Ince o swoim pobycie w LFC
Liverpool i Manchester to futbolowi arcyrywale. Można nawet powiedzieć, że to największa rywalizacja w świecie piłki nożnej, biorąc pod uwagę globalny zasięg tych klubów. Rywalizacja jest tak głęboko zakorzeniona, że tylko kilku zawodników w historii zdecydowało się zagrać dla obu drużyn, przechodząc czy to bezpośrednio, czy też nie.
Michael Owen w młodości był zawodnikiem Liverpoolu który później według niektórych zaprzepaścił swoje dziedzictwo przez dołączenie do Czerwonych Diabłów sir Alexa Fergusona, jednak innym przykładem jest piłkarz, który przed przyjściem na Anfield latem 1997 roku pomógł zbudować tę legendarną drużynę.
Paul Ince trafił do Merseyside z Interu, a za sobą miał 6 lat gry w Manchesterze United - był kluczowym zawodnikiem, gdy ta ekipa zdobywała w 1993 roku pierwsze mistrzostwo od 26 lat.
W najbliższą niedzielę ekipa Liverpoolu uda się na Old Trafford, gdzie będą starali się kontynuować pracę nadzorowaną przez Jürgena Kloppa, a która ma ostatecznie zakończyć oczekiwanie na tytuł mistrzowski wśród The Reds.
Przed niedzielnym pojedynkiem Ince wypowiedział się na łamach podcastu Blood Red na temat swojego przejścia do Liverpoolu i wyjaśnił, dlaczego został przez Gerrarda Houlliera sprzedany zaledwie dwa lata później.
- Ta sytuacja była nieco dziwna, nie wydawało mi się, żebym mógł przejść bezpośrednio z Manchesteru United do Liverpoolu, bo nikt tak nie robił - powiedział.
- Dwa lata spędziłem we Włoszech i mogłem zostać tam dłużej. Miałem pięcioletni kontrakt, ale po dwóch latach moja żona zaczęła się tam męczyć. Thomas (syn, były młodzieżowy zawodnik Liverpoolu) miał ledwie pięć lat, język był dla niego problemem, dla mnie nie, ale chodziło o aklimatyzację.
Wyjaśnił, że po przebytej przez jego żonę Claire chorobie wszystko zaczęło kręcić się w kierunku powrotu do Premier League.
- Postanowiła zadzwonić do lekarza w Anglii, który natychmiast kazał jej przylecieć i przyjął ją do szpitala. Była wtedy w ciąży z moim drugim synem, Danielem, więc po całej tej sytuacji ona całkowicie straciła ochotę do życia we Włoszech.
- Do mnie zadzwonił Ruud Gullit, namawiał mnie na transfer do Chelsea.
- Nie chciałem jednak wracać do Londynu, spędziłem 6 świetnych lat na północy, w Manchesterze United, miałem też wrażenie, że to nieco spokojniejsze miejsce niż Londyn. Czułem, że to idealne miejsce, aby wychowywać dzieci.
- Dwa dni później zadzwonił do mnie Peter Robinson (ówczesny prezes Liverpoolu) i zapytał: "myślałeś o powrocie do Anglii?"
- Odpowiedziałem, że w tej chwili nie mogę podjąć decyzji, po czym on powiedział: "co powiesz na to, że wsiądę w samolot i przylecę, żeby się z tobą spotkać?". Pod koniec dnia siedział już w moim mieszkaniu, zabrałem go do restauracji, porozmawialiśmy, a na koniec powiedziałem: "tak, to jest klub dla mnie".
- Nie chodziło tylko o fakt, że to Liverpool. Ważne było też to, że znałem większość zawodników grających w drużynie, więc łatwo byłoby mi się tam odnaleźć. Ani przez moment nie pomyślałem o rywalizacji z United.
- Czułem po prostu, że Liverpool to zespół pełen wielu niesamowitych piłkarzy, Michael Owen przebijał się do zespołu, a ja potrzebowałem czegoś nowego. Zmiany w podejściu, w nastawieniu, bo oni od lat niczego nie zdobyli i bardzo chcieli wygrać mistrzostwo.
- Pomyślałem sobie, że to jest projekt dla mnie, w którym mogę zmienić sposób myślenia tych zawodników. Uważałem ich za naprawdę świetnych piłkarzy, ale oni cały czas chcieli atakować, a moim zdaniem to nie jest recepta na sukces.
- Moim zdaniem brakowało im trochę profesjonalizmu na boisku, dla mnie przejście tam było zdecydowanie odpowiednim posunięciem, bo było to ekscytujące. Liverpool to wspaniali ludzie, świetni kibice, którzy rozumieją piłkę.
- Czułem, że jeśli jest ktoś, kto mnie zaakceptuje, to na pewno są to kibice Liverpoolu.
W czasie dwóch lat spędzonych w Merseyside Ince zajął z Liverpoolem najpierw trzecie, a po przyjściu Gerrarda Houlliera latem 1998 roku rozczarowujące siódme miejsce.
- Roy Evans był idealnym menedżerem dla tego klubu. Kiedy przyszedł Houllier to nigdy do końca nie wypaliło, bo nie byliśmy do końca pewni kim jest ten szkoleniowiec - powiedział Ince.
- Mieliśmy naprawdę utalentowany zespół. Jamie Redknapp w środku pomocy, Patrick Berger i Steve McManaman, na swoich pozycjach zdobywali najwięcej bramek w lidze, z przodu grał Michael, Robbie Fowler, Karl-Heinz Riedle, mieliśmy naprawdę jednych z najlepszych zawodników.
- Z tyłu nie wyglądało to już tak dobrze. Kiedy patrzę na obecny skład Liverpoolu, to gdybyśmy wtedy mieli z tyłu taką piątkę, to tytuły mistrzowskie zdobywalibyśmy taśmowo, bo poza defensywą wszystkie inne formacje były znakomite.
- To właśnie nie daje mi spokoju, a także to, że spędziłem tam zaledwie dwa lata. Powinienem był zostać dłużej.
O tym, jak opuścił Anfield, Ince powiedział: - Stery przejął Houllier, a ja dowiedziałem się, że za moimi plecami próbował ściągnąć do drużyny Marca-Viviena Foé, nie spodobało mi się to.
- Kiedy spotkaliśmy się w czasie przygotowań przedsezonowych powiedział mi: "próbowaliśmy go ściągnąć, ale nie po to, żeby cię zastąpić", na co odpowiedziałem: "cóż, mogłeś dać mi znać".
- Uważałem, że to było nie w porządku, dlatego odszedłem. Nie chciałem tego, naprawdę. Jednak przez to, że wszystko to wydarzyło się za moimi plecami poczułem, że nie mam innego wyjścia.
Komentarze (0)