Xavier wspomina grę dla Evertonu i Liverpoolu
- I mówicie, że od dwudziestu lat jestem ostatnim, który to zrobił? Naprawdę? – śmieje się Abel Xavier. – Niewielu zawodników zdobyło się na taki krok...
Były reprezentant Portugalii wie wszystko o wyzwaniu, jakim jest bycie zaakceptowanym po obydwu stronach rzeki Mersey. Żaden z piłkarzy nie przeniósł się bezpośrednio pomiędzy Evertonem a Liverpoolem, odkąd Everton sprzedał Liverpoolowi Xaviera w 2002 roku za 800 tysięcy funtów.
Z racji, że po prowadzeniu reprezentacji swojego rodzinnego Mozambiku ekscentryczny 48-latek zrobił sobie przerwę od pracy trenerskiej, obserwuje z zainteresowaniem ostatnie wydarzenia w mieście, które zwykł nazywać domem. Zatrudnienie byłego menadżera Liverpoolu – Rafy Beniteza, przez Everton podzieliło fanów.
- W piłce nożnej nic mnie już nie zdziwi. Ciągle dzieją się rzeczy, które kiedyś wydawały się niemożliwe i nikt sobie ich nawet nie wyobrażał – wypowiedział się Xavier dla The Athletic w wywiadzie w swoim domu w Lizbonie.
- Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę zaciekłą historyczną rywalizację pomiędzy Liverpoolem, a Evertonem, a także ilość emocji wynikając z takiego ruchu Rafy.
- Wydaje mi się jednak, że powinniśmy się zachowywać racjonalnie. Czasem trzeba spojrzeć na sprawy ze zdrowym dystansem. Można podejść do tego normalnie, szanując historię obydwu klubów, nie widzę tutaj problemu.
Xavier podczas swojej kontrowersyjnej kariery, która trwała 20 lat był wręcz nomadem piłkarskim. Udało mu się wystąpić w ośmiu różnych krajach.
Everton kupił go z PSV Eindhoven za 1,5 miliona funtów we wrześniu 1999 roku. Był bliski dołączenia do Westa Hamu, jednak Walter Smith w ostatniej chwili przekonał go do przejścia na Goodison.
- Harry Redknapp był moim fanem, już prawie miałem podpisać umowę – opowiada Xavier.
- To był świetny zespół, Di Canio, Rio Ferdinand, Frank Lampard. Czekałem tylko na ostatnie ustalenia, jednak wtedy Walter spotkał się ze mną w Londynie i powiedział: „Chcę żebyś dla mnie grał. Zrobię wszystko, abyś dołączył do Evertonu”.
- Walter to świetny gość. Z nim i Archiem Knoxem miałem w Evertonie dwóch twardych trenerów, którzy całkowicie żyli piłką nożną. W Evertonie panowała wtedy świetna, rodzinna atmosfera, a fani traktowali mnie naprawdę dobrze.
- W tamtej drużynie również grało wielu świetnych zawodników – Paul Gascoigne, John Collins i Richard Gough, David Weir czy Duncan Ferguson. 2,5 roku spędzone tam do teraz wspominam z rozrzewnieniem.
W środku sezonu 2001/2002 umowa Portugalczyka dobiegała końca, a obydwie strony nie potrafiły dogadać się w sprawie jej przedłużenia. Ostatecznie postanowiono, że Xavier będzie mógł opuścić klub w czasie styczniowego okienka transferowego, jednak nikt nie wiedział, gdzie ostatecznie wyląduje.
- Rozmawiałem z prezesem o przedłużeniu kontraktu, dobrze się tam czułem – stwierdził.
- Niestety sam klub miał pewne problemy finansowane, w lidze też nie szło zbyt dobrze. Zarząd musiał zastanowić się trochę dłużej nad decyzją, a ja zdałem sobię sprawę, że może nie będzie tak łatwo tam pozostać. Dałem znać klubowi, że wolę, żeby sprzedali mnie teraz i otrzymali za to jakieś pieniądze, niż zamiast tego, aby miał odejść za darmo po sezonie. Wszystko zostało porządnie załatwione, a ja, Everton i fani rozstaliśmy się w atmosferze wzajemnego szacunku.
Kiedy Xavier udzielał wywiadu dla Sky Sports o swojej decyzji dotyczącej nagłego odejścia, Gascoigne przerwał go krzycząc z okna na piętrze: „Abel, nie odchodź, nie dam sobie bez Ciebie rady! Jeśli chodzi o kasę, to zapłaci ci ile chcesz!”.
- Pamiętam to – wspomina Xavier. – To był gość. Grałem z wieloma wspaniałymi zawodnikami, ale Gazza był najlepszy. Nie chodzi tylko o jego osobowość i poczucie humoru, ale także o to jak wszechstronnie uzdolniony był jako sportowiec, niesamowicie inteligentny zawodnik. Po prostu wow.
- Jeśli wszystko ułożyłoby się tak, jak powinno, to teraz byłby wspominany jako jeden z najlepszych zawodników reprezentacji Anglii. Granie z nimi to wielki honor. To także mój dobry przyjaciel. Wiem, że do teraz walczy z różnymi problemami, ale mam nadzieję, że w końcu pozbędzie się problemów i znajdzie spokój. To bardzo ważna rzecz.
Xavier twierdzi, że pomiędzy decyzją Evertonu, a ofertą Liverpoolu minęły maksymalnie dwa tygodnie.
Phil Tompson zastępował wtedy na Anfield Gerarda Houlliera, który dochodził do siebie po operacji serca. Liverpool potrzebował defensywnego zawodnika po chorobie Markusa Babbela.
- Kiedy stwierdziłem, że mogę opuścić Everton, nie wiedziałem, że trafię do Liverpoolu. Naprawdę tak było – stwierdził Xavier.
- To miał być inny klub. Jednak nie ma co o tym gadać, skoro stało się inaczej.
- Kiedy Houllier dowiedział się, że jestem otwarty na oferty, skontaktował się ze mną. Taki transfer między Evertonem, a Liverpoolem to gruba sprawa. Przede mną zrobił to Nick Barmby w 2000 roku. Potem nikt, oprócz mnie.
- Nie było łatwo. Będąc graczem Evertonu, stałem się częścią tej rywalizacji. Byłem jednym z „niebieskich”. Udało nam nawet pokonać Liverpool na Anfield (we wrześniu 1999 roku). A potem nagle trafiam do Liverpoolu.
- Biorąc pod uwagę czynniki zawodowe, sportowe i ekonomiczne, to nie miałem tak naprawdę innego wyboru. W Liverpoolu mogłem grać w Lidze Mistrzów. Byłem reprezentantem Portugalii, chciałem grać na najwyższym możliwym poziomie. Chciałem również grać dla Houlliera. Wtedy sprawy wyglądało zupełnie inaczej w Liverpoolu i Evertonie. Jednak nigdy nie robiłem nic wbrew sobie i dzięki temu nie miałem wyrzutów sumienia.
Xavier zawsze negocjował samodzielnie swoje umowy z klubami – w czasie swojej kariery nigdy nie korzystał z usług agenta.
- Jako zawodnik sprzedajesz to, co jesteś w stanie zaoferować na boisku. Masz wpływ na to, co uda ci się stworzyć, jesteś w stanie to kontrolować – wyjaśnił.
- Do teraz mam takie podejście. Agenci często chcą decydować za zawodników, sami sterują ich karierą. Jako profesjonalista, starałem się zawsze dawać z siebie wszystko, grać dobrze, a jeśli ktoś odzywał się do mnie w sprawie ewentualnego zatrudnienia, wtedy rozmawialiśmy.
- W przypadku zmiany klubu, to ja zawsze chciałem mieć nad tym pełną kontrolę. Odmawiałem klubom, które mi się nie podobały, których polityki nie akceptowałem, albo ich sytuacja pozostawiała coś do życzenia. Nikt nie musiał mi doradzać, albo podejmować za mnie decyzji. Wszystko robiłem samemu.
Xavier mieszkał wtedy w okolicy Doków Alberta w Liverpoolu. Ciężko było go nie zauważyć z jego tlenioną fryzurą i brodą. Jak fani obydwu drużyn reagowało na jego postać?
- Tak naprawdę nigdy nie miałem problemów na mieście – stwierdził.
- Nigdy nie wypowiadałem się negatywnie o Evertonie po odejściu z klubu. Potem zacząłem grać dla Liverpoolu i myślę, że fani Liverpoolu od samego początku mogli zauważyć, jak bardzo zaangażowany byłem w grę dla ich klubu. Życie toczy się po prostu dalej. Nadal szanowali mnie zarówno kibice Evertonu, jak i Liverpoolu. To wiele dla mnie znaczyło.
Xavier miał pechową serię bez zdobytego gola w 49 meczach w Evertonie, jednak w debiucie w Liverpoolu zdobył bramkę po zaledwie 16 minutach występu w meczu przeciwko Ipswich Town na Portman Road wygranym 6:0.
- Wyjątkowe uczucie. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę cieszył się z bramki wraz z graczami Liverpoolu – stwierdził. – Nagle przeszli od bycia największymi rywalami, do bycia moimi kolegami.
- Dobrze przyjęto mnie w szatni. To był wspaniały miks wielu różnych narodowości i kultur. Niesamowici wychowankowie Akademii Liverpoolu, jak Gerrard, Carragher, czy Michael Owen. Do tego inni zawodnicy, tacy jak Sami Hyypia, Stephane Henchoz albo Nicolas Anelka.
Derby Merseyside na Anfielda były trzecim meczem Xaviera dla Liverpoolu. Gol Anelki uratował punkt gospodarzom.
- To były niesamowite emocje – wspomina Xavier. – Niektórzy ludzie są tak bardzo zaangażowani w w piłkę nożną, że nie mogą wybaczyć ci tego co zrobiłeś. Mimo wszystko nie zostałem wybuczany.
- Od krycia Heskeya i Owena przeszedłem do krycia Kevina Campbella i Duncana Fergusona. Najwięszy szacunek otrzymuje się od fanów po dobrym występie na boisku, ale również dzięki temu, co mówi się o klubie poza boiskiem. W Evertonie grałem głównie jako środkowy obrońca albo wycofany pomocnik. W Liverpoolu pokrywałem za to dość duży obszar przed linią obrońców.
- To były wyjątkowe derby, a atmosfera z obydwu stron była wyborna. Oglądanie tego w tv to jedno, ale przeżycie tego jako piłkarz, to coś zupełnie innego.
Xavier zagrał dla Liverpoolu w drugiej połowie sezonu 15. razy, The Reds skończyli ligę na drugim miejscu, ustępując Arsenalowi. Obydwa zespoły z automatu zakwalifikowały się do ćwierćfinałów Ligi Mistrzów.
Niestety w następnym sezonie Xavier wystąpił zaledwie 6 razy, a w styczniu został wypożyczony do Galatasaray. Latem, po zatrudnieniu przez Liverpool Steve’a Finnana, Portugalczyk przeniósł się do Hannoveru.
- Naprawdę chciałbym, aby moja kariera tam trwała dłużej. Jednak nie mogę powiedzieć złego słowa o Houllierze – mówi Xavier.
- Każdy powinieć mieć do niego ogromny szacunek. Tak naprawdę Houllier kompletnie odmienił Liverpool, można mówić o dwóch erach w rozwoju klubu, przed i po Houllierze. Stworzył niesamowicie silny zespół, który potrafił zdobywać ważne trofea. Sposób, w jaki trenował zespół, w jaki rozmawiał z innymi zawodnika, był naprawdę wyjątkowy. To był człowiek z wizją wyprzedzającą swoją epokę.
- Bardzo mi przykro, że Gerarda nie ma już z nami. To był prawdziwy gentleman. Nieważne komu się kibicuje, Gerard Houllier zawsze będzie zasługiwać na szacunek. Spotkanie przeciwko Romie w Lidze Mistrzów, kiedy Houllier wrócił po operacji serca, były bardzo wzruszające.
- Graliśmy w Lidze Mistrzów przeciwko Galacie, a tamta atmosfer utkwiła mi w pamięci. Kiedy powiedziałem Gerardowi, że Galata złożyła mi ofertę, on zgodził się na wypożyczenie.
- Jako zawodnik nigdy nie oczekiwałem, że ktoś da mi gwarancję występów. Po prostu chciałem czuć się potrzebny w drużynie. Takie mam podejście. Zawsze kiedy zmieniałem kluby, analizowałem sytuację i stwierdziłem, że jeśli menadżer nie ma interesu w tym, by na mnie liczyć, to w takim wypadku znajdę klub, który będzie mnie potrzebował.
Po pobycie w Hannoverze, a potem we włoskiej Romie, Xavier wrócił do Anglii latem 2005 roku jako zawodnik Middlesbrough. Został jednak zdyskwalifikowany z powodu pozytywnego wyniku testu na sterydy anaboliczne po meczu w Pucharze UEFA z AO Ksanti we wrześniu 2005 roku.
Xavier zawsze twierdził, że jest niewinny, że nigdy świadomie nie brał środków poprawiających wydolność. Obwiniał o wynik zażycie nie do końca przebadanego leku, który sprowadził z Ameryki, by zwalczyć wirusa, który zainfekował jego układ odpornościowy.
Jego zawieszenie zostało skróconego do 12 miesięcy w wyniku odwołania do Sądu Arbitrażowego ds. Sportu, a Middlesbrough stanęło po jego stronie. Zanim wrócił do grania, Gareth Southgate z zawodnika doszedł do roli menadżera, zastępując Steve’a McClarea, który przejął pracę w reprezentacji Anglii.
- Zawsze będę wdzięczny każdemu w Middlesbrough za wsparcie w czasie tych ciężkich miesięcy – stwierdził. – W dniu, w którym opuszczałem zespół ponad 40000 ludzi stało na stadionie i oklaskiwało mnie. Potraktowali mnie tak dobrze. Kocham angielską piłkę. Moje warunki fizyczne i podejście psychicznie pozwalało mi się tam kompletnie odnaleźć.
Xavier ciągle jest dłużny Garethowi Southgate’owi, który dał mu drugą szansę i nie może być szczęśliwszy, że to właśnie były kolega z zespołu i menadżer prowadzi teraz reprezentację, która może ostatecznie zwyciężyć Mistrzostwa Europy.
- Graliśmy razem w obronie, a potem Gareth był moim menadżerem. Znam go bardzo dobrze, wiem jaki ma charakter – twierdzi Xavier. – Gareth od początku dobrze zrobił zostając menadżerem, a wszystkie podziękowania można kierować w stronę Steve’a Gibonsa, która zaoferował mu tę szansę.
- Nigdy nie możemy być pewni przyszłości, ale już wtedy wiedziałem, że Greth jest bardzo zdyscyplinowanym zawodnikiem, mającym ogromną wiedzę teoretyczną. Był bardzo inteligentnym obrońcą i świetnie się ustawiał.
- To, co teraz robi z reprezentacją Anglii, a także to, co udało mu się osiągnąć z reprezentacją U-21, wyciągnąć tak wiele z tak utalentowanych zawodników, to naprawdę wielkie osiągnięcie. Widzimy teraz tego profit.
- Wszystko to pokazuje plusy z budowy właściwej hierarchii i systemu, a także czasu spędzonego na pracy nad własnymi pomysłami. Dodatkowym atutem jest pewność siebie i wiara ludzi, którzy ich otaczają.
- Reprezentacja Anglii dotarła teraz do finału. Bardzo cieszę się z sukcesu Garetha. Anglia ma genialnego trenera, który jest kimś więcej niż zwyczajny selekcjoner. Najlepiej może opisać Garetha słowo „prawdziwy”. Nigdy nie starał się być kimś, kim nie jest.
Po grze w Middlesbrough Xavier trafił do LA Galaxy w MLS, z którego odszedł na emeryturę w 2009 roku i zacząć karierę trenerską. Trenował kluby portugalskie takie jak: Olhanense, Farense i Desportivo das Aves, a potem przejął reprezentację Mozambiku w 2016 roku.
- Bardzo wiele znaczył dla mnie powrót do kraju, w którym się urodziłem, by móc mierzyć się z drużynami z całego świata – stwierdził Xavier.
- Przez trzy i pół roku byłem głównym trenerem i dyrektorem do spraw drużyn młodzieżowych, by pomóc rozwijać się Federacji Piłki Nożnej w Mozambiku. To była świetna praca. Chciałem jak najwięcej pomagać ludziom i dbać o rozwój nowego pokolenia piłkarzy.
- Wrócił do Portugalii w czasie pandemii, by być blisko rodziny. Szczególnie chodzi mi o dziadków, ponieważ w ich wieku są szczególnie narażeni.
- Jednak z całą pewnością chcę wrócić do trenowania. Nie mogę się już doczekać następnego wyzwania. Może to być klub piłkarski, albo drużyna narodowa. Jestem otwarty. Ludzie ciągle patrzą na to jak wyglądam, na moje włosy i mówi: „Abel, przecież to niemożliwe – ty trenerem?”, ale jednak nim jestem i to coś, co jest moją nową pasją.
To rzadkość, że Xavier jest wspominany dobrze zarówno na Goodison Park, jak i na Anfield. Co sądzi o zatrudnieniu Beniteza w Evertonie i komu będzie kibicował w czasie nadchodzących derbów Merseyside pod koniec listopada?
- Ej, nie wolno mi zadawać takich pytań – Portugalczyk znowu się śmieje.
- To za trudno, zbyt szanuję obydwa kluby.
- Grałem w jednym i drugim, a teraz Rafa będzie musiał poradzić sobie w obydwu. Wierzę, że mu się uda, bo to tytan pracy. To wyniki sprawią, jak kibice Evertonu będą go wspominać w przyszłości. One również potwierdzają profesjonalizm piłkarzy i trenerów. Dopóki wszystko będzie robił, tak jak powinien, to fani obydwu klubów go zaakceptują.
- Liverpool ma teraz najlepszego menadżera na świecie. Cieszę się, że obydwa kluby wykazują ambicję i chcą tworzyć niesamowitą przyszłość, a miasto może tylko zyskać mając dwa genialne kluby na najwyższym poziomie.
James Pearce
Komentarze (1)