Pożegnanie po 35 latach w LFC
Graham Carter odebrał niedzielne wyrazy uznania po przejściu na emeryturę w Liverpoolu w taki sam sposób, w jaki podchodził do swojej pracy przez ostatnie 35 lat.
Po cichu i skromnie. Wieloletni kitman, a niegdyś kierowca The Reds, był może nawet nieco zaskoczony całym zamieszaniem.
Jednak słowa skierowane do niego przez menedżera i kapitana zespołu, szpaler utworzony dla niego przez piłkarzy i członków sztabu, a także wyjątkowy uścisk z Jürgenem Kloppem przed The Kop, świadczyły o powszechnym szacunku, jakim cieszy się Graham.
- To surrealistyczne. To był nietypowy dzień w pracy - mówił w rozmowie z liverpoolfc.com po weekendowym zwycięstwie Liverpoolu z Crystal Palace na Anfield, swoim ostatnim jako pracownika klubu.
- Dopiero kiedy przeczytałem program meczowy - zwykle wcześnie schodzę na boisko i czytam program - przeczytałem notatki bossa i Jordana Hendersona, wszystkie pochlebne na mój temat. To było po prostu przytłaczające.
- Jestem wdzięczny za wszystko, co klub dla mnie zrobił. Bardzo mi się tu podobało, ale teraz jest czas, żebym odszedł i mógł nacieszyć się rodziną.
Podróż Cartera do obecnego okresu - obejmująca ośmiu różnych menedżerów, odkąd zaczął pracę na pełny etat w 1986 roku - nie była konwencjonalna.
Dorastał w St Helens jako zawodnik ligi rugby, z którym związany jest zresztą do dziś, i zanim trafił na Anfield, nie interesował się piłką nożną.
Graham dołączył do Ellisons w 1977 roku, a w ramach pierwszego zlecenia w firmie transportowej wybrano mu pewną drużynę, która później stała się dominującą siłą w angielskiej i europejskiej piłce nożnej.
- Wysłali mnie na Anfield i zabrałem zawodników z Anfield na obiekt w Melwood - wspominał swój pierwszy dzień w pracy.
- Robiliśmy to pięć dni w tygodniu, po prostu odbieraliśmy ich rano, zawoziliśmy na trening, a potem zabieraliśmy z powrotem. Podobało mi się to, to była świetna robota. Potem w 1986 roku dostałem pracę kierowcy pierwszego zespołu.
Po zostaniu pracownikiem LFC Graham nie musiał długo czekać na wielki dzień. Drużyna Kenny'ego Dalglisha po wygraniu ligi w sezonie 1985/86 odniosła kolejny sukces, wygrywając 3:1 w słynnym spotkaniu z Evertonem w finale Pucharu Anglii na Wembley, sięgając po dublet.
- To był mój pierwszy raz - wspomina Graham.
- To było dla mnie jedno z najlepszych trofeów, ponieważ tak naprawdę było pierwsze ze mną na autokarze. Myślę, że spędziłem w Londynie chyba trzy dni, to było niesamowite.
- Dla mnie to też było bardzo miłe, mogłem jeździć wśród tłumów na Wembley Way itd. Było świetnie, to najlepszy dzień w moim życiu, naprawdę.
Po ponad dziesięciu latach jazdy z The Reds wzdłuż i wszerz kraju w 1999 roku Gerard Houllier zaproponował Carterowi objęcie stanowiska kitmana. Skorzystał z tej okazji i dołączył do zespołu w Melwood, gdzie stał się popularną i szanowaną postacią dla kolejnych pokoleń Liverpoolu, które pomógł przygotowywać do gry.
- To, jak widzą ich ludzie, różni się od tego, jak ja ich widzę - mówił Graham o swoich relacjach z zawodnikami pierwszego zespołu.
- W klubie są po prostu normalnymi ludźmi. To naprawdę wygląda tak, jakbyś pracował z kolegami. Tak naprawdę nie widać megagwiazd. To było wspaniałe życie, które miałem - nie zamieniłbym tego na nic!
- Wszyscy chłopcy, wszyscy ci gracze przez te wszystkie lata nigdy się nie zmienili - wszyscy zawsze byli bardzo przyjaźni. Nie ma wśród nich gwiazdorów, wszyscy są przyzwoitymi chłopakami. To tak, jakby pracować z kumplami, naprawdę.
Podczas gdy twarze, obiekty i sama piłka nożna zmieniały się wokół Cartera w ciągu ostatnich 22 lat, specyfika jego codziennej pracy pozostała w dużej mierze taka sama. Zapewnienie nieskazitelnego zestawu na każdą sesję treningową, mecz, wyjazd i obóz treningowy - ten ostatni to ponoć najtrudniejszy aspekt tej roli - zawsze oznacza dobrze wykonaną robotę.
- Zasadniczo to się nigdy nie zmieniło - mówi Graham.
- Teraz jest tak samo, tylko jest tego trochę więcej. W miarę upływu lat bierzesz coraz więcej sprzętu i tworzysz coraz więcej zestawów. Z biegiem lat jest tego po prostu coraz więcej.
- Przed sezonem jest ciężko, zawsze. Każdy powie Ci, że to najtrudniejsza część sezonu - jest dużo więcej zawodników.
- W normalny dzień jesteś na swoim obiekcie treningowym, we własnym ośrodku i wszystko jest dla ciebie. Na obozie treningowym jesteś w hotelu i musisz iść do sypialni z zestawem.
- To staje się coraz trudniejsze, a bez tego jest dość ciężko. Jest was trzech lub czterech, niektórzy zajmują się sypialniami, inni treningami. To trudny czas, dużo sprzętu.
Carter musiał jednak dołączyć do sprzętu kilka dodatkowych rzeczy, gdy Liverpool wybierał się w 2005 roku do Stambułu na finał Ligi Mistrzów z Milanem.
Przed spotkaniem, które zespół Rafy Beniteza wygrał na Ataturk Stadium, zostały przygotowane T-shirty z napisem "Champions League Winners - Istanbul 2005".
Co zrozumiałe, gdy The Reds w przerwie przegrywali 0:3, Graham zaczął pakować koszulki, żeby pozostały nieużyte i zapomniane.
- Schowałem je! - zdradził, uśmiechając się.
- A kiedy wygraliśmy po rzutach karnych i zacząłem biec przez boisko, pomyślałem: "Pójdę lepiej po T-shirty!". Dlatego pobiegłem z powrotem.
W wielu wiadomościach oddających hołd Carterowi czy w komentarzach byłych piłkarzy Liverpoolu pod jego adresem, można zauważyć, że były już kitman The Reds jest też określany pieszczotliwym pseudonimem.
- Wiele lat temu ochrzczono mnie "hełmem". Carra nadal tak do mnie mówi.
- Dawno temu miałem długie włosy i jestem pewien, że to Mark Lawrenson wymyślił tę ksywkę. No i tak już zostało, przez lata wszyscy mnie tak nazywali.
- Może poza chłopakami, którzy są tu teraz, bo nie ma wśród nich już Carry, dlatego dziś rzadziej to słyszę. Lawro to zaczął, a Carra kontynuował.
- Nawet Kenny nazywa mnie "hełmem", robi to wciąż, za każdym razem gdy mnie widzi. Wszyscy zawsze tak robili. Nie mam nic przeciwko - niech nazywają mnie, jak chcą, dopóki mogę wykonywać swoją pracę, nie przeszkadza mi to.
Jednak teraz jego praca jest skończona.
Po 35 latach służby w klubie, od podwójnej korony Dalglisha do czterech trofeów pod wodzą Kloppa, przez wiele niezapomnianych przeżyć pomiędzy, Graham szczęśliwie udaje się na emeryturę.
- Decyzja zapadła mniej więcej w połowie tego sezonu - powiedział.
- Poszedłem do Raya Haughana, który jest moim bezpośrednim przełożonym, a następnie do bossa i powiedziałem: "Czas na mnie".
- Na początku zeszłego roku miałem problemy ze zdrowiem i przez siedem miesięcy miałem wolne. Po prostu zdecydowałem, że nadszedł czas, bym odszedł, żeby spędzić trochę czasu z wnukami i rodziną.
- LFC całkowicie zmieniło moje życie, ponieważ byłem tylko kierowcą autokaru. Nagle jestem kierowcą Liverpoolu, a potem dostaję pracę jako kitman.
- Miałem dzięki temu dobre życie. Dobrze mi się tu żyło i cieszyłem się tym. Możliwość robienia tego wszystkiego i czerpania z tego również radości to coś wspaniałego.
Komentarze (11)
My na podium i United bez pucharu. Sezon zaliczam do udanych.
A co do Grahama Cartera - fajną robotę miał przez te trzydzieści kilka lat!!
https://recruitment.liverpoolfc.com/vacancies/search
Powodzenia w aplikowaniu :)