Prasa po meczu z Tottenhamem
Mohamed Salah odwrócił losy spotkania, strzelając z rzutu karnego gola na wagę trzech punktów dla The Reds. Liverpool wygrał w niedzielę na Anfield z Tottenhamem 2:1, mimo że przegrywał do przerwy po golu Harry'ego Kane'a w pierwszej minucie meczu.
Tuż po przerwie stan rywalizacji wyrównał Jordan Henderson, a po faulu Serge'a Auriera na Sadio Mané w 75. minucie meczu z rzutu karnego nie pomylił się Mohamed Salah.
Zwycięstwo The Reds sprawia, że mają oni wciąż sześć punktów przewagi nad Manchesterem City i prowadzą w tabeli Premier League.
Oto, co media pisały po meczu...
Paul Gorst, Liverpool Echo
Prowadzenie Tottenhamu szybko wyparowało, gdy kapitan Henderson wdarł się niepilnowany w pole karne, by skierować piłkę obok Gazzanigi, będącego do tego momentu jednoosobowym rozwiązaniem problemów Spurs. Oto kapitan objawiający się w momencie, gdy drużyna najbardziej go potrzebuje - wbiegający w szesnastkę przeciwnika i fundujący kibicom wielki moment. Jeśli dublet Alexa Oxlade'a-Chamberlaina w środę pokazał, że są jeszcze pokłady do wydobycia z linii pomocy The Reds, Henderson pokazał, że nie tylko były gracz Arsenalu może je wydobyć. Będzie trzeba tego więcej w okresie od teraz do maja. Kapitan The Reds był tutaj znakomity, szczególnie w drugiej połowie. Wtedy to podjął walkę z gośćmi z zębem, determinacją i nie mniejszą jakością w momencie, gdy miało to prawdziwe znaczenie. Piłkarze Liverpoolu pokazali pazury i oblężyli bramkę Gazzanigi w poszukiwaniu prowadzenia. Po raz kolejny zatrzymał on strzał Firmino zanim Wijnaldum uderzył głową prosto w niego. Parę chwil później Salah nie zdołał wykończyć cudownego podania Fabinho nad głową obrońców. Brazylijczyk jest o jedną żółtą kartkę od zawieszenia w lidze, jednak w ogóle nie dał tego po sobie poznać i zaprezentował się na poziomie wyższym 'o głowę' od wszystkich pozostałych zawodników na boisku. Liverpool dzielnie trzymał się w końcówce i po raz kolejny pokazał swoją mentalną siłę. To, co Klopp tu wykształcił, to coś wyjątkowego. Poza umiejętnościami czysto piłkarskimi Niemiec zaszczepił w piłkarzach mentalność, która daje pewność, że odpowiedzą oni na każdą wątpliwość rzuconą w ich kierunku. Jeśli jest w światowym futbolu drużyna o większej odporności psychicznej, to musi się bardzo dobrze ukrywać. Liverpool kontynuuje swój pochód - dziewięć zwycięstw na dziesięć możliwych, sześć punktów przewagi. Złapcie ich, jeśli potraficie, Manchester City.
Neil Jones, Goal.com
Niektóre rzeczy są po prostu zbyt cenne, żeby je wypuścić. Niepokonany start Liverpoolu w Premier League trwa nadal, podobnie jak ich niesamowita seria spotkań bez porażki na Anfield. Dziewiąta wygrana w tym sezonie utrzymuje Liverpool na prowadzeniu w tabeli z sześcioma punktami przewagi nad Manchesterem City. Spurs wyszli na prowadzenie za sprawą gola Harry'ego Kane'a, jednak, tak jak w przypadku finału Ligi Mistrzów, Koguty zostały po meczu z niczym. Muszą mieć już dość widoku tych czerwonych koszulek. Tego, jak grzmiało The Kop. Kibice byli świadkami tego, jak ich zespół traci gola w pierwszej minucie, ale wciąż gromadzili ducha, energię i odwagę, by powrócić. Nasza mentalność uległa poprawie - powiedział później Henderson. To już ich szóste zwycięstwo jednym golem w tym sezonie. Będąc jednak uczciwym, gdyby nie praca bramkarza Tottenhamu, Paulo Gazzanigi, niedzielne popołudnie mogło być dużo bardziej komfortowe dla Liverpoolu. To był jeden z najlepszych występów Liverpoolu w tym sezonie. The Reds oddali 21 strzałów, z czego 15 z pola karnego przeciwnika, a 13 z nich było celnych. Liverpool wykazał się profesjonalizmem ze wspaniałym Fabinho w środku pola oraz Alissonem - najspokojniejszą osobą na stadionie podczas emocjonujących czterech minut doliczonego czasu gry.
David Lynch, Evening Standard
Po dominacji przez większość spotkania we wszystkich statystykach, ciężko stwierdzić, że gospodarze nie zasłużyli na trzy punkty. Nie zawsze jednak w futbolu dostajesz to, na co zasługujesz. Liverpool uniknął takiego obrotu spraw i zrobił to dzięki niemal niemożliwym rezerwom siły mentalnej. Kluczowym jej elementem był Jordan Henderson. Jego gol wyrównujący był typowym golem kapitana i został uzupełniony doprowadzeniem się Anglika do skrajnego wycieńczenia w końcówce.
Barney Ronay, Guardian
To było spotkanie pod Jordana Hendersona od pierwszej minuty, gdy Tottenham otworzył wynik. Nie odpuścił on dopóki mecz nie ukształtował się zgodnie z jego wolą, oblany jego potem i naznaczony 'siłowym' sposobem gry Liverpoolu. Zwycięstwo 2:1 oznacza, że liderzy wyrównali rekordowy start sezonu w Premier League po dziesięciu meczach. Zrobili to w sposób, który w dużej mierze wynikał z czystej, nieubłaganej woli kapitana, sposobu biegania, rzucania się za piłką, co tego dnia po prostu pociągnęło do tego resztę zespołu. Kapitan Liverpoolu z pewnością dużo biega. W zeszłym roku dobiegł tak do Madrytu. Poprowadził Liverpool z powrotem do tej dzikiej, jednostronnej, całkowicie porywającej gry.
John Cross, Mirror
Najbardziej imponujące było to, że nikt nie okazywał żadnych oznak zwątpienia. Nawet przy wyniku 0:1, gdy zegar zaczął nieubłaganie tykać, nikt tak naprawdę nie myślał, że Liverpool nie powróci i nie wygra tego meczu. Nie było nawet pomruku niezadowolenia dobiegającego z trybun, piłkarze wciąż nacierali, Klopp zagrzewał ich do ataków i wyglądało to prawie tak, jakby wszyscy czekali na nieuniknione. Oni byli genialni, musieli wyjść zwycięsko ze spotkania, w którym pokazali tak dużą jakość. Oczywiście Liverpool zamierzał wygrać, ponieważ tak właśnie robią - nawet gdy napotykają przeciwności, gdy gracze są zmęczeni po wyjeździe na mecz Ligi Mistrzów w środku tygodnia, a nawet gdy niektórzy wyraźnie mają problemy. Podsumowuje to ich nastawienie i niezachwianą wiarę w sięgnięcie po tytuł w tym sezonie. To już 12 kolejne zwycięstwo The Reds na Anfield, gdzie nie stracili oni punktów od czasu, gdy piłkarze Leicester City wywieźli punkt w styczniu ubiegłego roku. Gazzaniga, bramkarz Tottenhamu, był najlepszym zawodnikiem na boisku nawet pomimo porażki.
Komentarze (0)