Conor Bradley - przyszłość Liverpoolu?
- Został dostrzeżony przez przypadek. Jechaliśmy na turniej dla młodzików poniżej 11 roku życia i czterech z nich przeziębiło się i nie mogło zagrać. Jeden z nich powiedział nam o swoim kuzynie, cały czas powtarzał: „Weźcie Conora, weźcie Conora" – wspomina Rory Lynch, trener Conora Bradleya.
Lynch był nastawiony do tego pomysłu raczej niechętnie. Znał go z zajęć mini-soccera prowadzonych w St. Patrick's Football Club w ich rodzinnej wiosce Castlederg w Irlandii Północnej. Był jednak bardzo ostrożny biorąc pod uwagę, że rywale mogli być nawet o trzy lata starsi od samego Bradleya, który miał wówczas zaledwie osiem lat. Zamiast tego Lynch wziął do ręki telefon i wydzwaniał do rodziców w desperackiej próbie znalezienia wystarczającej liczby graczy. Jednak ostatecznie musiał wziąć ze sobą Conora.
- Jego kuzyn nie odpuszczał. Poddałem się i rzuciłem „niech będzie, weźmy go". Dom Conora był po drodze, wystarczyło, że go zgarnęliśmy. Był bardzo, bardzo młody i stał się naszym jedynym zmiennikiem. Jeden z chłopaków doznał kontuzji po pierwszych dwóch minutach spotkania.
- Pierwszą rzeczą, którą mu powiedziałem to, aby podawał od razu, gdy otrzyma piłkę. Żeby nie brał na siebie gry, nie wdawał się w pojedynki z rywalami. Nie chciałem, aby coś mu się stało. Co było pierwszą rzeczą, którą zrobił? Wdał się w pojedynek o piłkę z innym piłkarzem. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Został najlepszym graczem turnieju i był najlepszym strzelcem. To było niesamowite.
- Był mały ale pamiętam jak w półfinale turnieju wywalczył dla nas finał rozgrywek. Zdobył zwycięskiego gola strzałem z główki po rzucie rożnym. Nie dorównywał innym piłkarzom wzrostem, ale był bardzo atletyczny. Nie mogłem uwierzyć w to co oglądam. Był ulepiony z innej gliny. Jestem związany z piłką nożną naprawdę długo ale wcześniej nie spotkałem się z czymś takim. Od tamtego momentu wiedziałem, że mam do czynienia z kimś wyjątkowym.
Liverpool z pewnością uważa podobnie. To może być jeden z powodów, dla których klub może pozwolić na odejście wychowanka akademii, Neco Williamsa. Walijski boczny obrońca w letnim okienku transferowym ma zmienić swoje otoczenie w poszukiwaniu częstszych występów w pierwszej drużynie. The Reds nie zamierzają sprowadzać zastępstwa, mając na uwadze Joe Gomeza, który także może występować na prawej obronie i być zmiennikiem Trenta Alexandra-Arnolda. Co więcej, w klubie panuje przekonanie, że Bradley jest coraz bliżej pierwszej drużyny.
17-latek, który w lipcu stanie się pełnoletni, błyszczy od czasu dołączenia z Dungannon Swifts w 2019 roku. Bradley, zawodnik mogący grać także w środku pola, podpisał podpisał trzyletni kontrakt z the Reds w lipcu 2020 roku. Jego występy w drużynie U-23 przekonały menedżera akademii, Alexa Inglethorpe'a oraz świetnego trenera Vitora Matosa o tym, że piłkarz jest wyjątkowo utalentowanym zawodnikiem, znacząco przewyższającym poziomem swoich rówieśników.
W gruncie rzeczy jest to coś co Bradley robił przez całą swoją dotychczasową karierę. Przekonywał, na różnym etapie rozwoju, odpowiednich ludzi o swoim talencie, począwszy od występu w turnieju St. Pats ponad dekadę temu.
Lynch wciąż wspomina moment powrotu do Castlederg, małej irlandzkiej miejscowości w hrabstwie Tyrone, zamieszkanej przez 2000 mieszkańców. Nie mógł się doczekać, aby powiedzieć wszystkim o diamencie, który właśnie odkrył.
- Przekonałem trenera młodzików do lat 13 w St. Patrick’s, aby wystawił go do gry. Powtarzałem: „Pozwól mu grać, zobacz co potrafi”. To był w zasadzie koniec sezonu. Mówiłem, aby dał mu chociaż 10 minut pod koniec paru meczów. Popatrzył na mnie jakbym miał dwie głowy. Zacząłem go wręcz błagać. Pamiętam, że po jakimś czasie spotkaliśmy się ponownie i ten trener powiedział tylko: „Jezu Chryste. Ten dzieciak jest niezwykły”.
- Wiedzieliśmy, że odkryliśmy przyszłą gwiazdę. Od tamtego czasu klub stawał się coraz lepszy. Wcześniej, od kiedy zaczęliśmy działalność w 1997, nie wygraliśmy żadnego trofeum. Gdy Conor skończył 11 lat… od tamtego momentu wygrywaliśmy każdą ligę, każdy możliwy turniej. Coraz więcej zawodników chciało do nas przychodzić, ponieważ wiedzieli, że będą mieli okazję być w zespole z Conorem Bradley. W moim ostatnim roku, który spędziłem chyba w U-16, wygraliśmy wszystko co było możliwe.
- Gdy przystąpiliśmy do the Foyle Cup (międzynarodowego turnieju) mieliśmy mecz z dużą, mocną ekipą, Coleraine. Sądziliśmy, że tutaj nasza przygoda się kończy. Conor zdobył wtedy hattricka, wygraliśmy 4:1. Pokonał ich w zasadzie w pojedynkę. Był nie do zatrzymania. To był wspaniały czas dla klubu. Już wtedy był w okolicy bardzo rozpoznawalny. Każda ekipa go chciała i starała się go pozyskać.
To Steafan Deery, jeden z trenerów St. Patrick’s, był osobą, która dała cynk skautowi Liverpoolu o młodym talencie z Castlederg. Deery był trenerem w szkole podstawowej, pracował dla the Irish Football Association. Nieco później Bradley został przyjęty na jeden z elitarnych programów w Irlandii Północnej. Deery odezwał się do Liverpoolu, gdy Bradley miał dziewięć lat i trenował dwa razy w tygodniu w klubowym ośrodku the Reds ulokowanym w Belfaście.
- Pamiętam, gdy po raz pierwszy pojawił się na treningu w Belfaście. Od oglądania jak trenuje kręciło mi się w głowie. A wcześniej martwiłem się czy będzie w stanie nadążyć. W ciągu dwóch, trzech minut znowu zaczął się wyróżniać – dalej wspomina Lynch.
Co oczywiste, zainteresowanie Bradleyem szybko osiągnęło kosmiczny poziom. Im dłużej grał w Irlandii Północnej, tym większa liczba skautów zaczęła pojawiać się w Castlederg. Manchester City, Manchester United i Chelsea były wśród ekip, które śledziły postępy młodziaka, grającego wtedy na pomocy. Samemu Lynchowi młody Irlandczyk bardzo przypominał Stevena Gerrarda.
- Raz zdarzyło mi się rozmawiać z jednym z sędziów. Powiedział, że uwielbia uczestniczyć w meczach moich drużyn. Gdy go zapytałem dlaczego, odpowiedział, że po każdej z nich podchodzi do niego nieznajoma osoba chcąca się dowiedzieć z jakim numerem grał Conor Bradley. Cały czas ktoś się pojawiał, było wielu skautów z Blackburn i innych miejsc. Mnóstwo osób go obserwowało.
Pomimo całego zgiełku, który pojawił się wobec Bradleya, młody piłkarz pozostał wierny St. Patrick’s. Jego rodzice, a w szczególności jego matka Linda, chcieli, aby chłopak po prostu cieszył się z gry w piłkę. Byli pewni, że bliskość przyjaciół mu to zapewni. W tamtym czasie rodzina Bradleyów prowadziła lokalną firmę sponsorującą drużynę, a po sukcesie w lidze lub pucharze często zabierali wszystkich na wspólne świętowanie.
Poza występami dla St. Patrick's, Irlandii Północnej i akademii Liverpoolu, grał także w futbol gaelicki dla St. Davog’s. Lynch utrzymuje, że gdyby Bradley nie grał w piłkę nożną, to wciąż grałby w futbol gaelicki na poziomie hrabstwa.
- Choć go nie trenowałem, pamiętam jego występy. Był niesamowity. Wykonywał ogromną pracę dla swojej drużyny. Nieustannie ich zachęcał i motywował. Wspaniale było zobaczyć te cechy u 10-latka – wspomina Liam Lynch, młodszy brat wspomnianego wcześniej Rory’ego. Liam obecnie kieruje St. Patrick’s po tym jak jego brat zrezygnował z funkcji pięć lat temu.
W końcu nadszedł czas rozstania. W wieku 14 lat Bradley znacznie przerósł talentem i umiejętnościami lokalny klub i dołączył do Maiden City, znajdującego się na północy kraju. Po krótkim pobycie tam przeniósł się do Dungannon Swifts na dwa sezony. Dixie Robinson, który jest w drużynie Dungannon szefem od działu zajmującego się rozwojem piłkarzy, przez długi okres przekonywał Bradleya do przenosin.
- Torturowałem jego mamę telefonami. Wiedzieliśmy o nim od kiedy skończył 10 lub 11 lat. W końcu udało nam się go sprowadzić, gdy miał już 15 lat. Trenerzy byli zmieceni przez jego talent. Z miejsca przykuwał uwagę wszystkich. Miał temperament, zdolności oraz świetną etykę pracy.
- Conor jest też piekielnie szybki. Tak naprawdę nikt nie miał tej szybkości co on. To jest to czego się potrzebuje do gry na najwyższym poziomie. Wiedzieliśmy, że jeśli trafi do Liverpoolu i będzie ciężko pracował to uda mu się dojść naprawdę daleko. Wiadomość, że być może będzie trenował z pierwszą drużyną na stałe zwaliła mnie z nóg. Jeśli dostanie szansę na seniorski debiut to będzie wspaniale.
Bradley ma już za sobą międzynarodowy debiut. Boczny obrońca zagrał mecz w barwach Irlandii Północnej w majowym meczu przeciwko Malcie. Uczyniło go to czwartym najmłodszym zawodnikiem, który wystąpił w składzie Irlandii Północnej.
Choć lista osiągnięć Bradleya wydaje się być imponująca, tak nie dziwi nikogo kto go trenował. Terry Fitzpatrick, który był ostatnim trenerem młodzieńca w Dungannon, zanim dołączył do Liverpoolu w 2019 roku, był naprawdę zaskoczony tym, jak dobry był Conor, kiedy po raz pierwszy obserwował jego grę.
- Jako trener U-18, poszedłem pooglądać mecze zawodników poniżej 16 roku życia. Chciałem zobaczyć kim są ci młodzi piłkarze. Conor był pierwszy na liście. Od pierwszego meczu, w którym go zobaczyłem, pomyślałem, że jest w nim coś wyjątkowego. Jego tempu pracy nie miało sobie równych, prezentował też ogromne umiejętności. Tym co go naprawdę wyróżniało to zrozumienie gry. W ciągu tygodnia lub dwóch został przeniesiony do drużyny U-18 – wspomina Fitzpatrick.
- Bardzo ciężko pracował. Jego cała rodzina była pod tym względem bardzo podobna. Mieszkał ponad godzinę drogi od miejsca, w którym trenowaliśmy. Przychodził do mnie godzinę wcześniej abyśmy mogli przed właściwym treningiem popracować nad paroma elementami. To mówi wszystko o zaangażowaniu Conora.
- Jego wyjątkową cechą na boisku była bezinteresowność. W tamtym czasie grał u nas na pozycji napastnika i właśnie wtedy można było zobaczyć jego umiejętność pierwszego kontaktu z piłką. Gra na różnych pozycjach nigdy nie będzie dla niego większym problemem, ponieważ na ogromne zrozumienie tej dyscypliny.
Odejście Neco Williamsa latem mogłoby okazać się ogromnym szczęściem dla Bradleya. Jednak nie ma wątpliwości, że młody zawodnik zapracował sobie na wszystko co dotychczas osiągnął. Bradley zawsze grał powyżej swojej grupy wiekowej i jeśli stanie się pierwszym Irlandczykiem z Północy, który zagra w Liverpoolu od czasów Sammy’ego Smytha (minęło 68 lat!) to z pewnością będzie to wywalczony i wypracowany rezultat.
- Ludzie zawsze powtarzali mi, że nie powinienem być taki pewny, że mu się uda. Jednak zawsze wiedziałem, że ma w sobie coś wyjątkowego. Z Mitchell Park na Anfield? To może się już nigdy nie powtórzyć – dodawał Rory Lynch.
Caoimhe O'Neill
Komentarze (7)
Ale może tym razem będzie inaczej, chociaż w to wątpię, bo w dzisiejszej piłce liczy się sukces "tu i teraz". Tylko jakieś mega wybitne jednostki potrafiły się przebić wyżej i to też przy sporej dozie szczęścia.
Np. gdyby nie kontuzje Clyne'a to nie wiem czy TAA tak szybko wskoczyłby do składu.
Fajnie, że jest grupa zdolnych graczy ale oni potrzebują czasu, dorosła pilka i PL rządzą się swoimi prawami.