180-minutowa wojna na wyniszczenie
Odeszli, jeden po drugim, a ich odejścia rozbrzmiewały głośnym echem przez całe lato. Diego Godin: odszedł. Filipe Luis: odszedł. Juanfran: odszedł. Antoine Griezmann: odszedł. Czterech zawodników, 1300 meczów wspólnej historii zniknęło z klubu.
To nie był drobny remont, ale prace budowlane. W Atletico zburzono resztki pierwotnego domu Cholo, aby zbudować coś nowego. Kluby zmienili również Rodri i Lucas Hernandez, ale odejścia wcześniej dały jasny sygnał: cokolwiek się stanie, to ciężko będzie zastąpić takich piłkarzy.
Dotychczasowa kampania nie wygląda tak, jakby w Madrycie poradzili sobie z tym problemem. Jest to zespół w fazie przejściowej, który nie może wrócić do swojego dawnego tempa. Do tej pory wygrali tylko siedem z 17 meczów ligowych, w tabeli ligowej zajmują czwartą pozycję, przed nimi jest m.in. Getafe.
Awans do Ligi Mistrzów zawdzięczają zwycięstwu nad przeciętną drużyną Lokomotiwu, wywalczonym w Moskwie. Obrona nie jest już tym samym dawnym monolitem, a ofensywa nie notuje dobrych liczb - zdobywają średnio zaledwie jednego gola na mecz.
Wszystko to jest dobrą wiadomością dla Liverpoolu, który na kolejnym etapie Ligi Mistrzów zmierzy się właśnie z Hiszpanami. Radosne wieści trzeba jednak opatrzyć ostrzeżeniem - to wciąż jest zespół Diego Simeone. Nawet jeśli nie wszystko funkcjonuje należycie, należy nastawić się na walkę do końca. W spotkaniach z Atletico jedno jest zawsze pewne - zwycięstwo musisz im wyrwać siłą.
W ciągu ostatnich kilku tygodni pojawiły się również pierwsze oznaki na to, że pewne elementy tej ekipy zaczynają się łączyć.
- Zespół zaczął tworzyć się na nowo - mówi Jorge Garcia, który pisze o Atletico w AS.
- Fani byli nieco zaniepokojeni na początku sezonu, ale kilka ostatnich meczów pomogło przywrócić zaufanie.
Nie rozmawiamy jeszcze o wielkich krokach: wygrane pojedynki z Lokomotivem i Osasuną powinny być oczywiste dla klubu rangi Atletico. Poprawa formy nie może jednak przesłonić początkowych miesięcy sezonu - wtedy niektórzy obawiali się o przyszłość zespołu, a nawet o długowieczność projektu Simeone.
Atletico tego lata nie tylko straciło trzech bardzo ważnych ogniw obrony i piłkarza, który w głównej mierze dostarczał bramki - klub stracił przywództwo i doświadczenie. Również tożsamość. Gra w Atletico oznacza wzięcie udziału w walce, przeżycie jej. To nie jest coś co można wyczarować z powietrza, to trzeba mieć w sobie.
- Nie mówimy o graczach szerokiego składu, ale weteranach, którzy od dawna byli porucznikami Simeone na boisku - wyjaśnia Garcia.
- To miałoby wpływ na każdy zespół. Nie tylko pod względem jakości, ale także osobowości. Wpłynęło to na całą hierarchię.
Następcy dostarczają mieszanych uczuć. Obrońcy Kieran Trippier i Renan Lodi na tyle imponowali swoją grą, że Simeone dostosował tak, aby wykorzystać ich mocne strony. Gracze mają swobodę w poruszaniu się do przodu i zagraniach w pole karne. Dotyczy to zwłaszcza Trippiera, który dostarcza tyle piłek, że byłego obrońcę Tottenhamu można opisać jako rozgrywającego drużyny.
Liczby nie są najlepsze dla Joao Felixa. Nastolatek, który na Wanda Metropolitano przeniósł się z Benfiki w lipcu w ramach transferu o wartości 113 milionów funtów, miał wprowadzić Atletico w nową, elegancką erę ataku (oczywiście trzeba brać pod uwagę styl Simeone, któremu zawsze było bliżej do Tekkena 2 niż tiki-taki), lecz często jest pomijany, gdy gra schodzi na boki. Wszyscy liczą na to, że młody Portugalczyk wróci do formy po powrocie do gry po kontuzji kostki. Z kontuzjowanym Diego Costą i mało dającą z przodu linią pomocy w Atletico z pewnością nikt nie narzekałby, jeśli Felix zaczął częściej wpisywać się na listę strzelców.
Warunkiem koniecznym do triumfu w Lidze Mistrzów Atletico jest jednak Simeone. Trudno wymienić innego menedżera, który lepiej radziłby sobie w fazie pucharowej tych rozgrywek, który tak instynktownie rozumie niuanse tego etapu. Podczas gdy Liverpool jest niewątpliwie lepszą drużyną na papierze, Simeone nigdy nie oddaje meczu.
- Atletico postara się przekształcić ten dwumecz w 180-minutową wojnę na wyniszczenie - mówi Garcia.
- Będą starali się zminimalizować mocne strony Liverpoolu i podkreślić ich słabości. Simeone pozwoli Liverpoolowi dominować w posiadaniu piłki, zapobiegając szybkiej grze i zabierając im otwarte przestrzenie do ataku.
- Atletico nie chce szczędzić ciosów. Czują się wygodniej bez piłki niż z nią. Będą chcieli zmienić rytm gry tak, aby gracze Liverpoolu nie czuli się komfortowo. To będzie bitwa psychologiczna.
To absolutne minimum, jakiego Liverpool powinien spodziewać się po Atletico 18 lutego i 11 marca. The Reds muszą mieć nadzieję, że nowe twarze Simeone nie zdążą do tego czasu wdrożyć się do stylu gry madrytczyków.
Jack Lang
Komentarze (1)