Wyniszczony kontuzjami Liverpool potrzebuje Thiago
Ostatnia niedziela była dniem, w którym niespotykany kryzys pod względem odniesionych kontuzji naprawdę zaczął dawać się we znaki.
Od kiedy Virgil van Dijk odniósł swoją okropną kontuzję więzadeł dwa miesiące temu, aktualni mistrzowie Anglii nauczyli się przyjmować raz za razem kolejne uderzenia na tym polu.
W czasie, gdy członkowie zespołu odnosili kolejne urazy, reszta drużyny The Reds potrafiła genialnie radzić sobie z przeciwnościami losu. Rezerwowi i młodzieżowi gracze z łatwością poradzili sobie z wygraniem swojej grupy Ligi Mistrzów, a także zdobyli 14 na 18 ligowych punktów od czasów nieszczęsnych derbów Merseyside.
Jednak przy tak wymagającym kalendarzu i wielu nieszczęściach, które nie chciały przestać nawiedzać drużynę The Reds, nie dało się utrzymać tak wysokiego poziomu. Każdy wie, że w trakcie sezonu, może nastąpić spadek formy, szczególnie przy tak wielu kontuzjach. Z czymś takim właśnie boryka się zespół.
Kontuzje kolana które spotkały Diogo Jotę i Kostasa Tsimikasa, odniesione w ostatnim meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów z FC Midtjylland, skutkujące dwumiesięczną pauzą, to kolejna ciężka do przełknięcia wiadomość. Następujący po tym mecz, to mdły i pełen błędów występ na Craven Cottage.
Klopp zgłaszał zastrzeżenia do działania VAR-u, który nie zareagował na agresywny odbiór piłki Mohamedowi Salahowi przed akcją prowadzącą do gola Bobby’ego De Cordovy-Reida, jednak Liverpool nie zasługiwał na nic więcej, niż wymęczony remis.
Sposób w jaki starali się atakować w drugiej połowie, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, pokazał głównie skalę trapiących ich problemów.
Po tym, jak Matip został zmuszony do zejścia przez kontuzję pleców, środkowymi obrońcami Liverpoolu zostali dwaj pomocnicy – kapitan zespołu Jordan Henderson grał w linii obrony wraz z Fabinho.
Takumi Minamino zajął miejsce Hendersona w środku pola, jednak widać, że ustawianie go w coraz to nowych pozycjach na boisku mu nie służy. Japoński napastnik miał kilka dobrych zagrań, jednak tak naprawdę wszedł jako środkowy pomocnik tylko z braku innych opcji na tę pozycję.
Liverpool, który starał się zdobyć zwycięskiego gola po karnym Salaha, był zespołem bez: Van Dijka, Joego Goeza, Thiago, Xherdana Shaqiriego, Jamesa Milnera, Naby’ego Keïty, Joty, Tsimikasa i Matipa.
Najbardziej można było odczuć nieobecność Thiago. Dokładnie dla takich meczów zdecydowano się złamać standardową politykę klubu związaną z transferami i sprowadzić dwudziestodziewięciolatka do klubu za kwotę 27 milionów funtów.
Klopp czuł, że jeśli na dłużej chce przełamać trzydziestoletnią serię Liverpoolu bez mistrzostwa Anglii, będzie musiał sprawić, by jego drużyna potrafiła grać bardziej nieprzewidywalnie. Potrzebny był ktoś, kto zagra nieszablonowo, ktoś, kto będzie potrafił spowodować zagrożenie pod bramką rywala na wiele różnych sposobów. Chodziło o zapewnienie ciągłego rozwoju zespołu.
Thiago nadawał się do tego idealnie. Wielokrotny reprezentant Hiszpanii o wyjątkowych umiejętnościach jest graczem, który potrafiłby rozrzucać groźne i kreatywne podania ze środka pola, co przedtem szwankowało w zespole. Gracz, który swoją paletą zagrań, potrafiłby przebić nawet najlepiej ustawioną obronę. Wtedy Liverpool nie musiałby tak mocno opierać się na swoich bocznych obrońcach, którzy głównie tworzą zagrożenie pod bramką rywali i asystują atakującej trójce.
Niestety, trzy miesiące po fanfarach obwieszczających jego przybycie, Thiago zagrał tylko 135 minut w Premier League, co spowodowane było brutalnym faulem Richarlisona podczas derbów Merseyside. Sztab trenerski nie chce również ryzykować jego zbyt szybkiego powrotu do gry.
Liverpool w meczu z Fulham miał 75% posiadania piłki, jednak oddał tylko sześć celnych strzałów w ciągu całych dziewięćdziesięciu minut. Wystarczyło, że gracze Fulham odpowiednio ustawili się pod swoją bramką, a sfrutrowani the Reds w ogóle nie potrafili rozegrać groźnej akcji.
Jedynym pozytywem meczu była gra nastoletniego Curtisa Jonesa, który cały czas starał się naciskać na przeciwnika i ciągnąć akcję The Reds w drugiej połowie. Wielka szkoda, że nie zwieńczył golem niesamowitej akcji, którą rozpoczął rajdem jeszcze na połowie Liverpoolu.
Kibice Liverpoolu mogą również liczyć na Alexa Oxlade’a-Chamberlaina, który znalazł się na ławce w czasie meczu na Craven Cottage pierwszy raz od czterech miesięcy. Jego absencja była spowodowanych kontuzją kolana.
Niestety kontuzja Tsimikasa komplikuje plany Kloppa, który chciał mieć kogoś, kto będzie potrafił zastąpić Robertsona, szczególnie w nadchodzącym świątecznym maratonie meczów. Niestety jego nieobecność, tak samo jak Diogo Joty, potrwa przynajmniej do lutego, a może się jeszcze wydłużyć.
Portugalski napastnik, rewelacja aktualnego sezonu, któremu udało się zdobyć dziewięć goli i przełamać monopol atakującej trójki, zaczął skarżyć się na ból kolana pod koniec meczu przeciwko Midtjylland. Po wstępnych testach sztab Liverpoolu był przerażony, że to koniec jego sezonu, jednak ostatecznie okazało się, że operacja nie jest wymagana, a Jotę czeka około sześciu do ośmiu tygodni przerwy, co zapewniło zespołowi The Reds przynajmniej minimalną ilość otuchy.
Mimo tego jest więcej niż pewne, że Jotę ominie dużo meczów, a jego nieobecność przypada akurat na okres braku formy strzeleckiej ważnych zawodników Liverpoolu.
Może nie jest to widoczne dla wszystkich, ale forma Sadio Mané może budzić wątpliwości. Jego wpływ na grę znacznie zmalał. Senegalczyk nie naciska ostatnio na obrońców rywala, tak jak to potrafił. Dodatkowo wyrównał swój najgorszy okres w historii pobytu Liverpoolu, nie strzelając gola od ośmiu meczów we wszystkich rozgrywkach.
W zeszłym sezonie łatwo udało mu się przebić swój współczynnik oczekiwanych goli (xG), wynoszący 13,67 gola w Premier League, zdobywając ostatecznie 18 bramek w co 153 minuty w najwyższej klasie rozrywkowej. W aktualnym sezonie zdobył zaledwie cztery bramki z xG równym 5,27, strzelając gola w lidze średnio co 229 minut.
Mané prawdopodobnie nie zazna odpoczynku, po tym jak Jota odniósł kontuzję, zaś Divock Origi nie potrafi złapać formy, a Klopp może tylko mieć nadzieję, że senegalski skrzydłowy wróci jakoś do dyspozycji.
Kolejnym graczem, który nie potrafi przełamać swojej niemocy strzeleckiej jest Roberto Firmino, który w aktualnym sezonie zanotował tylko dwa gole. Nawet Salah, który ma już na swoim koncie dziesięć bramek również nie jest przekonujący – połowa z jego ligowych bramek została zdobyta z rzutów karnych.
Po meczu z Fulham, bez kontuzjowanego Joty i ze zmęczonym Salahem, który rozegrał cztery dni wcześniej pełne dziewięćdziesiąt minut, trzeba skupić się na dokładniejszej analizie poprzedniego meczu z FC Midtjylland.
Dlaczego Klopp ryzykował i poświęcał kluczowych graczy w meczu o nic? Prawdopodobnie nie chciał wrzucać tak wielu młodych graczy na głęboką wodę, niezależnie od tego czy wynik ten miał jakiekolwiek znaczenie.
– To przecież Liga Mistrzów, a my jesteśmy Liverpoolem – powiedział w przeddzień meczu.
Oczywiście wpływ na taką decyzję miała również uszczuplona i ograniczona kadra, gdyż w Lidze Mistrzów można wystawić tylko określonych, zgłoszonych wcześniej zawodników.
Klopp mógł jednak skorzystać z niewykorzystanego rezerwowego Jake’a Caina, co pozwoliłoby przesunąć Minamino bardziej do przodu i przez to dać odpocząć Jocie lub Salahowi. Mógł nawet skorzystać z usług młodych napastników – Liama Millara albo Laytona Stewarta z drużyny U-23, którzy znajdują się na liście zgłoszonych do Młodzieżowej Ligi Mistrzów, przez co mogli by wystąpić również na profesjonalnym poziomie. Jednak tak zastanawiać się można w nieskończoność.
To była już dwudziesty pierwszy mecz Liverpoolu w tym sezonie w porównaniu do Fulham, które grało piętnasty raz. Różnica w poziomie zmęczenia obydwu zespołów była aż nadto widoczna.
Powrót Alissona, który pomógł Liverpoolowi zostać w grze w pierwszej połowie, dał zespołowi dużo nowej energii. Sztab Liverpoolu ma również nadzieję, że Matip będzie gotowy do środowego spotkania na szczycie tabeli z Tottenhamem na Anfield.
Był to weekend, w którym najwięksi rywale, czyli Machester City, Tottenham i Chelsea stracili punkty, była to niebywała okazja dla aktualnych mistrzów Anglii, który mogli wykorzystać ją do powrotu na szczyt tabeli. Mimo niepowodzenia, można być przynajmniej w miarę zadowolonym, że reszta stawki nie odskoczyła The Reds, a rekonwalescencja Joty nie będzie trwała do przyszłego sezonu. W tak trudnych dla fanów Liverpoolu czasach, można to traktować jako całkiem dobrą wiadomość.
James Pearce
Komentarze (6)