Liverpool dokonał już pierwszych transferów
Wielkie brawa dla Manchesteru City – najbardziej bezduszny i podły sezon w Premier League, który kiedykolwiek nastąpił należy do nich.
To prawdopodobnie jedna z najdziwniejszych i surrealistycznych kampanii ostatnich lat, która kończy się w najbardziej przywidywalny z możliwych sposobów – drużyna z największym budżetem i najlepszym zespołem w światowej piłce kolejny raz zdobywa mistrzostwo.
To już trzeci tytuł w ciągu ostatnich czterech lat dla zespołu Pepa Guardioli, który w zeszłym wtorek przypięczetowało zwycięstwo Leicester City nad Manchesterem United 2:1.
Ostatecznie rozczarowanie na Old Trafford było prawdopodobnie chwilowe, biorąc pod uwagę ogólny brak wiary w to, że drużyna Ole Gunnara Solskjaera może rzeczywiście doścignąć swoich rywali.
Tym bardziej, jeśli weźmie się pod uwagę, że porażka z Lisami Brendana Rodgersa była kolejną kłodą pod nogi rzuconą graczom Liverpoolu w ich drodze po zajęcie miejsca premiowanego awansem do Ligi Mistrzów.
Niestety kolejny raz jest tak, że Liverpool w ostatnim momencie kampanii sam jest głównym winowajcą swoich problemów.
Jednak biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się od początku roku, to kwalifikację do Ligi Mistrzów w akutalnym sezonie można by wręcz nazwać małym cudem.
Czwartkowe wyjątkowe zwycięstwo 4:2 na Old Trafford dało The Reds więcej, niż tylko nadzieję na walkę do końca o Top 4, jednak mało kto mógł przewidywać taką końcówkę sezonu, biorąc pod uwagę blamaże, jakich raz za razem doświadczali kibice Liverpoolu, szczególnie pomiędzy styczniem a marcem.
Współczesna rywalizacja pomiędzy kibicami Liverpoolu i City, która w ostatnich latach stawała się coraz bardziej zaciekła i bezkompromisowa, jeszcze nie do końca zdołała przeniknąć na poziom boiska.
Wypowiedź Kloppa o swojej wiadomości z gratulacjami wysłanymi zarówno Ilkayowi Gundoganowi i Pepowi Guardioli zaraz po tym, jak ich mistrzostwo zostało przypieczętowane przez porażkę United dokładnie to potwierdza.
Z drugiej strony Guardiola zrobił dokładnie to samo, kiedy The Reds zdobyli Ligę Mistrzów w 2019 roku.
Jednak mimo tego, że głęboki szacunek jaki istnieje między obydwoma stoi w sprzeczności z podejściem „oko za oko” kibiców obydwu drużyn, szczególnie w Internecie, to nie należy owej życzliwości traktować jako przejaw słabości.
Nie wolno dać się zwieść, ale ten żałosny i karygodny sezon kompletnie zranił Liverpool, zarówno dosłownie, jak i w przenośni.
Najlepsi gracze zostali z niezaspokojonymi ambicjami, gdyż tytuł został z powrotem wyrwany z ich rąk bez żadnych ceremonii.
Kolejnym ciężkim do zgryzienia orzechem będzie zwycięstwo Ligi Mistrzów przez City lub Chelsea w finale 29. maja.
Niemal wszystko co mogło pójść nie po myśli Kloppa i jego drużyny spełniło się, mimo, że wszyscy byli tak bardzo podbudowani ostatnimi sukcesami.
Do tego dochodzi jeszcze możliwy sukces Manchesteru United w Lidze Europy, który może ostatecznie znokautować wszystkich, którzy modlili się o pomyślność w aktualnym sezonie dla drużyny z Anfield.
Jednak pomimo ciemnej chmury krążącej nad Liverpoolem, w tym tygodniu można było zauważyć również pewne przebłyski słońca.
- Każdy z nas wie, że zawaliliśmy ten sezon i nikt nie jest zadowolony z tego co zrobiliśmy – stwierdził van Dijk w zeszłym tygodniu.
Brzmiało to zarówno jak przyznanie się do porażki, ale i deklaracja o ciężkiej pracy, gdyż van Dijk wyraził również z ciężkim sercem zamiar ominięcia mistrzostw Europy na rzecz przygotowania się do dalszej walki w przyszłym sezonie.
- Wrócą do nas kontuzjowani zawodnicy, co od razu sprawi, że mamy lepszy poziom – stwierdził w środę Klopp. – To nasze pierwsze transfery.
Rzeczywiście, posiadanie na nowo najlepszego środkowego obrońcy na świecie natychmiast powinno zwiększyć morale w Liverpoolu. Jak mogłoby nie?
W czasie, gdy Ruben Dias świeci triumfy na Etihad i pojawia się na pierwszej stronie każdej gazety, powrót van Dijka na Anfield będzie przypomnieniem, jak bardzo duży wpływ ma ten zawodnik na zespół z Anfield.
Niemal z dnia na dzień po 75-milionowym transferze z Southampton van Dijk odmienił oblicze Liverpoolu.
Z pretendentów do Top 4 stali się zdobywcami Ligi Mistrzów, mistrzami Anglii, a także zdobywcami kilku innych tytułów.
Przez ponad 2 sezony van Dijk był w Liverpoolu niczym ojciec na pokazie ogni sztucznych zapewniający bezpieczną zabawę.
Zawodnik, który wróci do składu, aby ostatecznie zdefiniować erę pod rządami Kloppa, był podstawą obrony, która pomogła The Reds wygrać Ligę Mistrzów, Superpuchar Europy, Klubowe Mistrzostwa Świata i Premier League w wyjątkowych i obfitych w trofea miesiącach pomiędzy 2019 i 2020 rokiem.
Kontynuując swoją obiecującą rehabilitację w centrum treningowym AXA, van Dijk musi raz jeszcze przygotować się do bycia taką samą podporą obrony po powrocie do pierwszego składu Liverpoolu.
Jednak co najważniejsze, nie jest on w tym wszystkim sam.
Joe Gomez i Joël Matip również czynią postępy w swojej rekonwalescencji, a Klopp ma nadzieję, że wszyscy trzej wzmocnią jego linię obrony. Wszystko okaże się w czasie przedsezonowych testów zdrowotnych przeprowadzonych na początku lipca.
Pomoże to z pewnością wypośrodkować ciągłą pogoń za środkowym obrońcą światowej klasy, na którą skazany jest Klopp obecnie ciągle radzący sobie z brakiem doświadczenia Rhysa Williamsa i Nata Phillipsa.
Posiadanie zdrowej formacji obronnej z pewnością pomoże Liverpoolowi w dalszej walce. Czasami proste rozwiązania są najlepsze.
Tak samo będzie z powrotem Jordana Hendersona.
Kapitana brakuje od nędznej porażki 2:0 z Evertonem pod koniec lutego, a Klopp dodatkowo niedawno potwierdził jego niezdolność do gry do końca sezonu.
Guardiola w zeszłym tygodniu stwierdził, że aktualny sezon z City był jego najtrudniejszym z wszystkich, co chociaż trochę może poprawić humory, biorąc pod uwagę wymagający, intensywny i wysysający energię charakter tego sezonu podjętego w środku światowej pandemii.
Miejmy jednak nadzieję, że wspomnienia z sezonu, w którym City potrzebowało 98 punktów, aby pokonać Liverpool z przewagą tylko jednego pozostaną w pamięci byłego trenera Barcelony...
Będzie to ten sam Liverpool, który ponownie rozpocznie rozgrywki w sierpniu, drużyna, która zdobyła mistrzostwo z niesamowitym wynikiem 99 punktów.
City, a także ich fani, którzy niemal przepraszająco świętowali pod Etihad we wtorek wieczorem, znowu kiedyś będzie miało swój dzień, ale może okazać się, że w przyszłym sezonie pojawi się przed nimi prawdziwe wyzwanie o tytuł mistrzowski.
Paul Gorst
Komentarze (16)
Po przeczytaniu nagłówku tego artykułu i po przeczytaniu 3 akapitów tych wypocin stwierdzam, że chyba temu Panu już dziękujemy. Nic nie wnoszący artykuł o swoim widzi mi się. No sory, ale to było słabe
1. to, że kiedyś się to udało nie oznacza, że znów się to uda. topowe zespoły utrzymują się na szczycie bo uzupełniają braki w składzie
2. zawodnicy nie są młodsi tylko starsi
3. to, że gramy cały czas wąską grupą piłkarzy sprawia, że stajemy się przewidywalni.