. Gole dla gości padły łupem Hwanga, Minamino i Haalanda.
Komentarze (39)
Szczerze powiedziawszy to najbardziej dumny jestem z tego, że po bramce na 3:3, gdzie przez ten kwadrans po przerwie wyglądaliśmy tragicznie, naszym zawodnikom udało się zacząć ten mecz od nowa i przejąć nad nim kontrolę. Oczywiście w końcówce było sporo nerwówki i grania na czas, ale jakiegoś zagrożenia bramki Adriana już nie.
Jak dla mnie MotM Firmino. Rozprowadzał dzisiaj piłkę w ataku, asystował i kreował sytuacje po profesorsku.
YNWA, do soboty!
A nie z kanarkami?
Ale jak to mówią piłka nożna jest rozrywką dla ludzi, a my ją daliśmy widzom :)
"Jestem gotów dostarczyć publiczności całkowicie zdrowych wstrząsów emocjonalnych. Nasza cywilizacja stała się do tego stopnia opiekuńcza i troskliwa, iż nie mamy już możności odczuwać instynktownych dreszczy lęku. Tymczasem ażeby ocknąć się z odrętwienia i zapobiec bezwładowi, można jeszcze wywoływać owe dreszcze sztucznie. Liverpool wydaje mi się właśnie najlepszym środkiem do tego celu."
Zaczęło się od trzęsienia ziemi, potem napięcie nieprzerwanie rosło.
Co za meczycho.
Ile można tych meczy zapominać. Taki żarcik
60 minuta-budzimy się jest 3:3
Co to ku.....rde było???
Dużo pretensji tutaj do egoizmu Mo a mnie 2 razy wkurzył ....Bobby!
Ma gałę na 16-tym metrze,pozycję strzelecką a on próbuje jeszcze podawać-no ile można?
Ogólnie to zaimponował mi.....Salzburg.Napoli może się bardzo zdziwić w nadchodzącym dwumeczu.
A my sami zrobiliśmy sobie "kuku" bo zamiast "dobić" rywala po przerwie to musieliśmy zapierdzielać do końca tracąc cenne siły
Mogę mecze do końca sezonu zapominać, byle byśmy inkasowali 3 punkty ;p
Dawno nikt nam na Anfield nie postawił tak ciężkich warunków, problemów.
Już zdążyliśmy się przyzwyczaić do wyrachowanego stylu, który wyczekiwał przeciwnika i jednym dwoma ciosami go zabijał. Wczoraj to była jednak jazda bez trzymanki. Myślę dał znać o sobie brak Matipa(niech wraca na lisy), teraz widać jak ważny jest dla naszej drużyny.
Warto wspomnieć też o jeszcze jednym niezbędnym zawodniku czyli Fabinho. Absolutnie kluczowa postać w pomocy, wiadomo trafiają mu się słabsze zagrania, brakuje mu czasami dynamiki przyspieszenia, ale to jaki wprowadza spokój w środku pola jest nie do zastąpienia. Teraz się zastanawiam jak mogliśmy bez niego przetrwać. Oby zdrowie mu dopisywało.
Nie chce się rozpisywać więcej o każdym z osobna zawodniku, ale zwrócę uwagę, że to nadal początek sezonu i nie ma co za bardzo się przejmować formą zespołu, która jeszcze osiągnie maksimum na te kluczowe momenty w sezonie, a tak to cieszymy się że mimo średniej formy potrafimy zwyciężać, to jest naprawdę świeetna rzecz.