Media o meczu z City
Liverpool wydłużył swoją serię spotkań bez porażki we wszystkich rozgrywkach do siedmiu po tym, jak na Etihad Stadium zremisowali w niedzielę z Manchesterem City.
Pierwszą bramkę w meczu zdobył Mohamed Salah, wykorzystując rzut karny. Wyrównanie gospodarzom zapewnił Gabriel Jesus.
Poniżej prezentujemy podsumowania wczorajszych wydarzeń z angielskich mediów.
Martin Samuel (Daily Mail) - Liverpool walczył przez cały mecz
Czy na to zasłużyli? Nie wiele brakowało, żeby wyjechali z niczym. Przez całe spotkanie Liverpool zacięcie walczył, a Jürgen Klopp wystawił skład skoncentrowany na działaniach ofensywnych, więc nie ma co żałować im tego punktu, nawet jeśli po przerwie opadli z sił.
Roberto Firmino czy Diogo Jota? To był główny temat przedmeczowej debaty. Czemu by zatem nie wystawić obu, a dodatkowo jeszcze Mohameda Salaha i Sadio Mané. Jota grał ustawiony szeroko na prawej flance tego kwartetu, jednocześnie sumiennie wracając nieco głębiej. Mané po lewej stronie, a Firmino za plecami Salaha. Początkowo stwarzało to wiele problemów City. Odzwierciedleniem tego był pojedynek Mané z Walkerem, po którym został podyktowany rzut karny.
Jednak pomimo tej ofensywnej mocy siła rażenia Liverpoolu w drugiej połowie znacznie zmalała i wyglądało na to, że wcześniej niż City zadowolili się jednym punktem.
Po 59 minutach Roberto Firmino ustąpił miejsca Xherdanowi Shaqiriemu. Najlepsze, co można powiedzieć o najnowszej Słynnej Czwórce Liverpoolu to, że byli w stanie to przepracować, bardziej niż wspólnie coś z tego ugrać*
Wszystko sprowadziło się do przestrzelonego przez City rzutu karnego i niefortunnych dla nich zdarzeń. Minęło ponad cztery lata od dnia, kiedy ostatni raz De Bruyne nie wykorzystał rzutu karnego.
W rzeczy samej jego powrót do wykonywania tego zadania przełamał nieregularność zespołu w wykorzystywaniu rzutów karnych, która była dla nich prawdziwą przeszkodą. Przed tym meczem wykorzystał pięć z ostatnich "jedenastek", ale wczoraj niespodziewanie ta seria dobiegła końca.
*W oryginale autor artykułu dokonuje porównania do dwóch przebojów The Beatles - "We Can Work It Out" i "Come Togheter". Jest to trudna do bezpośredniego przełożenia na język polski metafora.
Jason Burt (Daily Telegraph) - Liverpool zdezorganizował City, a w szczególności Kyle'a Walkera
Dla Liverpoolu jest to desperacko i ciężko wywalczony punkt, ale będzie też dla nich (i dla Anglii) zmartwieniem z powodu kontuzji Trenta Alexandra-Arnolda. Zaczęli mecz wybornie i z elementem zaskoczenia, którym było rozwiązanie problemu wystawienia Diogo Joty lub Roberto Firmino poprzez wystawienie ich obu jednocześnie w towarzystwie Mohameda Salaha i Sadio Mané w niesamowicie ofensywnej formacji 4-2-4.
Typowo dla siebie Guardiola szybko starał się na to odpowiedzieć i przesunął bardziej do przodu Kevina De Bruyne, a następnie została w pełni uwolniona gra na pressing, kontrpressing i od bramki do bramki. Jürgen Klopp przed meczem zachęcał: "Bądźcie naprawdę odważni" i wspólnie z Guardiolą to właśnie otrzymał w trakcie tej rywalizacji wagi ciężkiej i dużych umiejętności. Bo ten mecz był taką do momentu, aż pojawiło się zmęczenie, a być może lęk przed porażką. Co interesujące, w ramach zmian to Firmino opuścił murawę, co może wskazywać, że jego pozycja w składzie jest zagrożona.
Liverpool zdezorganizował City, a zwłaszcza Kyle'a Walkera. Zaatakowali pierwsi i zaatakowali mocno, za co zostali wynagrodzeni. Było to kontrowersyjne, ale nie z uwagi na samą decyzję o rzucie karnym, gdyż w tej sytuacji Walker niepotrzebnie z impetem zaszarżował na Mané. City miało pretensje o to, że przed kontratakiem Liverpoolu powinien zostać odgwizdany dla nich rzut wolny po pchnięciu Rahima Sterlinga przez Jotę, kiedy ten pierwszy próbował wbiec na wolne pole.
Może z uwagi na fakt, że Sterling starał się utrzymać na nogach, sędzia kontynuował grę i dlatego rzut karny mógł zostać odgwizdany. Salah wykorzystał go strzelając mocno obok Edersona. "Niesamowicie", krzyczał Klopp, doceniając pracę wkładaną przez jego zawodników, kiedy Mané pogonił za Rodrim, który przejął niedokładne podanie, a Liverpool szybko odzyskał piłkę, po czym Senegalczyk wykonał strzał, a ten został zablokowany przez Rubena Diasa.
Phil McNulty (BBC Sport) - Klopp nie przyjechał na Etihad, by się chować
Klopp nie przyjechał na Etihad, żeby się chować. Fakt, że ofensywnie ustawiony Liverpool przez pierwsze dwadzieścia minut miał City na widelcu, jest tego dowodem.
Ostatecznie jednak to on będzie bardziej zadowolony z punktu niż Guardiola, ponieważ bez wątpienia to the Reds zabrakło pary w drugiej połowie, w której to raczej gospodarze wyglądali jak drużyna, która może wygrać ten mecz.
To drużyna Liverpoolu, która gra już bez Virgila Van Dijka, Thiago Alcântary i Fabinho, a w drugiej połowie wczorajszego meczu stracili też Trenta Alexandra-Arnolda. Mierzyli się jednak z mocnym rywalem i nie mieli zamiaru dać się pokonać.
Nawet jadąc z zaciągniętym hamulcem urzędujący mistrzowie nieśli ze sobą nieustępującą aurę zagrożenia za sprawą napastników, w szczególności Salaha i Mané, którzy jak zawsze czyhali w pobliżu.
Komentarze (0)