Remis z MU pokazuje wolę walki
Liverpool wprawdzie jedynie zremisował w meczu rozegranym na Old Trafford przeciwko Manchesterowi United, jednak wynik ten stanowi ważny komunikat drużyny w kwestii wyścigu o zwycięstwo w obecnym sezonie Premier League, który toczą z Manchesterem City.
Wszyscy wiedzieliśmy, że w pewnym momencie to się będzie musiało skończyć. Jednak rzadko zdarzało się tak, by zakończenie zwycięskiej passy Liverpoolu miało taki pozytywny wydźwięk.
Próba zdobycia rekordowego, 18-tego zwycięstwa z rzędu w meczach ligowych została powstrzymana na dobrze znanym, trudnym boisku Old Trafford, które rzadko okazywało się w ostatnich latach szczęśliwe dla the Reds.
I chociaż uzyskany tam w lutym ubiegłego roku remis - a przede wszystkim nieśmiałe nastawienie gości – zostały przez niektórych uznane jako wyraźny powód, dla którego Liverpool nie został w poprzednim sezonie mistrzem Anglii, to tym razem wydarzenia jasno pokazują, dlaczego drużyna Jürgena Kloppa z taką przewagą znajduje się na szczycie tabeli.
Jak to często bywa w przypadku podróży, które drużyna odbywa trasą East Lancs Road, Liverpool nie zatriumfował.
W rzeczywistości przez znaczną część pierwszej połowy spotkania byli naprawdę nieskuteczni, ściągnięci w dół na ten sam poziom, na którym gra zespół Manchester United - który próbował ich dogonić i utrudniać grę swoim zagorzałym rywalom z północno-zachodniej części kraju.
Przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę spotkania Manchester United stanął jednak przed sytuacją, w której uzyskał wynik, którego musiał bronić - a to dzięki niesłusznie uznanej bramce zdobytej przez Marcusa Rashforda.
Liverpool, mając wciąż w pamięci przedmeczową narrację, zgodnie z którą Jürgen Klopp wierzył, że znaczna część świata będzie w rozpaczy po wygranej Manchesteru United, nie mógł się zgodzić na taki wynik.
Jest powód, dla którego the Reds są mistrzami Europy. Jest powód, dla którego przegrali tylko jedno z ostatnich 48 spotkań rozegranych w Premier League.
Nie chcą się poddać.
I bez wątpienia z powodu głębokiego oburzenia niesprawiedliwością, wspomaganego przez taktyczne zmiany Kloppa dokonane w drugiej połowie, a także dzięki ich charakterowi i woli walki, które stały się kamieniem węgielnym Liverpoolu, drużyna powróciła do gry.
Nie bez znaczenia były tu także przemyślane zmiany zawodników. W tym spotkaniu kluczową zmianą okazało się wpuszczenie na boisko Adama Lallany, który znalazł się we właściwym miejscu o właściwym czasie i wykorzystał dośrodkowanie Andy’ego Robertsona pięć minut przed końcem meczu.
Sektor gości wybuchł radością po tym, jak na Old Trafford padła późna, wyrównująca bramka.
Warto zauważyć, że był to pierwszy gol strzelony przez Lallanę od maja 2017 r, co ukłuje zapewne odrobinę krytyków piłkarza.
Najważniejsze jest jednak to, że bramka ta zapewniła Liverpoolowi pokonanie kolejnej przeszkody i stanowi pewnego rodzaju odpowiedź na poważne pytanie dotyczące szans wygrania przez the Reds Premier League.
Można z pewnością stwierdzić, że kilka kilometrów dalej, na Etihad, kibice Obywateli poczuli rozczarowanie.
Tak, rekordowa passa Liverpoolu została przerwana. Ale Klopp i jego piłkarze pokazali jasno, że to większa nagroda pozostaje prawdziwym celem.
Ian Doyle
Komentarze (5)