Angielska prasa po meczu z City
Liverpool pokonał na Anfield ekipę Pepa Guardioli 3:1. Angielskie media nie szczędziły pochwał w kierunku The Reds, którzy umocnili się na szczycie tabeli Premier League.
Poniżej przegląd prasy...
Barney Ronay z The Guardian pochwalił defensorów Liverpoolu, dzięki którym Czerwoni uważani są za „najlepszą drużynę na świecie”.
Arogancja Guardioli jest jedną z przyczyn, dzięki której odnosi sukcesy. Arogancja Guardioli jest także jedną z przyczyn tego, że jest wrażliwy. Dlaczego miałbyś postawić w obronie na Angeliño, który nigdy nie grał na Anfield, który ma za sobą cztery mecze w Premier League, a twoim przeciwnikiem jest najmocniejsza ekipa w Europie?
Jürgen Klopp zbudował zespół, który potrafi wypunktować rywala za tego typu słabości. Liverpool po raz kolejny pokazał się z dobrej strony w ataku, a dużą rolę odegrali przy tym boczni obrońcy. Guardioli przypisuje się to, że zrewolucjonizował pozycję stopera. Oglądając ten pojedynek nikt by się tego jednak nie domyślił. Obrona gości przy drugiej bramce została kompletnie rozerwana.
Alexander-Arnold po raz kolejny pokazał prawdziwą klasę. Jego przerzuty z jednej na stronę są czymś wspaniałym. Jego spokój, siła, a także umiejętność odpowiedniego ustawienia się pozwalają mu zdominować swoją flankę. Widzi na boisku bardzo dużo.
Jeden podaje, a drugi biega: Robertson stwarzał zagrożenie na drugiej flance. Kupiony za 7 milionów funtów zawodnik prezentuje niesamowicie wysoki poziom. Robertson i Alexander‑Arnold wykonali w tym meczu 21 długich podań, w porównaniu z 7 podaniami Kyle'a Walkera i Angeliño. Virgil van Dijk jak zawsze był ścianą, ale to boczni obrońcy Liverpoolu dyktowali rytm tego zwycięstwa.
Nie powinno to dziwić. To zespół, który gra na najwyższych obrotach. W Liverpoolu wszystko jest oświetlone. Fabinho i Georginio Wijnaldum wykonali 40 podań w pierwszej połowie. Tylko jeden z nich popełnił błąd pod naporem City. Sadio Mané cofał się i grał przed Robertsonem stanowiąc dodatkowy element lewego bloku obronnego. Jego bramka była jedynie ukoronowaniem znakomitego występu.
Pojawia się oczywiście pokusa, aby powiedzieć, że tym meczem Liverpool wygrał tytuł, że ma już wystarczającą przewagę i nikt go nie wyprzedzi. Należy się jednak z tym powstrzymać, bo do końca sezonu pozostało 6 miesięcy. Liverpool udowodnił coś wygrywając to spotkanie - że w tym momencie jest najmocniejszym zespołem na świecie.
Jason Burt z The Telegraph przyznał, że znakomity start sezonu może okazać się dobrą wróżbą dla Liverpoolu w dążeniu do zakończenia 30-letniego okresu oczekiwania na tytuł.
Liverpool na pewno zapamięta ten dzień. Był to dzień, w którym rozwiał wszelkie wątpliwości, czy uda im się zdobyć tytuł Premier League i zostać mistrzem po raz pierwszy od 30 lat.
Przyjdź 17 maja - w ostatni dzień sezonu ligowego. Wtedy wrócimy myślami do przeraźliwie zimnego listopadowego popołudnia, gdy The Reds rozmontowali obronę Manchesteru City Pepa Guardioli. Czy to był dzień, w którym zmienił się układ sił?
Liverpool ma dziewięciopunktową przewagę nad City, ośmiopunktową przewagę nad Leicester City i Chelsea i choć brzmi to dramatycznie, to już czuję - na 26 kolejek do końca - że brak tytułu byłby dla nich katastrofą.
Dla City była to kolejna upokarzająca wizyta na Anfield. Pomimo kontuzji kilku zawodników ciężko pracowali i stwarzali sobie sytuacje, których nie potrafili wykorzystać. Guardiola był wściekły, że po ręce w polu karnym nie została odgwizdana jedenastka.
Ale bez ich najlepszego obrońcy, Laporte'a i bramkarza Edersona po prostu nie mogli sobie poradzić. Guardiola bronił Claudio Bravo, lecz ten zwyczajnie nie był wystarczająco dobry.
Liverpoolczycy wyrównali tym samym najlepszy wynik w historii Anglii, notując 11 zwycięstw i remis w 12 meczach - coś, co osiągnęli triumfując w lidze 30 lat temu.
Henry Winter z The Times przyznał, że była to piłka nożna w najlepszym wydaniu, a „pantomima VAR nie może umniejszać piękna tej gry”.
Mówią, aby nigdy nie iść samemu, tworzą jedność, a podkreślają to ich czerwone barwy. Są związani ze sobą przez herb, społeczność, kapitana Jordana Hendersona, który nieustannie rzuca wyzwanie kolegom z drużyny. Mają mierzyć wysoko, a ich charyzmatyczny menedżer w Jürgen Klopp wybucha emocjami popychającymi zawodników jeszcze dalej.
Liverpool pokazuje naukowe podejście do piłki nożnej: zawodnicy są w znakomitej kondycji, znają plan taktyczny, wyprowadzają szybkie kontrataki, przerzucają ciężar gry i posyłają odpowiednie dośrodkowania. Jest w tym jednak coś głębszego, bardziej fascynującego. Zawodnicy The Reds biegają na adrenalinie.
To był angielski futbol w najlepszej odsłonie: szybcy i wściekli, umiejętności i szaleńcze tempo, a Liverpool uosabiał to najlepiej. Drużyna Kloppa wygląda na najlepiej przygotowaną do tegorocznego maratonu. Nie tylko ze względu na ośmiopunktową przewagę i umiejętności personelu medycznego, który utrzymuje zawodników w dobrej formie. To pochodzi z ich serc. Emocje są często kluczowe w spotkaniach na Anfield.
Tęsknota kibiców, ich lata cierpienia, widok Manchesteru United ,,strącającego ich z grzędy", Arsenalu, Chelsea, Manchesteru City, a nawet Leicester podnoszącego trofeum, pogłębiły studnię pożądania, z której teraz czerpie wodę Liverpool.
Świadomość, że jest jeszcze tak wiele do pokonania, tyle przeszkód i to, że Leicester i Chelsea mogą sprawić problemy na drodze do nirwany. Liverpool wie, że Manchester City nie odpuści, walczyli ostro, nawet przegrywając 0:3.
Nawet pantomima VAR nie mogła umniejszyć piękna tej gry. W ciągu siedmiu minut Alexander-Arnold zmienił obraz tego spotkania. Robertson popędził na bramkę rywala i perfekcyjnie podkręcił piłkę, kierując ją z dala od Walkera i Fernandinho, ale idealnie na głowę wbiegającego Mohameda Salaha. City doznało kolejnego ciosu. Najpierw twierdzili, że Salah był na spalonym. Jeden z rysunków potwierdził, że był, ale na kolejnym widać było, że John Stones jest minimalnie przed nim.
Obywatele otrzymali kolejny cios 6 minut po przerwie. Po dośrodkowaniu Hendersona piłkę do siatki rywala skierował Mané. Precyzyjne trafienie Bernardo Silvy było jedyną nagrodą za ich walkę. Liverpool pokazując pasję w grze zasłużył na to zwycięstwo.
Te wypowiedzi zostały zaczerpnięte z prasy. Nie muszą one reprezentować stanowiska Liverpool Football Club.
Komentarze (1)
Przez kontrowersje z VARem czy decyzjami sędziów, rozmywa się obraz znakomitego występu The Reds.
Te podania Trenta czy Robbo, palce lizać, choć już to znamy. Patrząc na występ Lovrena, Giniego, Hendo czy wreszcie Faba, ręce składają się same do oklasków!