Adrián o porażce z Atlético
Bramkarz Liverpoolu Adrián przyznał, że przez jakiś czas gryzła go porażka w Lidze Mistrzów z Atlético Madryt. The Reds zakończyli swoją przygodę z tegoroczną edycją Champions League w marcu po tym, jak ulegli po dogrywce Atlético 2:3 na Anfield.
W pierwszym meczu na Wanda Metropolitano Liverpool przegrał 0:1, w rewanżu zawodnicy Kloppa przez większość spotkania wyraźnie dominowali, jednak bramkarz Los Rojiblancos Jan Oblak był tego wieczora w znakomitej dyspozycji.
Aktualni mistrzowie oddali w tym spotkaniu 34 strzały, wyszli na prowadzenie, a na początku dogrywki Roberto Firmino je podwoił.
Błąd Adriána pozwolił przyjezdnym wrócić do gry, później Hiszpanom udało się zdobyć jeszcze dwie bramki, mimo że Liverpool naciskał i starał się strzelić trzeciego gola.
W wywiadzie dla DAZN Adrián, który zastępował wtedy kontuzjowanego Alissona Beckera przyznał, że ciężko było mu przejść do porządku dziennego z wynikiem tamtego spotkania aż do czasu, kiedy pogodził się z tym, że jego rywal po przeciwnej stronie boiska był po prostu w znakomitej dyspozycji.
- Przez pierwsze dni się zadręczasz - powiedział Adrián. - Nie sposób zaakceptować, że to był ostatni mecz, w ustach zostaje nieprzyjemny, kwaśny posmak po przegraniu dwumeczu.
- Wyglądało to tak, jakbyśmy u siebie zagrali dobrze, w tym meczu oddaliśmy ponad 30 strzałów na bramkę, a jednak przegraliśmy.
- Zawodnikiem meczu zdecydowanie był Oblak, a koniec końców Atlético zagrało po swojemu.
- Ograli nas w obu spotkaniach, powinni byli awansować, zasłużyli na to.
Od tego przegranego spotkania 12 marca Liverpool nie pojawił się na boisku, zespół wznowił jednak treningi w połowie tego tygodnia.
The Reds muszą zdobyć zaledwie sześć punktów w dziewięciu pozostałych do rozegrania meczach, żeby zdobyć pierwszy ligowy tytuł od 30 lat, nie wiadomo jednak kiedy i gdzie zostanie wznowiony aktualny sezon.
Komentarze (6)
Jeszcze nie wiadomo, czy ta LM wgl zostanie dokończona. Może zaczną w połowie czerwca wznawiać te rozgrywki, ale co z tego, jak zaraz znowu może przyjść kolejna fala wirusa (a to jest pewne wg analityków i ekspertów) i znowu będą wszystko zawieszać. A wiadomo, że lipiec byłby ostatnim dzwonkiem do dokończenia tych rozgrywek bo od sierpnia idzie nowy sezon i nie będą mogli kończyć starych rozgrywek kosztem nowych. Jeszcze nie wiadomo jak to będzie, ale na ten moment dalej jesteśmy obrońcą tytułu i wcale nie jest powiedziane, że go w tym roku utracimy. Koronawirus naprawdę obrócił to wszystko do góry nogami. Teraz dopiero byłyby ćwierćfinały rozgrywek, a do finału trzeba byłoby czekać chyba jakieś 2 miesiące.
A co do Adriana i tego rewanżu, to dalej mnie bardzo boli te jego gapiostwo przy tej jednej głupiej sytuacji. W pełni zasłużyliśmy na wygraną i awans, bo jakby nie było, byliśmy lepszą drużyną w całokształcie i gdybyśmy miel ido dyspozycji podstawowego bramkarza, to nie byłoby mowy o takiej katastrofie. Wolę o tym meczu nie myśleć i zapomnieć, ale naprawdę ciężko z tym. Na domiar złego przez koronawirusa możemy wcale się na nowy sezon nie wzmocnić i nadal pewne elementy będą kulały. Jak na dominację nad Atletico to mogliśmy lekką ręką zakończyć ten mecz w 90 minutach i całkowicie skarcić ich za tą dziadostwo co grało Atletico. Ale zabrakło wykończenia porządnego, zabrakło rasowego napastnika (bo Firo naprawdę wtedy nie miał dnia i jeszcze bardziej się utwierdzam, że byłby porządną 10 aniżeli 9), zabrakło kreatywnego pomocnika, który techniką i wyobraźnią mógłby wielokrotnie uruchomić nasz atak, no i zabrakło rutyny i talentu na bramce, ponieważ Adrian jest bardzo doświadczony, ale doświadczenie nie idzie w parze z umiejętnościami i myśleniem. Niestety te cechy odróżniają zawodników wybitnych od dobrych. W ogóle zabrakło kilku zawodników w formie. Niestety Fab po przerwie nie błysnął, Hendi też jakoś za specjalnie nie porwał w spotkaniu z Atletico, ale i tak był solidnym punktem. Gini zagrał z błyskiem, determinacją i wielkimi chęciami, Mane bardzo niemrawy, za bardzo nie błysnął, z kolei Salah zagrał na ile mógł- ciągnął, szarpał, próbował. Jednak te kilka meczów krajowych (w tym porażka z Watfordem i z Chelsea w pucharze) odbiło sie na naszych zawodnikach i naprawdę niektórym przestawiło trybiki. Gomez i Virgil grali czasami naprawdę dobrze, a czasami byli tak leniwi i ospali że robili spore luki, przez co Atletico walnęło 3 bramki w kilkanaście minut, co jest niepojęte. Przecież oni powinni stanąc na wysokości zadania i wykorzystać jak najlepiej swoje umiejętności i doświadczenie by nie dopuścić ich do bramki, a wyszło, że jedno, dwa podania i naszego środka nie ma. Czasami nawet za Virgila przydałby się zmiennik bo widać, że brakuje rywalizacji. Matip nie grał po przerwie dobrze, Lovren jak to Lovren - nie ma sensu uważać bo za jakiegoś sensownego zmiennika, a zapychacza. Może tez przydałby się środkowy obrońca, który miałby głód gry podczas gdy Virgil ma jakiegoś doła albo lenia ? No ale co, trzeba transfery robić, a my w tym elemencie jesteśmy ostatnio bardzo ospali. Werner jako rasowa 9 na wyciągnięcie ręki, zdolnych obrońców też nie brakuje, ani pomocników. Z resztą nawet jeśli jakiś transfer jest ryzykowny, to bez ryzyka nie pijemy szampana. Dzięki bardzo ryzykownemu transferowi w postaci Virgila i Aliego to dzisiaj jesteśmy w gronach głównych faworytów do najważniejszych pucharów.Gdy dziś brakuje kolejnych elementów to ww. przykłady raczej powinny bardziej zmotywować do podjęcia ryzyka, aniżeli ciągnąć tym samym składem.