Reakcja mediów na wygraną z West Hamem
Zapraszamy na podsumowanie reakcji angielskich mediów po wygranym 2:1 meczu Premier League z West Ham United na Anfield.
David Maddock, The Mirror
Są daleko od swojej płynnej, najlepszej dyspozycji, ale Liverpool mimo wszystko znalazł sposób na niemalże nieuchronne zwycięstwo na Anfield, wyrównując kolejny rekord w bogatej historii klubu.
Po raz trzeci z rzędu w Premier League stracili gola jako pierwsi i wyglądali na podmęczonych w meczu z dobrze zorganizowaną drużyną West Hamu. David Moyes ustawił ich znakomicie, próbując w pełni wykorzystać grę z kontry.
Ale nawet jeśli brakuje sił w nogach, The Reds wciąż są niezwykle zdeterminowani, a trzeci gol Diogo Joty na przestrzeni tygodnia wystarczył im do powrotu na szczyt tabeli, a także do wyrównania niesamowitego rekordu.
Ta wygrana oznacza, że nie przegrali 63 kolejnych spotkań w Premier League na własnym stadionie. Na stadionie, który widział multum legend. Wyrównali rekord, który ustanowiła drużyna Boba Paisleya w latach 1978-1980.
To osiągnięcie tylko przypomina o tym, jak wiele osiągnął Jürgen Klop z tą drużyną. Drużyną, która bez cienia wątpliwości musi przejść do historii jako jedna z najlepszych ekip Liverpoolu, po tym jak biją kolejne rekordy - rekordy ustalane przez wspaniałe drużyny z historii klubu.
Jeśli jest jeden mecz, który udowadnia, że zasługują na takie wyróżnienie, to właśnie był ten mecz. Przegrywali na Anfield w KAŻDYM spotkaniu ligowym w tym sezonie, ale pomimo tego wygrali je wszystkie. To tylko pokazuje jak silni są mentalnie. Obecnie nikt na świecie nie jest w stanie im dorównać pod tym względem.
Chris Bascombe, The Daily Telegraph
Przy wszystkich bolączkach tego wyczerpującego sezonu ciężko sobie wyobrazić, że Jürgen Klopp przewidywał możliwość zmiany swojej trójki napastników jako jedną z nich.
Ale być może jest to na jego liście. I niekoniecznie jako duże zmartwienie. Po kolejnym dobrym występie, Diogo Jota wywiera presję na Roberto Firmino i daje Kloppowi zaskakująco przyjemny dylemat przed wyjazdowym meczem z Manchesterem City.
Sam pomysł wyjazdu na Etihad bez kogoś z tercetu, który dał Liverpoolowi tyle sukcesów, jeszcze kilka tygodni temu byłby nie do zaakceptowania.
Patrząc przez pryzmat obecnej dyspozycji, Jota pokazał dlaczego może dołączyć do Mohameda Salaha i Sadio Mané równie komfortowo co Firmino. To drugi tydzień z rzędu gdy Jota daje swojej drużynie zwycięstwo na Anfield, co pomogło Liverpoolowi wrócić na szczyt Premier League.
Klopp nazwał ich "drużyną walczaków". Było też w niej trochę polotu, za sprawą dwóch rezerwowych - Joty i Xherdana Shaqiriego.
- Dlatego nie chcemy tylu zmian - powiedział Moyes z nutą czarnego humoru i ironii w głosie.
Pochwały pod adresem Joty oraz apele o jego grę od pierwszych minut nie powinny być jednak rozpatrywane jako niesprawiedliwe względem Firmino. Nie jest zaskoczeniem, że po wybieganiu dla Kloppa niejednego maratonu z tygodnia na tydzień, Brazylijczyk wygląda ociężalej niż zwykle. To może być też dla niego okazja do odpoczynku i odzyskania świeżości.
Największym komplementem dla Joty w pierwszych tygodniach na Anfield jest to, że przypomina Firmino z jego najlepszego okresu - waleczny bez piłki i pewny siebie w jej posiadaniu.
Jest też głodny gry, czym wywalczył Liverpoolowi dwa kolejne zwycięstwa. Jota myślał, że zdobył zwycięskiego gola osiem minut wcześniej, jednak kolejna sporna decyzja VAR odebrała mu to trafienie. Nie miało to jednak znaczenia dzięki jego drugiemu trafieniu.
Oliver Holy, Daily Mail
Improwizowane fajerwerki na Halloween rozjaśniały niebo nad Anfield w trakcie meczu, ale występ Liverpoolu był daleki od tych "wybuchowych". Zasłużyli na zwycięstwo, ale bez skutku szukali swojej dawnej płynności w grze. Być może wrócili na szczyt tabeli, ale mało kto spodziewa się, że uciekną reszcie stawki tak jak w zeszłym sezonie.
Gol West Ham oznaczający, że Liverpool został pierwszą drużyną w tym sezonie, która straciła 15 goli i jednocześnie została liderem tylko pokazuje jak dziwny jest ten sezon.
Jürgen Klopp zareagował na kryzys w linii obrony pod nieobecność Virgila van Dijka, Joëla Matipa i Fabinho dając okazję do debiutu wychwankowi Akademii, Nathanielowi Phillipsowi. Mistrzowie kraju odzwyczaili się od martwienia się składem przeciwników, ale biorąc pod uwagę okoliczności, prawdopodobnie byli zachwyceni, że będący w dobrej dyspozycji Michail Antonio nie mógł zagrać.
Kontuzje i ewolucja zaczynają odmieniać twarz mistrzowskiej drużyny Liverpoolu - w środku pomocy znalazło się też miejsce dla Curtisa Jonesa. Trójka napastników jest jedyną stałą, która wciąż budzi strach w obrońcach rywali, a obecność Salaha, Roberto Firmino i Sadio Mané dała w tym meczu kibicom Liverpoolu odrobinę pewności.
Jonathan Northcroft, The Times
Jürgen Klopp jest jednym z najbardziej zagorzałych ambasadorów zmiany zasad w Premier League i powrotu do możliwości pięciu zmian. W tym meczu potrzebował jednak tylko dwóch. Nie było to zdecydowane zwycięstwo w trudnym dla Liverpoolu meczu. Goście byli dla nich frustrującym przeciwnikiem dzięki swojej organizacji w defensywie. Kontuzje również nie pomogły Liverpoolowi, zwłaszcza przy słabszym dniu Sadio Mané i gorszej dyspozycji Roberto Firmino.
Było 1:1 po niezbyt przekonującym, ale technicznie prawidłowym karnym, którego na gola zamienił Mohamed Salah. Drużyna Kloppa wyrównała stan meczu, który otworzyło trafienie Pablo Fornalsa. Na dwadzieścia minut przed końcem Klopp wpuścił ma boisko Xherdana Shaqiriego i Dogo Jotę, w miejsce Curtisa Jonesa i Firmino.
Rezultat było widać bardzo szybko. Shaqiri wprowadził świeżość do linii pomocy, a Jota dodatkową szybkość w ataku. Dla zmęczonego West Hamu to było zbyt dużo. Wyglądało na to, że Jota zdobył gola wcześniej, jednak bramka została anulowana po interwencji VARu.
Ale Liverpool dalej napierał, nieustannie rozciągając obronę gości po raz pierwszy w tym meczu. Na pięć minut przed końcem Shaqiri zamarkował strzał i wspaniale zagrał prostopadłą piłkę za linię obrony West Hamu. Jota dopadł do niej i z niesamowitym spokojem umieścił piłkę w bramce obok bezradnego Fabiańskiego. To był historyczny gol - wyrównujący rekordową serię 63 spotkań bez porażki na Anfield.
Zdumiewającą statystyką jest to, że nikt nie stracił w Premier League więcej goli od Liverpoolu odkąd zapewnili sobie tytuł w poprzednim sezonie. Na boisku było wiele dowodów na to, że statystyki nie kłamią. Bez piłki West Ham grał jak solidna drużyna z czołówki, podczas gdy Liverpool wyglądał jak przeciętny średniak.
Komentarze (3)