Filozofia Jürgena Kloppa oczami przyjaciół
Ostatnimi czasy liczba „30” przewinęła się nie tylko w kontekście 30-letniej przerwy Liverpoolu od ostatniego mistrzostwa kraju. Jürgen Klopp trzy dekady temu podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt w drugoligowym Mainz. Teraz cieszy się z triumfu w Premier League, co jest jeszcze większym sukcesem od zeszłorocznej wygranej w Lidzie Mistrzów.
Osiągnięcia tego sezonu sprawiły, że Klopp jest niezrównany w swojej kategorii – przynajmniej do wznowienia Ligi Mistrzów w sierpniu jest jedynym menedżerem pracującym w klubie z czołowej ligi, który osiągnął to, po co został zatrudniony.
To ogromny powód radości dla jednego człowieka w nadchodzących tygodniach. Kibice Liverpoolu nie muszą się jednak martwić, że Niemiec jest syty, gdyż pracę będzie kontynuował z takim samym zapałem i zaangażowaniem.
– To nie w jego stylu! – mówi Martin Quast, niemiecki reporter piłkarski i jeden z najstarszych przyjaciół Kloppa.
– Kloppo nie zna znaczenia słowa „satysfakcja”. Oczywiście będzie bardzo szczęśliwy, ale on nie zna takich pojęć jak „to jest to”, czy „w końcu to zrobiłem”. Nigdy nie chodzi o niego, ani o udowodnienie czegoś. Nie czerpie motywacji z negatywności, bez względu na to czy płynie od innych ludzi, czy jest to osobisty strach przed porażką. Kloppo robi to, co robi, ponieważ uwielbia piłkę nożną, uwielbia życie, a zwłaszcza uczucie zwycięstwa. Co ważniejsze, uwielbia dzielić się tymi cudownymi chwilami z tymi, którzy czują to samo.
Quast spotkał się z Kloppem podczas reportażu na temat Moguncji dla lokalnej gazety w 1990 roku. Mniej więcej rok później szybki, ale technicznie ograniczony napastnik rozpoczął staż w regionalnym biurze sportowym kanału telewizyjnego Sat 1, gdzie Quast był freelancerem. Klopp zawsze martwił się, że jego nisko opłacany kontrakt w Moguncji może się skończyć, jeśli zostaną zdegradowani i na wszelki wypadek chciał nauczyć się innego fachu. Wyprodukował artykuł o regionalnych mistrzyniach snowboardu, siostracj Roschinger, ale jako najmłodszy członek zespołu redakcyjnego jego głównym obowiązkiem było zaopatrywanie w regularne dostawy butelek z colą z pobliskiego sklepu.
– Siedzieliśmy i rzucaliśmy sobie nawzajem do ust butelki coli z odległości trzech lub czterech metrów – mówił z niedowierzaniem Martin, jakby przypominając sobie dziwny sen.
– Wszystko było dla niego konkurencją.
Quop uważa, że Klopp tak bardzo lubi wygrywać, ponieważ on i jego najbliżsi często przegrywali. Jego zawodnicza kariera była jedną niekończącą się bitwą o przetrwanie w Bundeslidze 2, przerwaną krótką chwilą fantazji, podczas którego Mainz przegrało kluczowy mecz o awans 5:4 z Wolfsburgiem w 1997 roku. Klopp strzelił bramkę, ale także popełnił spory błąd w tym burzliwym spotkaniu.
Kolejne dwie próby już w roli młodego menadżera w 2002 i 2003 roku zakończyły się w fatalnym stylu. Klopp był blisko pierwszego sezonu w Bundeslidze, ale za każdym razem przegrywał w finałowych spotkaniach. Przegrał 3:1 z Unionem Berlin, gdy wystarczał remis, a w kolejnym roku poległ przez różnicę bramek, gdy ich rywale, Eintracht Frankfurt, strzelili dwie bramki w doliczonym czasie gry.
Wielu sądziło, że klub nigdy nie wyzdrowieje z tych rozczarowań, ale dzięki niestrudzonej pozytywności Kloppa awans został w końcu osiągnięty w 2004 r. przy stosunkowo niewielkim trudzie. Całe miasto imprezowało przez tydzień.
W zeszłym roku Quast zebrał Kloppa i kilku jego byłych graczy, aby nakręcić film o 15 rocznicy tego wyczynu.
– Śmiali się ze wszystkich historii i cieszyli się, że znowu są razem. To duch wspólnoty, który najbardziej cieszy Kloppa, poczucie kolektywnego szczęścia. Może to zabrzmieć zabawnie dla kogoś, kto wygrał dwa mistrzostwa z Borussią Dortmund i Ligę Mistrzów z Liverpoolem, ale powiedział z głębi serca, że awans z Mainz w 2004 roku był największym sportowym wydarzeniem, jakiego kiedykolwiek doświadczył, prawdziwą baśniową chwilą i szczęśliwym zakończeniu wbrew wszystkiemu.
Dla porównania feta mistrzowska Liverpoolu będzie nieco mniej szalona, ale Klopp będzie równie zadowolony z tego, że był w stanie wywołać największy możliwy uśmiech na twarzach kibiców, pomimo braku publicznego dzielenia się radością.
– Nie martwi się o rzeczy, nad którymi nie ma kontroli – mówi Quast o odroczeniu parady.
– W rzeczywistości jego umiejętność radzenia sobie z dużymi i małymi problemami po swojemu jest jedną z jego najbardziej niezwykłych cech. Zawsze znajduje sposób, aby zmienić negatywy na pozytywy. To trochę dziwne, ale wie, że ludzie doceniają trofeum. I w końcu będą fetować, jestem pewien.
Dodaje, że perspektywa globalnej pandemii przerywającej sezon Liverpoolu mogłaby dziwnie pasować do kariery trenerskiej, która spotykała dwa duże rozczarowania: dwa przegrane finały w 2016 roku, bramkarz, Loris Karius, popełniający dwa błędy w finale Ligi Mistrzów w 2018 roku w Kijowie i Liverpool przegrywający tytuł w sezonie 2018/2019 pomimo jednej porażki w lidze przez cały sezon.
– Poradzenie sobie z przerwą wywołaną przez COVID-19 i cała niepewność nie była dla niego łatwa – mówi Quast.
– Skorzystał jednak z wolniejszego życia, aby się naładować. Jest w świetnej formie, bardzo zrelaksowany.
Christian Heidel zgadza się z tą oceną.
– Był skupiony, ale także bardzo spokojny i nieco bardziej wyluzowany w ciągu ostatnich kilku miesięcy, ponieważ zdobycie tytułu przez Liverpool wyglądało na coraz pewniejsze – mówi 57-latek.
Heidel był dyrektorem generalnym Mainz w latach pracy Kloppa, obecnie pozostają w bliskich relachacj: w lutym Klopp obserwował, jak Neil Critchley poprowadził młodzież Liverpoolu w rewanżowej czwartej rundzie Pucharu Anglii przeciwko Shrewsbury w posiadłości Heidela na Majorce. Obaj zachichotali, gdy seria komentatorów niesłusznie spekulowała na temat pobytu menedżera w czasie zimowej przerwy.
– Klopp jest zachwycony, że Liverpool wygrał ligę, ale nie powiedziałbym, że to dla niego kwestia dumy. On taki nie jest. Jest dumny, że sprawił, że fani są dumni – mówi Heidel.
Dla Kloppa poczucie wspólnoty ma duży wymiar, co potwierdził Virgil van Dijk 12 miesięcy temu.
– Nigdy nie doświadczyłem takiej wspólnoty – powiedział obrońca po zwycięstwie w Lidze Mistrzów w ubiegłym sezonie.
– To pochodzi od menadżera. Zawsze powtarza nam: „Nie grasz tylko dla siebie, grasz dla tych, którzy zawsze tam są, dla swoich kolegów z drużyny, kibiców, dla ludzi w Melwood i ludzi na stadionie, którzy zrobią wszystko każdego dnia, abyś sam mógł dać z siebie wszystko". To do nas naprawdę trafia. Robimy dla nich wszystko.
Wśród wszystkich piosenek i tańców na madryckim stadionie Wanda Metropolitano, a później w hotelu Eurostars, zauważalne było, jak wszyscy byli zadowoleni – menedżer z zawodników, zawodnicy z menadżera i wszyscy z fanów. Wpływ Kloppa na społeczny aspekt ich pracy naprawdę odznaczył się.
W godzinie zwycięstwa Liverpool mniej przypominał zbiór niezwykle dobrze opłacanych sportowców, a raczej ludzi pracujących w ramach społeczności dla dobra wszystkich zaangażowanych. Zespół zbudowany na podobieństwo swojego menedżera, który w młodości chciał zostać lekarzem „w celu pomagania ludziom” i którego przekonania religijne nauczyły go postrzegać swój pobyt na Ziemi jako szansę i obowiązek zrobienia różnicy.
– Powiedziałbym, że naszą misją jest uczynienie naszego maleńkiego kawałka ziemi piękniejszym – powiedział w gazecie Westfälische Rundschau w 2007 roku. Rok później powiedział Sternowi, że życie „polega na pozostawianiu miejsc lepszymi, na nietraktowaniu siebie zbyt poważnie, na dawaniu z siebie wszystkiego, na kochaniu i byciu kochanym”.
Hałasu może niestety brakować teraz na Anfield, ale miłość tylko wzrosła.
– Najbardziej spodoba mu się widok szczęśliwych twarzy fanów Liverpoolu, gdy tylko będzie to możliwe – mówi Heidel.
– Ich radość należy do niego. Nie chce być w centrum tego wszystkiego i nigdy nie zgodziłby się postawić swojego pomnika. Kiedy ktoś zasugerował ten pomysł w Moguncji, Kloppo powiedział, że posągi są dobre tylko do zbierania ptasich odchodów na górze i dla psów sikających na nie na dole.
Quast sugeruje, że przekonanie jego przyjaciela, że prawdziwe szczęście jest emocją społeczną, najlepiej podsumować obrazem jego aktualnej karty z autografem, która, co ciekawe, wcale nie pokazuje jego twarzy.
Zamiast tego widzimy Kloppa od tyłu, podnoszącego Puchar Europy w dresie Liverpoolu, a wzrok widza ciągnie się za nim, ku tysiącom radujących się fanów. O to w tym wszystkim chodzi.
Raphael Honigstein
Komentarze (0)