Gdy Houllier kupił nowego Zidane'a
Gerard Houllier twierdził, że Bruno Cheyrou może być dla Liverpoolu jak Zinedine Zidane i przez 73 minuty miał rację. Francuz właśnie dołączył do Liverpoolu z Lille za 4 miliony funtów, a komentarze Gerarda Houlliera wywołały lekkie poruszenie, ponieważ menedżer chcąc przywitać swojego nowego piłkarza sięgnął po najodważniejsze porównanie.
- Bruno ma duże umiejętności, wizję gry i potrafi świetnie podać.
- Nie chcę go delikatnie porównywać z Zidanem, ale myślę, że może on stać się ważnym piłkarzem dla Liverpoolu.
- W ten sam sposób przyjmuje piłkę i ma podobny styl do Zidane'a.
- Jest między nimi dużo podobieństw, gdy są w posiadaniu piłki.
Klub znajdował się na fali wznoszącej i był prowadzony przez menedżera, który wydawało się, że posiada złoty dotyk. Houllier doprowadził Liverpool do kolejno czwartego, trzeciego i drugiego miejsca w lidze, a oprócz tego zdobył także niezapomniany tryplet, więc nie było powodów, aby nie ufać Francuzowi na rynku transferowym.
Jean-Michel Ferri mógł być ciekawym zawodnikiem, a Igor Biscan zazwyczaj był bardzo zmęczony. Houllier bardzo dużo widział także w Garym McAllisterze, pomimo tego, że w momencie transferu miał on już swoje lata. Co ciekawe Dietmar Hamman kosztował całe 8 milionów funtów więcej niż Szkot, a jego transfer był równie inspirujący.
Było jasne, że Houllier miał oko na utalentowanego pomocnika. Jego opinia została szybko poparta, gdy Liverpool podejmował Lazio w przedsezonowym meczu towarzyskim w lipcu 2002 roku. Po raz pierwszy kibice mogli spojrzeć na Cheyrou, a następca Zidane'a ich nie zawiódł.
Fani na Anfield byli zachwyceni, gdy widzieli co 24 latek wyprawiał w tamten wtorkowy wieczór, a dla wielu zgromadzonych tam osób była to miłość od pierwszego wejrzenia. Grający w białych butach Cheyrou był bardzo pewny za każdym razem, gdy dotykał piłki, a po spotkaniu można było zobaczyć wiele ujęć pokazujących jego imponującą kontrolę piłki, wizję gry i technikę.
Jeszcze przed przerwą kibice zgromadzeni na stadionie zaczęli skandować "Bruno, Bruno", a po przerwie emocje dalej trwały, gdy nowy nabytek The Reds odważnie próbował pokonać bramkarza rywali strzałem z pola karnego, który przeleciał tuż obok słupka.
Cheyrou robił show przez 73 minuty swojego pobytu na boisku, gdzie Francuz mógł poprowadzić The Kop w rytm refrenu Marsylianki. Po końcowym gwizdku, porażka 1:0 została szybko zapomniana, a cały stadion wzruszał tylko ramionami. Kibice opuszczali Anfield z przeczuciem, że ostatni element układanki właśnie został zapewniony.
- Uważam, że ten chłopak świetnie sobie poradzi. Wyobraź sobie, że co tydzień będzie grał za Owenem. Jest dokładnie tym czego nam brakowało.
- Wiem synu, wiem.
Zanim wróciliśmy do samochodu to razem z tatą byliśmy w pełni przekonani do naszego nowego francuskiego bohatera. Niestety jednak wszystkie nadzieje szybko zniknęły, ponieważ Cheyrou nigdy już tak dobrze nie zagrał.
W trakcie jego pobytu na Anfield, The Reds zdobyli co prawda Puchar Ligi, ale dla Francuza było to zaledwie 31 ligowych spotkań, kilka bramek i mnóstwo niespełnionych oczekiwań.
- Tak jak inni francuscy piłkarze być może potrzebuje trochę więcej czasu. Pamiętacie pierwszy sezon Roberta Piresa w Arsenalu? Wszyscy się z niego śmiali - tłumaczył wtedy swojego piłkarza Houllier.
Cheyrou przebudził się jednak w styczniu 2004 roku, gdy zdobył dwa gole w wygranym u siebie meczu z Newcastle w FA Cup. Udało mu się także zdobyć swojego pierwszego gola w Premier League w spotkaniu z Chelsea zakończonym zwycięstwem The Reds 1:0, gdy Francuz wykorzystał podanie Emile'a Heskey'a. Jednak płomień szybko zgasł i poza jeszcze jednym trafieniem w zremisowanym na wyjeździe 1:1 meczu z Wolves nie było się już czym ekscytować.
Następnie w drużynie pojawił się Rafael Benitez i szybko pozbył się Francuza wypożyczając go najpierw do Olympique'u Marsylia, później do Bordeaux, a na koniec sprzedając go w 2006 roku do Rennes.
Jednak zawsze w pamięci kibiców, którzy byli na meczu z Lazio będzie ta wiara, którą przyniósł w tamtym spotkaniu. Cheyrou przez ponad godzinę tamtego wieczoru naprawdę wyglądał jak następny Zidane, a ludzie, którzy w to uwierzyli nie mają się czego wstydzić. W piłce nożnej dla równowagi potrzebne są także nietrafione transfery i oby to się nie zmieniało.
Komentarze (0)