Cissé o finale Pucharu Anglii 2006
Na dole ekranu można było dostrzec Djibrila Cissé, który położył ręce na głowie w geście niedowierzania. Był to finał Pucharu Anglii w 2006 roku, rozgrywany na Millennium Stadium, do końca meczu pozostało raptem kilka minut, a Liverpool przegrywał z West Hamem 2:3.
The Reds prowadzeni przez Rafaela Beníteza odrabiali już dwubramkową stratę w tym spotkaniu, a Cissé, dla którego był to ostatni mecz w barwach klubu, rozpoczął strzelanie dla Liverpoolu po asyście Stevena Gerrarda.
Ale w tamtym momencie potrzebowali czegoś wyjątkowego.
Do bezpańskiej piłki około 27 metrów od bramki Młotów dopadł Gerrard, zbyt zmęczony na rozważanie innych możliwości, a następnie oddał niesamowity, perfekcyjny strzał w dolny róg.
W tym finale, ostatecznie wygranym przez Liverpool, zagrał tak genialnie, że został on nazwany jego imieniem.
- Jak tylko usłyszałem tę piłkę, pomyślałem sobie: 'Bramkarz będzie miał kłopoty'. A potem wpadła do bramki - wspominał Cissé, który wbiegał wtedy na boisko po tym, jak zajmowali się nim masażyści z powodu skurczów.
- Wydaje mi się, że był jedynym zawodnikiem na placu gry zdolnym do czegoś takiego.
- Kolejny raz Stevie zrobił coś niesamowitego, a nam udało się wygrać po karnych. To był kolejny Stambuł, może na nieco innym poziomie, ale to nadal było szalone.
W 14. rocznicę tego wieczoru w Cardiff Cissé porozmawiał z dziennikarzami oficjalnej strony internetowej klubu na temat wspomnień z tego finału...
Dziś jest rocznica finału Pucharu Anglii z 2006 roku - jakie masz wspomnienia z tamtego meczu?
Wspomnienia z tego spotkania... kolejny szalony finał! Opuściłem finał Pucharu Ligi w 2005 roku z powodu kontuzji, więc był to mój pierwszy krajowy finisz rozgrywek pucharowych, choć wystąpiłem oczywiście w finale w Stambule. To było wyjątkowe. Znalazłem się w wyjściowej jedenastce, zdaje się na lewym skrzydle. Bardzo ważne było dla nas, aby wygrać kolejny finał, po triumfach w Lidze Mistrzów i w Superpucharze Europy w Monaco w 2005 roku. To była dla nas okazja, aby wygrać kolejne trofeum, więc było to bardzo ważne.
Czy Puchar Anglii dużo dla ciebie znaczył? To bardzo ważne rozgrywki w Anglii - czy rozumiałeś, jak istotne są one dla kibiców?
Tak. Moim zdaniem nie można dzielić sobie meczów. To finał, trzeba go wygrać i zgarnąć kolejne trofeum. Jasne, o rozgrywkach słyszałem już wcześniej, bo w Anglii grało kilku francuskich piłkarzy: Thierry Henry, Sylvain Wiltord, Robert Pires - oglądałem ich zdobywających trofea, więc chciałem zostać kolejnym Francuzem, który wygrał puchar w Anglii.
Liverpool zaczął to spotkanie tak źle, jak tylko mógł. Jak czułeś się, kiedy przegrywaliście 0:2?
Najpierw straciliśmy gola na 0:1, potem na 0:2... Carra strzelił samobója, dobrze to pamiętam! Zmniejszyliśmy straty dzięki mojemu trafieniu, a potem zrobiło się 2:3, następnie Stevie kolejny raz zrobił coś niezwykłego i udało nam się wygrać w karnych. To był kolejny Stambuł, może na nieco innym poziomie, ale to nadal było szalone.
Jak imponująca była bramka Gerrarda w ostatnich minutach meczu z twojej perspektywy? Był to jeden z jego najpiękniejszych goli dla Liverpoolu...
Tak, tak mi się wydaje. Zobaczyłem piłkę odbitą przed pole karne, obserwowałem go - jego pozycję, jego chęć do uderzenia piłki tak mocno jak to możliwe, najlepiej celnie - pomyślałem sobie... [nadyma policzki]. Jak tylko usłyszałem tę piłkę, pomyślałem sobie: 'Bramkarz będzie miał kłopoty'. A potem wpadła do bramki. Wydaje mi się, że był jedynym zawodnikiem na placu gry zdolnym do czegoś takiego.
Twoje trafienie było instynktownym wykończeniem, było bardzo ważne w perspektywie przywrócenia Liverpoolowi nadziei w tamtym spotkaniu. Czy jest jednym z twoich ulubionych?
Tak, to był za razem ładny i ważny gol. Stevie popisał się fenomenalnym podaniem. Jak już mówiłem grałem po lewej stronie, miałem trochę przestrzeni na swoim skrzydle. Świetne podanie od Steviego i dobry wolej - starałem się utrzymać nisko na nogach i uderzyć piłkę tak, żeby nie poleciała do góry i nie minęła bramki. Na szczęście dla mnie wpadła do siatki. Z kolei na szczęście dla nas udało nam się wrócić do tego meczu. To był bardzo istotny moment.
Czy jest jakiś powód, dla którego miałeś na sobie w tamtym dniu dwie różne pary butów? Jedną parę miałeś w pierwszej połowie, a na drugą założyłeś zupełnie inne buty...
Szczerze mówiąc to był czas, w którym Adidas wypuszczał obuwie w szalonych kolorach. Specjalnie na finał Pucharu wysłali mi żółte korki, chcieli żebym w nich zagrał, zrobiłem to w drugiej połowie meczu. Jednak już wcześniej w głowie planowałem zagrać w jednym czerwonym i jednym niebieskim bucie. Zadzwoniłem do nich, a oni powiedzieli: 'Nie zapomnij założyć tych butów'. Odpowiedziałem: 'Nie, słuchajcie, mam trochę inny pomysł i chcę zmiany'. Jednak żeby ich uszczęśliwić dodałem: 'Zacznę w tych, a na drugą połowę założę żółte korki'. Tak się umówiliśmy. Szczerze mówiąc to nie chciałem zmieniać butów w przerwie, bo w pierwszej połowie strzeliłem gola, a później czułem się nieco inaczej. To była umowa między mną i Adidasem.
Czy pamiętasz czy zgłosiłeś się do wykonywania rzutu karnego w konkursie jedenastek? Rok wcześniej w Stambule wykonywałeś karnego, a w tym meczu nie...
Kiedy kończyliśmy spotkanie miałem masę skurczy. Wydaje mi się, że Rafa miał już wybraną piątkę piłkarzy, ale gdyby poprosił mnie o strzelanie karnego, to bym to zrobił. Byłem jednak bardzo, bardzo zmęczony. Kiedy Stevie strzelał bramkę, byłem poza linią boczną, zajmowali się mną masażyści właśnie z powodu skurczy. Stevie wpakował piłkę do bramki w momencie, w którym wracałem na boisko. Byłem potwornie zmęczony.
Ten mecz okazał się być twoim ostatnim w barwach Liverpoolu. Czy wtedy wiedziałeś, że tak będzie i czy byłeś zawiedziony, że opuściłeś drużynę po takim okresie?
Nie, wtedy jeszcze nie wiedziałem. Byliśmy szczęśliwi, świętowaliśmy, a potem pojechałem na zgrupowanie kadry i złamałem nogę. Nie, nie było to planowane. Planowałem pojechać na Mistrzostwa Świata i zagrać tak dobrze jak tylko potrafiłem. Jeżeli zawodnik jest dobry, to nie ma potrzeby go sprzedawać. To nie był powód mojego odejścia, ale wydaje mi się, że to pomogło klubowi, bo później przyszedł Fernando Torres. Jeśli pojechałbym na Mundial, grałbym w pierwszej jedenastce, strzelałbym bramki i pokazywałbym się z dobrej strony, wtedy pewnie nie zostałbym sprzedany. Taka jest piłka - trzeba wykorzystać nadarzające się okazje. Złapałem jednak kontuzję, tak już bywa.
Komentarze (0)