Thiago potrzebuje swobody
Musicie cofnąć się o prawie 16 lat, żeby odnaleźć ten moment, gdy Liverpool nie zdobył bramki w trzech meczach z rzędu.
Wiosną 2005 roku drużyna Rafaela Beniteza zostawiła puste miejsce w rubryce ze strzelonymi golami podczas nędznej serii spotkań w lidze przeciwko Birmingham City, Newcastle United i Blackburn Rovers. Dwa miesiące później zostali mistrzami Europy.
Fortuna kołem się toczy w piłce nożnej i czy Jürgen Klopp o tym nie wie? Błyszcząca linia ataku, która nękając defensywy przeciwników napędziła sięgający po tytuł Liverpool, niestety wygląda na zdecydowanie zardzewiałą.
Mistrzowie rozegrali 348 minut w Premier League od kiedy Sadio Mane wbił bramkę otwierającą domowy mecz z West Bromwich Albion w poprzednim miesiącu. Zdobyli zaledwie 3 punkty na 12 możliwych.
Poczucie przygnębienia zawisło nad Anfield po niedzielnym remisie z Manchesterem United. Nie było to podnoszące morale zwycięstwo nad odwiecznym rywalem, którego pragnęli kibice. Nie było to też starcie napawające nadzieją na obronę mistrzostwa ligi, czego niektórzy się obawiają.
Klopp dał swego rodzaju odpowiedź na ostatnie niepowodzenia. Liverpool przycisnął United podczas jednostronnej pierwszej połowy, gdy the Reds utrzymywał dobry pressing jak jeden organizm i wymusił serię błędów.
Tak czy inaczej, Roberto Firmino zmarnował dwie najlepsze sytuacje, a tempo i intensywność nie były utrzymane cały czas. W drugiej połowie się pogubili, a United wyszło ze skorupy. Gdyby nie poświęcenie Alissona, trwająca niemal cztery lata, godna podziwu seria bez porażki na własnym stadionie mogła zostać przerwana. Dla Liverpoolu była to zarówno frustracja i ulga.
Jednak jeden człowiek błyszczał cały czas. Jego poziom nie opadł. Nic dziwnego, że Klopp ruszył w stronę Thiago Alcantary po końcowym gwizdku.
Hiszpański rozgrywający przetrwał bolesne początki w angielskim futbolu. Kontuzja kolana spowodowana wejściem Richarlisona na Goodison Park w październiku wyrzuciła go z gry na dwa i pół miesiąca. Gdy ból i opuchlizna się przedłużały, data powrotu ciągle się odwlekała.
Teraz jednak jest w gazie i zaczyna udowadniać dlaczego Liverpool zrobił wyjątek od ich polityki transferowej, polegającej na inwestowaniu w młode talenty, wykładając 25 milionów funtów na 29-latka, nawet jeśli zaledwie 5 milionów zapłacono z góry.
- Gracze tacy, jak Thiago są zazwyczaj poza zasięgiem dla niemal wszystkich – Klopp ogłosił we wrześniu.
Po pełnych trofeów siedmiu latach w Bayernie Monachium, Thiago był głodny nowych wyzwań, wchodził w ostatni rok kontraktu w Bawarii i był dostępny za taką kwotę, która zdaniem Kloppa sprawiała, że było to „oczywiste”. Został kupiony, by dać Liverpoolowi nową jakość i uczynić ich bardziej nieprzewidywalnymi, dodając więcej kunsztu w pomocy. Nie z jego winy nie stało się to w pierwszej części sezonu, ale jego domowy debiut powinien zaostrzyć apetyty na to, co nastąpi.
Pociągał za sznurki grając na „szóstce”, gdy pchał Liverpool do przodu. Miał więcej kontaktów z piłką (121) i zaliczył więcej podań (83) niż ktokolwiek inny na boisku, zachowując przy tym 87% skuteczności.
- Wspaniale chłopaku – wykrzyknął kapitan Jordan Henderson, gdy kolejne podanie Thiago trafiło pod nogi Trenta Alexandra-Arnolda.
Thiago spowodował jedyną znaczącą interwencję Davida de Gei, uderzając potężnie z 25 metrów. Zaliczył również dwa kluczowe podania – nikt nie miał więcej.
Wyjątkowym czyni go to, że obok wizji, boiskowej inteligencji i zakresu podań, wykonuje również brudną robotę. Miał siedem przechwytów i trzy odbiory. Odzyskał również 10-krotnie piłkę. Jedwab i stal.
Ten indywidualny występ powinien dać Kloppowi do myślenia. Z pewnością, gdy w drugiej połowie wpływ zmęczonego Xherdana Shaqiriego słabł, Liverpool naprawdę potrzebował, aby Thiago grał 10-15 metrów wyżej.
Potrzebowali go, aby raczej szukał dziur w nieustępującej linii defensywnej United i próbował wciskać w nie piłkę, niż odbierał podania od prowizorycznych stoperów w postaci Fabinho i Hendersona w okolicy linii środkowej.
Uzyskanie odpowiedniej równowagi w pomocy pozostaje wyzwaniem dla Kloppa. Sytuacja jest skomplikowana przez brak zdrowych obrońców i aktywności Liverpoolu na rynku transferowym.
Przy tak wielu nadchodzących meczach, uznano to za zbyt duże ryzyko, by wystawiać Joëla Matipa na mecz z United. Były reprezentant Kamerunu powinien jednak wyjść w pierwszym składzie przeciwko Burnley, które odwiedzi Anfield w czwartek wieczorem. To pozwoliłoby Kloppowi ustawić Hendersona w pomocy i wyswobodziłoby Thiago. To z pewnością pomogłoby wzmocnić siłę wspomagania atakującej trójki.
- Moi chłopcy zagrali naprawdę dobry mecz. Myślę, że występ był wystarczająco dobry, aby wygrać, ale żeby to zrobić, musisz zdobywać gole, a my tego nie zrobiliśmy. Nie da się tego łatwo wyjaśnić. To niestrzelanie jest denerwujące. Musisz działać dalej w takich sytuacjach, ignorować wszystkie głosy wokół i pozostać skupionym. Nie możesz tego wymusić” – upierał się Klopp.
Rzeczywistość jest jednak taka, że Liverpool nie marnuje mnóstwa okazji. Największym problemem jest to, że ich nie tworzy.
Mohamed Salah i Mane nie oddali ani jednego celnego strzału w starciu z Manchesterem United. Byli zbyt statyczni i przegrali zbyt wiele pojedynków.
Prawda jest taka Liverpool oddał łącznie 10 strzałów celnych przez ostatnie sześć godzin gry w Premier League w meczach przeciwko West Bromowi, Newcastle, Southampton i United. To nie tak, że bramkarze musieli dokonywać cudów, aby ich powstrzymać.
Nieobecność Diogo Joty, który przed kontuzją kolana był skuteczny, jest bolesna dla Liverpoolu, ponieważ to oznacza, że Klopp nie ma czwartej, najwyższej klasy opcji w ataku. Jego powrót nie nastąpi wystarczająco szybko.
Klopp dokonał późno zmian w drugiej połowie, pozwalając grze płynąć. Firmino miał szczęście, że nie został ściągnięty dużo wcześniej, nim wszedł za niego Divock Origi. Takumi Minamino po raz kolejny został przeoczony.
Pech również odegrał swoją rolę. Mane wychodził na czystą pozycję, gdy sędzia Paul Tierney dmuchnął w gwizdek sześć sekund przed końcem pierwszej połowy, która miała być przedłużona o minutę. Gracze Liverpoolu byli rozgniewani.
- To było dziwne, naprawdę dziwne – dyplomatycznie ocenił to Henderson.
- Byliśmy zdenerwowani, ale mieliśmy wiele okazji do strzelenia gola. Zabrakło nam jakości w ostatnim fragmencie.
Nie była to pechowa historia. Liverpool nie zasłużył na nic więcej. Jednak gdy Thiago nabrał pewności siebie, ta posucha nie będzie trwała długo.
James Pearce
Komentarze (7)
Kilka razy Thiago podawał za obrońców obrońców albo wzdłuż linii bocznej myśląc że partnerzy będą tam wychodzić na pozycję ale tak się nie stało. Myślę że to się będzie poprawiać z czasem.
Dopóki Henderson i/lub Fabinho nie wrócą do pomocy, to za dużo to nie wniesie - żeby zachować taką intensywność jak w pierwszej połowie, piłka powinna być odbierana jak najszybciej, czyli na połowie przeciwnika lub max w okolicach środka boiska i od tego był zawsze Hendo.
W momencie, gdy nie ma nikogo kto by wywiązywałby się z tego zadania w ten sam sposób, pozwalamy na przeprowadzenie akcji pod własne pole karne i skazujemy się na bieganie za piłką.
Ciągle nie rozumiem dlaczego u boku Fabinho nie gra nikt z dwójki Rhys/Nathan. Ani nie sprawia to, że wyglądamy pewnie z tyłu z dwójką pomocników na ŚO (nieraz Alisson dopiero ochraniał nas przed stratą bramki), ani tym bardziej nie dominujemy w środku pola... No i tym samym spada pewność takich graczy oraz nie dajemy szansy na rozwój np. Rhysowi, który mimo kilku błędów, nie prezentował się na pewno gorzej niż np. Lovren, którego brak widać było w niektórych komentarzach.
Sami sobie utrudniamy i tak ciężką już sytuację...