Curtis Jones o rzutach karnych
Curtis Jones wyjaśnił, jaki miał plan na wykonanie kluczowego uderzenia w serii rzutów karnych. Dzięki precyzyjnemu wykonaniu najważniejszej jedenastki Liverpool awansował do ćwierćfinału Carabao Cup.
Wychowanek Akademii wszedł na murawę w drugiej połowie niesamowitego spotkania na Anfield i miał znaczący wpływ na grę drużyny.
To Jones wykonał ładne podanie do Divocka Origiego, które pozwoliło napastnikowi wyrównać stan rywalizacji na 4:4. Kolejne trafienia obu drużyn sprawiły, że o awansie decydowały rzuty karne.
Caoimhin Kelleher obronił uderzenie Daniego Ceballosa, co dało the Reds przewagę przed piątą serią strzałów, do której wyznaczony został Jones. Wykorzystał on swoją szansę, spokojnie umieszczając piłkę w rogu bramki.
Zapytany o to, co myślał podchodząc do wykonania rzutu karnego, odpowiedział dla Liverpoolfc.com:
- Każdego dnia pracuję nad karnymi na treningach. To moje ulubione miejsce do strzału. Trzymałem się tej koncepcji i miałem na tyle szczęścia, że piłka wpadła do siatki.
- Kiedy się rozgrzewałem, wiedziałem, że jeśli wejdę na boisko, to muszę wywrzeć wpływ. I to właśnie zrobiłem. Miałem asystę przy golu Diva. Chłopcy zagrali dobrze i osiągnęliśmy zwycięstwo.
Liverpool przegrywał 4:2, kiedy Jones zmienił kontuzjowanego Naby’ego Keïtę, ale udało się odrobić straty za sprawą trafień Aleksa Oxlade’a-Chamberlaina i Divocka Origiego.
Następnie Joe Willock uderzył nie do obrony w górny róg bramki i wydawało się, że będzie to gol rozstrzygający mecz, ale w 94 minucie Origi ekwilibrystycznym strzałem doprowadził do wyrównania przy głośnym zadowoleniu Anfield.
- To był wspaniały mecz. Pokazaliśmy charakter, wiarę i serce. Jesteśmy szczęśliwi z wygranej. To wszystko dla fanów.
- O tym, jak ważne dla fanów są takie noce, wiem dlatego, że to mój klub z lat dziecięcych i jestem jego fanem. Właśnie to prowadziło nas cały czas do końca.
- Jesteśmy szczęśliwi, że wygraliśmy dla fanów i nie możemy doczekać się kolejnej rundy.
Komentarze (0)